czwartek, 6 sierpnia 2015

Spirala Nienawiści 22




Rozdział Dwudziesty Pierwszy


Rok 1999
Do końca pozostało 4 dni

Nadal nie mogę uwierzyć jaka ona była uparta!
Nigdy się mnie nie słuchała, a ja zawsze w końcu jej ustępowałem.
Co miłość robi z człowieka!
Zawsze postawiła na swoim nawet jak nie miała racji.
Kręcę głową z uśmiechem i wyobrażam sobie jej spojrzenie. Zawsze podpierała się wtedy pod boki i mrużyła oczy jakby to miało w czymś pomóc.
A jednak pomagało.
Uwielbiałem ten moment kiedy rzucała mi się na szyje dziękując.  Z czasem było to ciężkie do wykonania ze względu na ciągle rosnącego bobasa, ale nie przeszkadzało mi to. Uwielbiałem te krągłości.
Zamykam oczy wyobrażając sobie jakby wyglądało by nasze życie gdybym wtedy postawił na swoim…
Po moich policzkach płyną łzy…


Rok 1998
Na przełomie maja i czerwca
Hogwart


-Czepiasz się! Dobrze ci idzie. – Harry kontynuował lekcje samoobrony dla trzecioklasistów. – Musisz tylko skupić się bardziej na czymś szczęśliwym.  Pomyśl? Co jest najszczęśliwszym momentem  w twoim życiu?
-Hmm – nieduży chłopiec podrapał się pogłowie intensywnie myśląc. – Chyba przyjazd tutaj?
-Mnie nie pytaj, tylko działaj. Jeszcze raz! Expecto Patronum!
- Expecto Patronum! – Krzyknął chłopiec  i na końcu jego różdżki pojawiła się wątła postać srebrnego światła z której w jednej sekundzie uformował się  mały kotek.

Wszyscy intensywnie ćwiczyli.
Wielka Wojna wisiała w powietrzu. Niektórzy odliczali dni, inni godziny.
To było nieuniknione. Jak Śmierć, która przychodzi po śmiertelnie chorego do szpitala by zabrać go w ostatnią drogę.

-Nie będziesz mną rządzić! – Rozległ się krzyk Hermiony z drugiego końca korytarza.
-A właśnie, że będę! Nie będziesz się narażać na niebezpieczeństwo! – Zawtórował jej  krzyk Dracona.
-Kim ty jesteś żeby mną rozkazywać?!
Malfoy złapał ją za ramiona ściskając:
-Twoim mężem – syknął jej do ucha.

Harry oglądał tą scenę z daleka, nie mieszając się. Coraz częściej się tak kłócili. Malfoy nie chciał aby Hermiona walczyła, nie w tym stanie, ale ona była zbyt uparta aby siedzieć w ukryciu i patrzeć jak inni wykonują całą robotę. Cała Hermiona. Zawsze pierwsza do boju o sprawiedliwość i słuszne cele.
Harry wiedział jak wiele wysiłku Malfoy wkładał w próby przekonania jej żeby zrezygnowała. Widział jak mu na niej zależy. Na niej i dziecku. Wojna nie oszczędzi jej ze względu na ciąże. Nie po tym co zrobili.


Rok 1998
Na przełomie maja i czerwca
Posiadłość Malfoy’ow


Mężczyzna wpatrywał się w jej zgarbione i szczupłe plecy .
-Nie mogę, nic na to nie poradzę. Wiesz, że gdybym mógł…
-To zabiłbyś i ją i jego Lucjuszu – dokończyła odwracając się do niego twarzą. –Twoje chore zasady zawsze górowały nad naszą rodziną, zawsze. –Powiedziała z pogardą.
-To nie tak… - zaczął.
- A jak? Zresztą nieważne, nie da się nic już zrobić. – Minęła go i szybkim krokiem skierowała się do łazienki, zatrzaskując za sobą drzwi. Opara się o nie, osunęła na ziemię i zaczęła cicho płakać.
To nie tak miało się skończyć. Nie tak!
Zakryła twarz dłońmi zanosząc się głośniejszym płaczem.
–Nie tak… - wyszeptała.

Mężczyzna  oparty o drzwi po drugiej stronie także cicho zapłakał. Nie z rozpaczy, tylko z bezsilności. Nie mógł zrobić nic aby jego żona była szczęśliwa.  Nic, co by uspokoiło ją choć na trochę, oderwało myśli od tego co ma się niedługo wydarzyć, od tego co nieuniknione.
Każde czyny pociągną za sobą konsekwencje.
Każdy wybór, każda decyzja.
Lecz czasem nie mamy wyboru, czasem to los wybiera za nas.
Mężczyzna zamknął oczy i w wyobraźni ujrzał dzień narodzin Dracona. To szczęście, radość, miłość. To jak się czuł trzymając drobne ciało noworodka na rękach. Te emocje.  Dracon nigdy tego nie doświadczy, Czarny Pan na to nie pozwoli, nie pozwoli na to by oni przeżyli, nie po tym co zrobili. Nie po tej zdradzie.
Za drzwiami ciągle słychać było łkanie Narcyzy.
Decyzja musi zostać podjęta.
Lucjusz otworzył oczy.



*******************************************  



Koniec już blisko…
Esp