piątek, 20 września 2013

Spirala Nienawiści 19



Rozdział osiemnasty

 

Rok 1999

 

Wyprowadzają mnie z Sali Przesłuchań, przy drzwiach jednak zatrzymuje mnie Komisarz.

-Draco. – Mówi kręcąc głową. – Dlaczego nie dasz sobie pomóc?

-Bo ja nie potrzebuje pomocy.  – Mowie nie patrząc na niego i ponaglam oficera do wyjścia.

Wychodzimy.

Idąc spoglądam w  podłogę, jakby tam pomiędzy warstwą brudu ukryte były odpowiedzi na wszystkie moje pytania.

Ale nie są. Nikt nie zna odpowiedzi na moje pytania! Nikt!

Tylko ja będę mógł je poznać, już wkrótce…

Wchodząc do mojej  izolatki, rozglądam się jakbym był tu pierwszy raz.

-Tylko kilka dni… -  rozlega się szept z moich ust.

Upadam na prycze. Zamykam oczy wyobrażając sobie najpiękniejszy dzień w moim życiu.

 

Rok 1998

Wieczór poprzedzający ślub.

 

Łup! Łup! Łup!

Rozlega się walenie do drzwi sypialni panny Granger.

-Otwieraj te cholerne drzwi! – Po kilku minutach rozlega się krzyk Dracona.

-Nie! – Odkrzykuje mu głos bynajmniej nie należący do jego przyszłej żony.

-Musze ją zobaczyć!

-Nie! Powiedziałam ci już, że zobaczysz ją rano! Więc spadaj i daj mi w spokoju pracować!

-Przeginasz w tym momencie rudzielcu!

-Spadaj, ale już! Silencio*. – Mruknęła machając różdżką w stronę drzwi.

-Ginny – wtrąca cicho Hermiona – może choć na chwile wejdzie. Chciałabym  go zobaczyć.

-Nie. To przynosi pecha. A teraz siedź prosto , bo musze wypróbować twoją weselną fryzurę.

-Ech. – Westchnęła przyszła panna młoda spoglądając  na wisząca na szafie suknie ślubną.

 

-No nie! – Malfoy kopnął ze złością w drzwi. – Ta ruda małpa rzuciła zaklęcie wyciszające!

Uderzył w drzwi jeszcze raz i odszedł mrucząc pod nosem groźby kierowane w jej stronę.

Szedł nie patrząc gdzie niosą go nogi , aż dotarł do sowiarni. Wszedł po stromych schodach na górę. W pomieszczeniu było tylko kilka sówek, martwych myszy , i niesamowity smród ptasich odchodów.

Chłopak wzdychając podszedł do jednego z okien i usiadł na parapecie spoglądając w coraz szybciej zapadający zmierzch.

Z kieszeni bluzy wyciągnął butelkę alkoholu.

 

 

14 marca 1998 roku

Dzień ślubu.

 

 Choć początek marca nie zapowiadał tak ładnej pogody , niebo w sobotni poranek było czyste niczym w pierwszy dzień lata. Słońce powoli wschodziło nad zamkiem oświetlając go swoim blaskiem.

Mimo wczesnej pory jaką była ósma rano cała szkoła stawiła się  na śniadanie, które to dnia dzisiejszego było wydawane tylko do godziny dziewiątej, z racji uroczystości jaka miała mieć miejsce w tejże Sali w południe.

Tylko kilku osób brakowało w Wielkiej Sali tego ranka.

Najważniejszych osób.

Przyszła panna młoda, stwierdziła, że nic nie przełknie, a przeciwnie, może zwrócić co nieco gdyby w jej pobliżu pojawiła się na przykład jajecznica. Ruda stwierdziła, że nie ma czasu na posiłek, bo musi przygotować Hermione, Luna z kolei jej pomagała.

Natomiast przyszły pan młody leżał nieprzytomny [i pijany] w swojej sypialni, Zabini próbował go dobudzić , a Potter mu pomagał.

