środa, 23 lipca 2014

Pojedynek Serc: Rozdział dwudziesty drugi



 Rozdział dwudziesty drugi: „Wszystko czarno – białe, a gdzie kolory?”



****


Chłopak tylko się zaczerwienił.
-Nie no, ale tak na serio to chyba nie. -  Zauważyła Tory.
-Zauważyliście? -  Swą myśl wtrąciła Jenny.
-Co?
-No to może trochę głupie - kontynuowała powoli. - Ale…
-Ale? - Niecierpliwa Tory zaczęła nerwowo stukać widelcem o talerz.
Ron powrócił do pochłaniana pasztecików cielęcych.
-Czy nie wydaje się wam…
-No, co? - Tym razem przerwała jej Ginny.
-Że wszystko tam jest czarno białe. - Trafnie wypowiedziała myśli Jenny Hermiona.
-O właśnie.  
Jak na komendę wszyscy spojrzeli w tamtym kierunku.
-O rzesz ty!
-Rzeczywiście. - Zdumiała się Lavender.
Przy stole ślizgonów rzeczywiście nie było nikogo barwnego. Uczniowie byli tam zazwyczaj albo blondynami albo brunetami, rzadziej szatynami. Nie było rudych.
Nikt też nie był ubrany kolorowo. Obowiązywała tam paleta barw o odcieniach szarości, czerni i bieli, niekiedy połączona z kobaltem i ciemną zielenią.
- Wszystko czarno- białe, a gdzie kolory? – Hermiona przerwała ciszę.
Podano deser, co zauważył tylko Ron.
-O i patrzcie - pisnęła Ruda. - Żadna nie ma też loków! Niesamowite!
-Głupie - mruknął Dean Thomas.
-Dziwne. - Wtrącił Seamus Finnigan.
- Jakby to była jakaż żałoba. -  Palnęła Tory.
-No przestań. - Parvati Patil pokręciła głową.
Jedyną osobą niewypowiadającą się w tej kwestii był…
-Neville a ty jak uważasz? - Zapytała go Dean.
-Ja to uważam żeby nie wchodzić im w drogę. – Odpowiedział ten cicho.
Na co Ron zakrztusił się sernikiem. Harry ze łzami w oczach i uśmiechem na ustach dość mocno uderzył go w plecy, aż biedak spadł pod stół.
-Sorry Ron, nie chciałem.
Ale ten tylko machną ręką.

Kiedy ze stołów zniknęły ostatnie okruszki ciast dyrektorka wstała. Rozejrzała się po Sali powodując nastanie natychmiastowej ciszy.
-Zanim pójdziecie wszyscy spać mam do was kilka, zapewne standardowych uwag. – Odchrząknęła - Pierwszoroczni niech pamiętają, że wstęp do Zakazanego Lasu jest zabroniony, pod groźbą szlabanu. Powinno o tym pamiętać też kilkoro starszych uczniów, na których owe kary nie przyniosły oczekiwanych skutków. -  Jej wzrok padł na stół gryfonów. Harry wyszczerzył zęby do przyjaciela, Hermiona tylko pokręciła głowa.- Nie bierzcie z nich przykładu. Między lekcjami na korytarzach zabrania się używania czarów. Dokładny spis, czego robić nie wolno wisi na drzwiach gabinetu naszego woźnego. Mamy też kilka zmian w gronie pedagogicznym. Profesor Snape dalej będzie uczył Opieki Przeciw Ciemnym Mocom, dopóki nie znajdziemy następstwa, a także eliksirów, jednak tylko w siódmej klasie. Klasy od 1 do 6 weźmie pod swoje skrzydła profesor Gary Obama. – Rozległy się nikłe brawa. - Numerologię prowadzić będzie profesor Medea Flay. – Także brawa, i jęk zawody od strony Hermiony. Numerologia to jeden z jej ulubionych przedmiotów, a prof. Victor była jej bardzo bliska. – Ja oprócz stanowiska dyrektora będę nauczała dalej transmutacji w klasie siódmej. Klasy 1-6 prowadzić będzie profesor Mary Mayle. Będzie też ona nowym opiekunem Gryffindoru. – Rozległy się głośne owacje, przy czym każdy z gryfonów przyglądał się swojej nowej opiekunce. Była mniej więcej w wieku 50ciu lat. Miała jasne blond włosy upięte w kok i spokojne niebieskie spojrzenie. Wydawała się miłą osobą, ale to, jaka jest okaże się w praktyce. – Sprawdziany do…
-Co?! - Prawie krzyknął Harry. - Dwa razy więcej Snape’a?! Za co?!
-No stary. - Ron wyglądał na oszołomionego.
-Nie przesadzajcie. - Mruknęła Hermiona nadal słuchając uważnie słów dyrektorki.
W końcu nastał koniec uczty.  Wszyscy wolniej lub szybciej wstają od stołu.
Prefekt naczelna zerwała się ze swojego miejsca. Machnęła ręką na Jimmy’ego Cartera i Mary Cain, prefektów z piątej klasy.
-Macie zaprowadzić pierwszaków do wieży. Hasło to „Ostateczne wyjście.”  Ja muszę jeszcze coś załatwić.
-Dobra.
-Spoko.
-Zatem powodzenia.-  Hermiona patrzyła jak dwójka nastolatków zagarnia pierwszaków pod swoje skrzydła i kieruje się do Wieży Gryffindoru.
-Idziesz? – Harry wstał od stołu.
-Nie, muszę jeszcze skoczyć do biblioteki.
-Tak od razu? – Zdumiał się Wybraniec.
-Tak. - Uśmiechnęła się. - Są sprawy niecierpiące zwłoki.
Chłopak zgarną rudzielca od stołu i razem ruszyli za resztą gryfonów.
*

