Rozdział dwudziesty drugi:
„Wszystko czarno – białe, a gdzie kolory?”
****
Chłopak
tylko się zaczerwienił.
-Nie
no, ale tak na serio to chyba nie. - Zauważyła
Tory.
-Zauważyliście?
- Swą myśl wtrąciła Jenny.
-Co?
-No
to może trochę głupie - kontynuowała powoli. - Ale…
-Ale?
- Niecierpliwa Tory zaczęła nerwowo stukać widelcem o talerz.
Ron
powrócił do pochłaniana pasztecików cielęcych.
-Czy
nie wydaje się wam…
-No,
co? - Tym razem przerwała jej Ginny.
-Że
wszystko tam jest czarno białe. - Trafnie wypowiedziała myśli Jenny Hermiona.
-O
właśnie.
Jak
na komendę wszyscy spojrzeli w tamtym kierunku.
-O
rzesz ty!
-Rzeczywiście.
- Zdumiała się Lavender.
Przy
stole ślizgonów rzeczywiście nie było nikogo barwnego. Uczniowie byli tam
zazwyczaj albo blondynami albo brunetami, rzadziej szatynami. Nie było rudych.
Nikt
też nie był ubrany kolorowo. Obowiązywała tam paleta barw o odcieniach szarości,
czerni i bieli, niekiedy połączona z kobaltem i ciemną zielenią.
-
Wszystko czarno- białe, a gdzie kolory? – Hermiona przerwała ciszę.
Podano
deser, co zauważył tylko Ron.
-O
i patrzcie - pisnęła Ruda. - Żadna nie ma też loków! Niesamowite!
-Głupie
- mruknął Dean Thomas.
-Dziwne.
- Wtrącił Seamus Finnigan.
-
Jakby to była jakaż żałoba. - Palnęła
Tory.
-No
przestań. - Parvati Patil pokręciła głową.
Jedyną
osobą niewypowiadającą się w tej kwestii był…
-Neville
a ty jak uważasz? - Zapytała go Dean.
-Ja
to uważam żeby nie wchodzić im w drogę. – Odpowiedział ten cicho.
Na
co Ron zakrztusił się sernikiem. Harry ze łzami w oczach i uśmiechem na ustach
dość mocno uderzył go w plecy, aż biedak spadł pod stół.
-Sorry
Ron, nie chciałem.
Ale
ten tylko machną ręką.
Kiedy
ze stołów zniknęły ostatnie okruszki ciast dyrektorka wstała. Rozejrzała się po
Sali powodując nastanie natychmiastowej ciszy.
-Zanim
pójdziecie wszyscy spać mam do was kilka, zapewne standardowych uwag. – Odchrząknęła
- Pierwszoroczni niech pamiętają, że wstęp do Zakazanego Lasu jest zabroniony,
pod groźbą szlabanu. Powinno o tym pamiętać też kilkoro starszych uczniów, na
których owe kary nie przyniosły oczekiwanych skutków. - Jej wzrok padł na stół gryfonów. Harry wyszczerzył
zęby do przyjaciela, Hermiona tylko pokręciła głowa.- Nie bierzcie z nich
przykładu. Między lekcjami na korytarzach zabrania się używania czarów.
Dokładny spis, czego robić nie wolno wisi na drzwiach gabinetu naszego woźnego.
Mamy też kilka zmian w gronie pedagogicznym. Profesor Snape dalej będzie uczył
Opieki Przeciw Ciemnym Mocom, dopóki nie znajdziemy następstwa, a także eliksirów,
jednak tylko w siódmej klasie. Klasy od 1 do 6 weźmie pod swoje skrzydła
profesor Gary Obama. – Rozległy się nikłe brawa. - Numerologię prowadzić będzie
profesor Medea Flay. – Także brawa, i jęk zawody od strony Hermiony.
Numerologia to jeden z jej ulubionych przedmiotów, a prof. Victor była jej
bardzo bliska. – Ja oprócz stanowiska dyrektora będę nauczała dalej
transmutacji w klasie siódmej. Klasy 1-6 prowadzić będzie profesor Mary Mayle.
Będzie też ona nowym opiekunem Gryffindoru. – Rozległy się głośne owacje, przy
czym każdy z gryfonów przyglądał się swojej nowej opiekunce. Była mniej więcej
w wieku 50ciu lat. Miała jasne blond włosy upięte w kok i spokojne niebieskie
spojrzenie. Wydawała się miłą osobą, ale to, jaka jest okaże się w praktyce. –
Sprawdziany do…
-Co?!
- Prawie krzyknął Harry. - Dwa razy więcej Snape’a?! Za co?!
-No
stary. - Ron wyglądał na oszołomionego.
-Nie
przesadzajcie. - Mruknęła Hermiona nadal słuchając uważnie słów dyrektorki.
W
końcu nastał koniec uczty. Wszyscy
wolniej lub szybciej wstają od stołu.
Prefekt
naczelna zerwała się ze swojego miejsca. Machnęła ręką na Jimmy’ego Cartera i
Mary Cain, prefektów z piątej klasy.
-Macie
zaprowadzić pierwszaków do wieży. Hasło to „Ostateczne wyjście.” Ja muszę jeszcze coś załatwić.