-Schlał się jak świnia. – mruknął  Blaise i  wyciągnął z szuflady  małą buteleczkę z eliksirem na kaca. – Weź mu otwórz usta – Zwrócił się  do Pottera i obaj pochylili się nad bezwładnym ciałem Malfoya.  

-Kretyn – powiedział Harry.

-Słyszałem. – Rozległ się zachrypnięty glos Dracona.

-Ale mam ochotę ci przyłożyć w ten durny łeb. – Powiedział Bilasie prostując się . – Ile ty wczoraj wypiłeś?

-Nie pamiętam. – Mruknął Draco pocierając czoło. – Chyba jedna butelkę Ognistej.

-Jedną to wypiłeś tylko ze mną po kolacji, a potem ile?

-Czepiasz się. Naprawdę nie pamiętam. 

-W sowiarni znaleźliśmy dwie puste i trzecią zaczętą. – Wtrącił Potter

-Gdzie?

 

***

Pierwsze promienie słoneczne wkradły się przez zasłonę do pokoju Hermiony , przy której już kręciła się Ginny z Luną.

Panna Granger leniwie przyglądała się jak  dziewczyny biegają po pokoju w poszukiwaniu różnych części garderoby i kosmetyków, bowiem Hermiona chciała być przygotowana bez użycia magii.

W ciszy i niekoniecznie spokoju mijały im kolejne minuty.

Zegar na ścianie wskazywał właśnie kilka minut po  dziesiątej rano, kiedy Luna stwierdziła , że musi iść i  pomóc w  przygotowaniu dekoracji .   

-Poradzisz sobie beze mnie? – Zapytała się Rudej stojąc przy drzwiach

-Bez problemu. Możesz iść. – Po czym zajęła się włosami gryfonki. 

*

Kilkanaście  minut przed południem w Wielkiej Sali zgromadzili się prawie wszyscy uczniowie i nauczyciele.

Każdy z przejęciem dyskontował o tym bądź co bądź ważnym wydarzeniu.

Długie stoły w Wielkiej Sali zamieniono na małe cztero-, sześcio- i ośmioosobowe stoliki.

Cała sala utrzymana została w tonacji czerwieni i zieleni, ze srebrną zastawą i złotymi dodatkami. Przez środek od wejścia ku stołowi nauczycielskiemu  prowadził długi czerwony dywan. Na podwyższeniu z którego zawsze przemawiał dyrektor stała mała katedra , z której zwisały herby obu domów , natomiast na ścianie za katedrą wisiał ogromny herb szkoły.

Pięć minut przed południem z bocznego pomieszczenia wyszedł dyrektor , Snape i młody Malfoy , lekko zielony na twarzy. Dumbledore stanął  za katedrą , a pozostała dwójka z prawej strony  przed nią.

Snape ustawił się za Draconem i położył mu prawa dłoń na ramieniu, próbując dodać mu w ten sposób otuchy.

Punktualnie o dwunastej drzwi Wielkiej Sali się otworzyły i stanęła w nich najpierw para pierwszaków , wyjątkowo małych jak na swój wiek , z koszyczkami kwiatów. Momentalnie ucichły wszystkie szmery i szepty.

Pierwszaki ruszyły w powolny marsz ku dyrektorowi , sypiąc po drodze czerwone i białe płatki róż. W niewielkim odstępie za nimi pojawiła się postać w białej sukni, wyjątkowo blada mimo pełnego makijażu.

Hermiona Granger zatrzymała się na progu Sali rozglądając się z niepewnością i lekkim strachem wymalowanym na twarzy.

Drżącymi rękoma wygładziła suknie i powoli ruszyła do przodu , patrząc w oczy swojego przyszłego męża. Delikatny uśmiech podkreślał jej smukłą twarz , która z każdym krokiem nabierała coraz większych rumieńców.

W końcu zatrzymała się  przed katedrą po lewej stronie Dracona. Za nią stanęła McGonagall i tak jak opiekun Ślizgonów i ona położyła  swojej wychowance prawą dłoń na ramieniu.