-Dyrektorze!- Zwróciła się do portretu zdyszana Minera McGonagall.-  Dyrektorze Dumbledore! Proszę się obudzić! Dyrektorze!
Lecz ów dyrektor nadal drzemał w ramach swojego obrazu wiszącego za dyrektorskim biurkiem w gabinecie na szczycie wieży.
-Dyrektorze!
-Och! Minerwo! – Dyrektor demonstracyjnie otworzył oczy i przeciągnął się niczym kot. - Mówiłaś coś?
-Dyrektorze!- Kobieta złapała się za serce.- To coś potwornego!- Usiadła na krześle przy biurku.
-Co cię trapi moja droga? – Dumbledore zetkną końce palców i oparł łokcie na oparciu fotela, na którym został namalowany.
-Och Albusie! – Kobieta pokręciła głową. - To straszne. Tiara właśnie przepowiedziała nadejście potomka Sam- Wiesz-Kogo!
-Naprawdę? – Starzec wydawał się tym faktem nieco rozbawiony. Kąciki jego uniosły się lekko do góry.
-Czy ciebie to śmieszy? - Spytała poważnie mu się przypatrując. - To poważne…
-Och Minerwo. - Mężczyzna pokręcił głową.
-Ty coś wiesz! -  Wyciągnęła oskarżająco palec wskazujący w jego stronę.
Dumbledore uniósł obie brwi do góry.
-Wiesz i ciebie to nie martwi?
-Nic a nic.
-Powiedz mi, dlaczego?
-Och Minerwo? - Westchnął.
-Kim jest to dziecko? - Drążyła kobieta. - Musimy…
-Nic nie musimy. - Przerwał jej stanowczo starzec, patrząc na nią groźnie zza szkieł swoich okularów połówek. - To dziecko samo musi wybrać, po której stronie chce stanąć. Nie możemy się w nic wtrącać. Ani tym bardziej zmuszać do czegoś.
-Ale, jeśli…
-Nie. Nie powiem ci, kto to jest.
-Ale…
-Wybacz, muszę już iść.
-Ale przecież…
Dyrektor wstał z fotela i zniknął za ramą obrazu. Kobieta zapadła się jakby w krześle. Zamknęła oczy i przyłożyła ręce do skroni.
-Nie ma, co. Ten rok będzie naprawdę ciekawy.- Powiedziała głośno, co zostało skomentowane cichym szumem byłych dyrektorów i dyrektorek na innych portretach.
Kobieta westchnęła. Wstała i zajęła miejsce przy biurku. Plecami do pustego teraz obrazu Albusa Dumbledore. Wzięła do ręki jakieś dokumenty i zaczęła je przeglądać.

*

Dziewczyna samotnie ruszyła korytarzem. Potrzebowała lektury uzupełniającej, której nie dostała na Pokątnej. To już ostatni rok, a w czerwcu czekają ją owutemy.
Gryfonka nie wiedziała jeszcze, kim chce być. Wahała się między posadą Aurora a uzdrowicielem. Ale tez dział Międzynarodowej Współpracy Czarodziei był kuszący. W każdym bądź razie do wszystkich tych posad, zawodów potrzebne były najlepsze stopnie, czyli wybitne.
Weszła do biblioteki.
-Dobry wieczór pani Pince.
-Dobry wieczór.

Nastolatka ruszyła wzdłuż wysokiego regału.
-Numerologia. - Mruczała.- Kompendium wiedzy numerologicznej. Transmutacja owutemowa. Hmmm – jeździła palcem wzdłuż równo poukładanych książek.
Na rękach miała już cztery opasłe tomy, brakowało jej jeszcze podręcznika do transmutacji.
-Mam! - Jednak książka była zbyt wysoko żeby ją mogła zdjąć bez czyjejś pomocy. Stając na palcach starała się wyciągnąć ją z szeregu, bez rezultatu.
Odwróciła się z zamiarem odłożenia trzymanych książek z skorzystania z drabinki.
-Może pomóc?
-Och! - Wyrwało się jej i książki z hukiem upadły jej na podłogę.
Nieco blada dziewczyna schyliła się by je podnieść.
-Pomóc? 


*********************

1 komentarz:

  1. Dyrektorze, czy ja wiem to, co Dyrektor wie?:D
    Ciekawe, kto ofiaruje pomoc naszej Gryfoneczce. <- tu pojawia się sugestywny ruch brwiami :D

    Buziaki!:*

    OdpowiedzUsuń