-Dobra.
-Spoko.
-Zatem
powodzenia.- Hermiona patrzyła jak
dwójka nastolatków zagarnia pierwszaków pod swoje skrzydła i kieruje się do Wieży
Gryffindoru.
-Idziesz?
– Harry wstał od stołu.
-Nie,
muszę jeszcze skoczyć do biblioteki.
-Tak
od razu? – Zdumiał się Wybraniec.
-Tak.
- Uśmiechnęła się. - Są sprawy niecierpiące zwłoki.
Chłopak
zgarną rudzielca od stołu i razem ruszyli za resztą gryfonów.
*
-Dyrektorze!-
Zwróciła się do portretu zdyszana Minera McGonagall.- Dyrektorze Dumbledore! Proszę się obudzić!
Dyrektorze!
Lecz
ów dyrektor nadal drzemał w ramach swojego obrazu wiszącego za dyrektorskim
biurkiem w gabinecie na szczycie wieży.
-Dyrektorze!
-Och!
Minerwo! – Dyrektor demonstracyjnie otworzył oczy i przeciągnął się niczym kot.
- Mówiłaś coś?
-Dyrektorze!-
Kobieta złapała się za serce.- To coś potwornego!- Usiadła na krześle przy
biurku.
-Co
cię trapi moja droga? – Dumbledore zetkną końce palców i oparł łokcie na
oparciu fotela, na którym został namalowany.
-Och
Albusie! – Kobieta pokręciła głową. - To straszne. Tiara właśnie
przepowiedziała nadejście potomka Sam- Wiesz-Kogo!
-Naprawdę?
– Starzec wydawał się tym faktem nieco rozbawiony. Kąciki jego uniosły się
lekko do góry.
-Czy
ciebie to śmieszy? - Spytała poważnie mu się przypatrując. - To poważne…
-Och
Minerwo. - Mężczyzna pokręcił głową.
-Ty
coś wiesz! - Wyciągnęła oskarżająco
palec wskazujący w jego stronę.
Dumbledore
uniósł obie brwi do góry.
-Wiesz
i ciebie to nie martwi?
-Nic
a nic.
-Powiedz
mi, dlaczego?
-Och
Minerwo? - Westchnął.
-Kim
jest to dziecko? - Drążyła kobieta. - Musimy…
-Nic
nie musimy. - Przerwał jej stanowczo starzec, patrząc na nią groźnie zza szkieł
swoich okularów połówek. - To dziecko samo musi wybrać, po której stronie chce
stanąć. Nie możemy się w nic wtrącać. Ani tym bardziej zmuszać do czegoś.
-Ale,
jeśli…
-Nie.
Nie powiem ci, kto to jest.
-Ale…
-Wybacz,
muszę już iść.
-Ale
przecież…
Dyrektor
wstał z fotela i zniknął za ramą obrazu. Kobieta zapadła się jakby w krześle.
Zamknęła oczy i przyłożyła ręce do skroni.
-Nie
ma, co. Ten rok będzie naprawdę ciekawy.- Powiedziała głośno, co zostało
skomentowane cichym szumem byłych dyrektorów i dyrektorek na innych portretach.
Kobieta
westchnęła. Wstała i zajęła miejsce przy biurku. Plecami do pustego teraz
obrazu Albusa Dumbledore. Wzięła do ręki jakieś dokumenty i zaczęła je
przeglądać.
*
Dziewczyna
samotnie ruszyła korytarzem. Potrzebowała lektury uzupełniającej, której nie
dostała na Pokątnej. To już ostatni rok, a w czerwcu czekają ją owutemy.
Gryfonka
nie wiedziała jeszcze, kim chce być. Wahała się między posadą Aurora a
uzdrowicielem. Ale tez dział Międzynarodowej Współpracy Czarodziei był kuszący.
W każdym bądź razie do wszystkich tych posad, zawodów potrzebne były najlepsze
stopnie, czyli wybitne.
Weszła
do biblioteki.
-Dobry
wieczór pani Pince.
-Dobry
wieczór.
Nastolatka
ruszyła wzdłuż wysokiego regału.
-Numerologia.
- Mruczała.- Kompendium wiedzy numerologicznej. Transmutacja owutemowa. Hmmm –
jeździła palcem wzdłuż równo poukładanych książek.
Na
rękach miała już cztery opasłe tomy, brakowało jej jeszcze podręcznika do
transmutacji.
-Mam!
- Jednak książka była zbyt wysoko żeby ją mogła zdjąć bez czyjejś pomocy.
Stając na palcach starała się wyciągnąć ją z szeregu, bez rezultatu.
Odwróciła
się z zamiarem odłożenia trzymanych książek z skorzystania z drabinki.
-Może
pomóc?
-Och!
- Wyrwało się jej i książki z hukiem upadły jej na podłogę.
Nieco
blada dziewczyna schyliła się by je podnieść.
-Pomóc?
*********************
Dyrektorze, czy ja wiem to, co Dyrektor wie?:D
OdpowiedzUsuńCiekawe, kto ofiaruje pomoc naszej Gryfoneczce. <- tu pojawia się sugestywny ruch brwiami :D
Buziaki!:*