Nieco dalej z lewej strony stała Ginny , z prawej Harry.

Dyrektor rozejrzał się po całej szkole i odchrząknął. Opiekunowie obu domów odsunęli się a ich miejsce zajęli świadkowie.

-Witajcie moi drodzy uczniowie , profesorowie , a w szczególności , wy, zakochani. – Tu Dumbledore spojrzał z uśmiechem na przyszłą  parę młodą. – W tych ciężkich i niebezpiecznych dla nas czasach , mam przyjemność poprowadzić te ceremonię ślubną panny Hermiony Jane Granger i pana Dracona Lucjusza Malfoya.

Po Sali przebiegł cichy szept , lecz nikt nie zwrócił na niego uwagi , a dyrektor kontynuował.

-Jeśli na Sali jest ktoś , kto zna powód , dla którego ci dwoje nie powinni być razem niech przemówi teraz albo zamilknie na wieki. – Rozejrzał się, ale nikt, nawet Pansy , która szlochała w ramionach koleżanki, nie pisnęła ani słowa.

-Zatem niech się stanie. – Klasnął w dłonie. – Podajcie sobie prawe dłonie.

Hermiona  niepewnie podała dłoń  Draconowi, a on zamknął ją w swoim silnym i pewnym uścisku , spoglądając jej w oczy.

- Powtarzajcie za mną: - rzekł Dumbledore cicho. – Ja, Draco Lucjusz  biorę siebie ciebie Hermiono Jane  za żonę …

- Ja, Draco Lucjusz  biorę siebie ciebie Hermiono Jane  za żonę …

- … i ślubuje ci miłość,

-… i ślubuje ci miłość,

- …wierność…

-…wierność …

- I uczciwość małżeńska,

- I uczciwość małżeńska,

-…oraz ze cię nie opuszczę aż do śmierci.

-… oraz ze cię nie opuszczę aż do śmierci.

- Tak jak nakazuje prawo świata magicznego.

- Tak jak nakazuje prawo świata magicznego.

- Hermiono, teraz ty: Ja, Hermiona Jane biorę sobie ciebie Draconie Lucjuszu za męża

- Ja , Hermiona Jane biorę sobie ciebie Draconie Lucjuszu za męża…

-… i ślubuje ci miłość,

-… i ślubuje ci miłość,

- …wierność…

-…wierność …

- I uczciwość małżeńska,

- I uczciwość małżeńska,

-…oraz ze cię nie opuszczę aż do śmierci.

-… oraz ze cię nie opuszczę aż do śmierci.

- Tak jak nakazuje prawo świata magicznego.

- Tak jak nakazuje prawo świata magicznego.

 

-Obrączki. – Harry podał dyrektorowi małe , białe pudełko ze srebrnymi obrączkami w środku.

-Hermiono, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości , wierności i oddania tobie. Kocham cię. – Po czym nałożył obrączkę na jej  smukły palec wskazujący i pocałował.

-Draconie , przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości , wierności i oddania tobie. Kocham cię. – nałożyła mu obrączkę i także pocałowała.

 

-Ja mocą która mi przysługuje i dziękując Merlinowi, ogłaszam was mężem i żoną, Draconie – spojrzał na młodego chłopaka – możesz pocałować Hermione.  

 

 

********************************************

Silencio* - zaklęcie wyciszające

 

Ta dam!

Rozdział z dedykacja dla tych którzy czekali!

A w szczególności dla:

 Julietty  - bo dzięki niej mam worda!  ;))

 Poem – bo mnie wspiera  ;))

I dla Tomi’ego  - który jest chyba jedynym chłopakiem który przeczytał moje opowiadania i stwierdził jednocześnie ze wszystkie są do siebie podobne ;p  mimo to uważa ze dobrze pisze ;))

 

[ponad 1300 wyrazów!]

Dzięki wszystkim! 

 

Spirala Nienawiści 18


Rozdział siedemnasty
 
***


 

Rok 1998

Posiadłość Malfoyów.

Do ślubu pozostało 9 dni.

 

-Posłuchaj mnie uważnie moja droga, on już nie jest naszym synem! Nie po tym, co zrobił! – Lucjusz Malfoy oparł swoje blade dłonie na poręczy krzesła Narcyzy. Oboje znajdowali się w gabinecie pana domu, który to został przez niego wyciszony na potrzeby tej rozmowy. Westchnął.  – Wiesz, że nie miałem wyjścia. Twoja siostra … sama rozumiesz… – odwrócił się w stronę okna powtórnie wzdychając. 

-Ale Lucjuszu… to nasze jedyne dziecko. – Kobieta spojrzała na niego przekrwionym, pełnym łez wzrokiem. Po jej policzkach od wielu dni płynęły słone łzy. Nic nie mogła poradzić na to, co działo się pod jej dachem. Ten chłód, który towarzyszył jej na każdym kroku, ciche szepty rozlegające się po kątach, złowrogi śmiech. I śmierć. Odór zgniłych ciał. Wielka Wojna zbliżała się coraz szybciej, a ona nic na to nie mogła poradzić!

 

Rok 1998

Hogwart

Ten sam dzień.

Mimo deszczowej i ponurej pogody za oknami, w szkole panowała dość przyjemna atmosfera. Zbliżający się wielkimi krokami ślub działał na wszystkich niesamowicie kojąco.

Iskierką nadziei miało też być dziecko owej młodej pary.  Dziecko, które połączyło Ślizgona z Gryfonką. Miłość, która pokonała wieloletnią nienawiść. I szansa na lepsze życie. W lepszym świecie.

Tylko… czy ten lepszy świat istnieje?

***

-Granger! – Draco potrząsnął ramieniem swojej przyszłej żony. – Uspokój się, bo na Merlina, zaaplikuje ci środek nasenny i przegapisz wszystkie egzaminy!

Chłopak spojrzał na nią rozmarzonym wzrokiem, była taka piękna nawet, kiedy się czymś martwiła. Jej roztrzepane przez wpadający przez uchylone okno powiew wiatru włosy okalały jej zatroskaną twarz. Przez jej oczy przemawiał strach. Zębami przygryzła dolną wargę i zmarszczyła czoło.

-Draco… – szepnęła. – Boje się…

-Nie musisz. Zawsze będę przy tobie. Kocham cię. – Wyszeptał, po czym ją przytulił. Głowę schował w jej pachnące malinami włosy.

-Też cię kocham. – Wyszeptała w jego koszule.

 

Rok 1999

Sala przesłuchań.

 

-Draco? Jak się czujesz?

Czyjaś drobna ręka dotyka mojego ramienia. Delikatne kobiece perfumy, tak różne od Jej zapachu, otaczają moją twarz.

-Czego chcesz? – Rzucam przez zęby. – Nie potrzebuje twojej litości.

Spoglądam w brązowe oczy Ginny Weasley Zabini.

-Draco… – kobieta przysuwa sobie krzesło i siada naprzeciwko mnie. –Pozwól sobie pomoc.

-Wiesz, czego ja potrzebuje? Spokoju. Świętego spokoju! Ale nie martw się moja droga, za kilka dni będzie już po wszystkim! – Krzyczę.

-Miałeś szanse, wystarczy byś powiedział prawdę…

-Prawdę? – Przerywam jej. – A co ona znaczy w dzisiejszych czasach?  To, co wy nazywacie prawdą, jest kłamstwem, tylko w ładniejszym opakowaniu.  Prawda? – Prycham. - Nie ma prawdy. Nigdy nie było. Całe moje nędzne życie skalało się z kłamstwa.

-Przesadzasz, wiesz? – Ginny poruszyła się na krześle. – A Ona? Ona tez była kłamstwem?

-Ona nie żyje. – Milknę.

-Ale to nie znaczy…

-Zamknij się! – Kajdanki na moich rękach dzwonią nieprzerywanie. – Myślisz, że jest mi łatwo? Że było? Ty nic nie wiesz, nic nie rozumiesz.

-Wiec pozwól mi siebie zrozumieć.

-Już za późno. – Odwracam się w stronę wielkiego lustra. – McKrafft! – Krzyczę.

 

****************************************

Hej ;))

Ale długo mnie nie było o,O

Jestem leniem

Ale to może dlatego, że taką piękną pogodę mam za oknem!  ;))

Pozwanie, piękne słoneczko i bez deszczu! Oby tak dalej <3

Wracając do rozdziału, krótki, wiem, ale stwierdziłam ze krótsze lepiej się czyta no i prościej napisać, a co za tym idzie, znaczna pojawiać się częściej ;)

A w kolejnym w końcu czeka nas ślub! xD [PRAWDOPODOBNIE ;P ]

Buziaki

piątek, 6 września 2013

Pojedynek Serc: Rozdział dwudziesty



Rozdział dwudziesty: „Powodzenia.”

*


Następnego dnia rankiem oboje rodziców odstawiło jedyną córkę na stację.

Dziewczyna wkrótce wyruszy w swoją magiczną podróż zaczynając ostatni rok nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart.

Tak Jane jak Arron  byli z niej strasznie dumni. Ich córka była w szkole prymuską i choć nie bardzo orientowali się w czarach byli szczęśliwi widząc jaka radość od niej bije, gdy z przejęciem opowiada o lekcjach i niektórych przygodach. Oczy jej świeciły z podniecenia na samo wspomnienie o szkole.

A w dodatku teraz została prefektem naczelnym. Akurat wiedzieli , że to bardzo ważne i odpowiedzialne stanowisko.

Nie byli pewni co ich córka wybierze po skończeniu szkoły , ale całkowicie ją wspierali, każde na swój sposób.

Była mądrą i odpowiedzialną młodą kobietą. Cokolwiek wybierze , będzie to dla niej korzystne.

Tak więc pierwszego września stojąc na peronie pełnym mugoli cała trójka się żegnała. Zobaczą się dopiero za kilka miesięcy , na święta. A i to nie wiadomo czy w pełnym składzie.

-Mamo nie płacz – mówiła Hermiona. – Grudzień przyjdzie szybciej niż myślisz.

-Och, skarbie wiem, wiem – mama pociągnęła nosem. – Będę tęsknić za tobą.

-Będziemy. – Poprawił ją ojciec. Pomimo tego co się stało jego CÓRKA nie jest niczemu winna. – Trzymaj się kotku.

-Pa tato, mamo. – Dziewczyna po raz ostatni ucałowała rodziców.

Następnie uśmiechając się wzięła do ręki wózek z bagażem i klatkę z kotem. Przechodząc przez barierkę dzieląca perony dziewięć i dziesięć ,obejrzała się jeszcze za siebie , by zobaczyć jak rodzice wychodzą ze stacji. Razem a jednak osobno.

Hermiona wzdycha i wkracza w magiczny peron numer 9 ¾ .

Uśmiecha się szeroko widząc masę znajomych osób.  Wokoło słychać wesołe rozmowy , pohukiwanie sów i miauczenie kotów. Do tych ostatnich swoją drogę, przyłączył się Krzywołap.

Dziewczyna rozgląda się uważnie za swoimi przyjaciółmi. W końcu dostrzega ich koło lokomotywy. Uśmiechając się szeroko podbiegła do nich szybciutko , oczywiście w miarę swoich możliwości.

-Mionka! – Wykrzykuje Ginny

-Ginny! – Dziewczyna nie pozostaje jej dłużna.

Po czym obie dziewczyny padają sobie w ramiona. Przy czym Hermiona trzyma się za brzuch , ale tak by nikt tego nie zauważył. O kolczyku powie im kiedy indziej.

Cmokają się w policzki.

-Harry! Ron! – I brązowo oka ich też ucałowała ściskając.

-Hermiono! Bo nas udusisz! – Wydyszał Ron.

-Och Ron! Ale ja za wami tęskniłam!

-My za tobą też  Mionka! – Powiedział Harry.

Gdy się już przywitali zaczęli rozglądać się za resztą swojego towarzystwa. W tym wypadku za Luną Lovegood   i Nevillem Longbottomem. Jednak nigdzie ich nie widzieli.

-Gdzie oni są? – Zastanawiał się głośno Harry.

Dochodziła 10:40. Przyjaciele postanowili poszukać sobie wolnego przedziału i tam zaczekać na resztę.

Po drodze do jednego z ostatnich przedziałów pociągu mijali wiele znanych osób.

W pewnym momencie Hermiona zauważyła , że Ruda uśmiecha się do kogoś nad wyraz promieniście. Podążając za jej wzrokiem trafia na Malfoya.

CO?!

Na Malfoya?! Ginny robi maślane oczy do tego drania łamiącego serca każdej dziewczyny w szkole?!

Jednak blondyn nie patrzy na Rudą. Jego stalowe oczy wpatrują się w nią. „CO?! Bezczelny! Czego on się na mnie gapi?”

-Hmm – mruknęła.

Ponad jego ramieniem dostrzegła wysokiego przystojnego chłopaka. Był niezwykle podobny do Malfoya tylko włosy miał ciemniejsze i o zgrozo! uśmiechał się do Ginny!

„Co tu jest grane?” – gorączkowo myślała Hermi , postanawiając tym samym , że zapyta o to przyjaciółkę , gdy będzie miała ku temu sposobność.

Harry, Ron i Ginny weszli do wolnego przedziału, jednak brązowo oka nadal wpatrywała się gdzieś przed siebie, całkowicie wyłączona ze świata zewnętrznego.

-Hermiono!

Nic nie mogło rozproszyć jej myśli…

-Hermiono!

… skupionych na Rudej gryfonce  i ślizgonie. Co oni sobie myślą? Czy to jakiś żart? Przecież…

Ktoś zaczął szarpać ją za rękaw bluzki powodując przebudzenie.

-Hermiono! Idziesz czy nie? – Zdenerwowany Harry wychylił się z wagonu. Samo nawoływanie przyjaciółki nie pomagało. Trzeba było użyć siły.

-Nic ci nie jest? – Pyta z troską chłopak. – Zaraz ruszy pociąg.

-Och! -  Wyrwało się jej. – Nic, już idę. – I z nieco nieprzytomną miną ruszyła za Harrym.

Scenie tej przyglądał się Draco Malfoy. Na widok Reportera szarpiącego Granger zaśmiał się głośno.

-Z czego rechoczesz? – zapytał go Zabini.

-Spójrz. – wskazał palcem na dwójkę nastolatków. – Święta Trójca ma swoje wewnętrzne konflikty.

-Daj spokój. – Blaise machnął ręką. – Choć, bo nie chce stać tu całą wieczność.

Malfoy tylko wywrócił oczami i ruszył za przyjacielem.

W tym czasie dwójka gryfonów weszła do przedziału w którym zadomowił się już Ron. Hermiona usiadła naprzeciw niego przy oknie. Obok niej siedziała Ruda. Harry usiadł koło Rona. Brakowało tylko Nevilla i  Luny. Pociąg powoli ruszył.

Przyjaciele wesoło ze sobą rozmawiali czekając na resztę. W pewnym momencie usłyszeli czyjś krzyk i głośny łomot. Harry siedzący najbliżej drzwi wstał i wyjrzał na korytarz.

-Ron! – Krzyknął. – Pomóż mi!

Ron zerwał się ze swojego siedzenia i obaj wypadli na korytarz. Dziewczyny również wyjrzały na zewnątrz. A tam na podłodze korytarza jak długi leżał rozciągnięty…

-Neville! – Krzyknęła Ginny, a Hermiona zasłoniła usta ręką.

Chłopaki pomogli mu wstać i razem weszli do swojego przedziału. Ich przyjaciel miał podbite oko i chyba złamany nos, z którego obficie leciała krew.

Hermiona wyjęła swoją różdżkę , machnęła nią skupiając wzrok na obrażeniach Nevilla i po chwili jego nos wrócił do normy. Tylko oko pozostało fioletowe.

Swoją drogą to ładny ten fiolet Hmmm nieważne.

-Co ci się stało? – Zapytał Harry sadzając go obok siebie.

Do przedziału weszła Luna ze swoją wiecznie rozmarzona miną. Zamknęła za sobą drzwi i usiadła obok Ginny.

-Witajcie. – Powiedziała sennym głosem, lecz nikt nie zwrócił na to większej uwagi. Wszyscy byli zaabsorbowani Nevillem.

- Malfoy i jego goryle. – Powiedział trzęsącym się głosem.

Hermionie lekko poróżowiały policzki ale nikt tego nie zauważył. No prawie nikt.

-Wiedziałem. – Ronowi poczerwieniały uszy. Zawsze tak miał jak się zdenerwował.

-Powiedział że szkoda na mnie różdżki i wystarczą silne ręce.

-Nie przejmuj się nim... – zaczęła Hermiona.

-Jesteś sto razy lepszy od niego – dopowiedziała Ruda. – To podła przylizana fretka.

Wszyscy się z tego zaśmiali.

-Ale przystojna fretka. – Wtrąciła śpiewnie Luna.

-Podoba ci się ON? – Zapytał z niedowierzaniem Ron. – Nic dziwnego że mówią…

-RON! – Upomniała go Hermiona, na co on się zaczerwienił i spuścił głowę zawstydzony.

-Głupek z niego.

Neville pokręcił głową.

-Aż mi się nie chce jechać do szkoły.

Wszyscy unieśli brwi.

- No co? – Powiedział załamany chłopak. – Teraz jak został prefektem nacz… – nie dokończył.

Hermiona , która właśnie piła sok wypluła go na siedzącego na przeciw niej Rona.

-Feee… – zaczął rudzielec, lecz ona machnęła różdżką i już nie było mokrych śladów.

-CO?! – Krzyknęła , aż biedny Neville podskoczył ze strachu. Wstała z ławki. – Malfoy prefektem naczelnym?! – Zapytała ze złością i w tej samej chwili drzwi przedziału się otworzyły. Wszyscy spojrzeli na dziewczyną w nich stojącą.

- Cześć. – Bąknęła Melisa Chang.* - Eee Hermiono, idziesz na zebranie prefektów? – Zapytała.

-Och. Cześć Mel. – powiedziała. – Tak  idę. – I wyszła nadal w lekkim szoku.

-Myślicie ,że zabije Malfoya? – Zaczęła Ginny.

- Myślę że to całkiem możliwe. – Zawtórował jej Harry i wszyscy w przedziale zanieśli się  głośnym śmiechem.

-Oby tylko wcześniej nie wykończyła nas – zauważył Ron nieco blady.

Drzwi przedziału znowu się otworzyły i stanęła w nich Cho Chang.**

-Cześć wszystkim. – Rzuciła i usiadła na zwolnionym przez Hermionę miejscu. – Ginny ktoś cię szukał.

-Kto? – Zapytała Ruda.

-Jakaś panna. Nie znam. – po czym zwróciła się do Harryego. – Jak ci minęły wakacje?

-Całkiem nieźle, tak było całkiem dobrze, a u ciebie?

Ginny wyszła z przedziału. Ktoś złapał ją za rękę i pociągnął na koniec pociągu.

-Och! – Wyrwało się jej gdy znaleźli się w pustym wagonie.

-Tęskniłaś? – Zapytał chłopak składając na jej pół otwartych ustach pocałunek.

-Tak. – Zdołała tylko szepnąć. I już po chwili całowali się  namiętnie zapominając o całym świecie.


Hermiona szła z dziewczyną na przód pociągu. Weszły do przedziału w którym trwało zebranie prefektów.

Wzrok gryfonki i ślizgona na chwilę się spotkał, by po sekundzie każde patrzyło w inną stronę.

-O, panna Granger już jest. Dziękuję panno Chang. Siadajcie. – Surowy głos profesor Minerwry McGonagall rozległ się po przedziale. Dziewczyny usiadły.

- Jak wiecie w tym roku…- zaczęło się zebranie.

Trwało dłużej niż zwykle. Ale Miona nie przejmowała się tym. Wręcz przeciwnie , była szczęśliwa. To w końcu dodatkowe obowiązki. „Super!”

Pani profesor o przepraszam pani dyrektor przekazała im szczegółowe instrukcje co do praw i obowiązków prefektów.

-To już koniec. Dziękuje. Do zobaczenia w szkole. – Wszyscy zaczęli zbierać się do wyjścia. – Panno Granger, panie Malfoy. Proszę chwile zostać.

Dziewczyna nawet nie  w stała z ławki, za to zaskoczony blondyn stał w drzwiach .W   końcu usiadł, jak najdalej od  niej.

- Jesteście prefektami naczelnymi. – Zaczęła , rozdając im jakieś dodatkowe kartki. – Dlatego oczekuje od was współpracy godnej piastowanego stanowiska. Ale nie życzę sobie – tu spojrzała zwłaszcza na blondyna – żadnych publicznych sporów. Zrozumiano?- Na co oni gorliwie pokiwali głowami. – Kłócić się możecie gdy nikt nie widzi. – Dodała po namyśle. – Możecie iść.

Draco jak strzała wypadł z przedziału.  Dziewczyna wstała powoli ze swojego miejsca.

-Powodzenia. – Dyrektorka uśmiechnęła się do niej pokrzepiająco.


„Zapowiada się ciekawy rok.” Pomyślała , gdy za  brązowooką zamknęły się drzwi.

Westchnęła.

„Co on sobie myślał stawiając takie warunki?” pokręciła głową.


*



-Gdzie Zabini?! – Malfoy wpadł do swojego przedziału.

-Wyszedł jakieś dziesięć  minut po tobie. – Odpowiedziała mu Pansy Parkinson robiąc maślane oczy.

-Gdzie?!

-Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Draco…?  – ale on tylko warknął na nią i wyszedł z przedziału.

„Gdzie ten cholerny diabeł się podziewa?!” zastanawiał się w myślach. Jego wzrok skierował się ku przodowi. Zauważył jak Granger wychodzi z przedziału zamyślona. „O czym ona tak ciągle myśli?”

Założył ręce na piersiach i postanowił się jakoś zrelaksować. Oparł się po ścianę i uśmiechnął. Był aktorem i właśnie zaczynała się scena z nim w roli głównej.

Akcja!

Dziewczyna powoli zbliżyła się. Zauważyła go. Lekko zmrużyła oczy i zacisnęła usta. ZŁOŚĆ. Podeszła jeszcze bliżej, zwolniła jeszcze bardziej. Twarz blednie. Za maską skupienia stara się ukryć swój prawdziwy stan. OPANOWANMIE. Zbliża się na odległość kilku stóp. Chłopak nadal patrzy na nią z uśmiechem. STRACH wkradł się w jej spojrzenie.

Malfoy zastąpił jej przejście. Ręce puścił wzdłuż tułowia.

-Czego? – Warknęła starając się ukryć swój strach. „Brzuch. Myśl o brzuchu.”

-Może grzeczniej? Zacznijmy współpracować. – Zbliżył się do niej.

Ona uniosła obie brwi cofając się nieco.

-Co przez to rozumiesz?

-No wiesz. – Zbliżył dłoń do jej policzka , odgarniając z niego niesforny kosmyk za ucho.

Dziewczyna odskoczyła jak oparzona.

-Nie dotykaj mnie! – Pisnęła słabo.

-Granger, Granger. – Zacmokał kręcąc głowa. – Ile razy mam ci powtarzać , że jestem twoim Aniołem i będę cię dotykał kiedy mi się podoba? I gdzie. – Jego wzrok zatrzymał się na chwilę na jej piersiach, po czy powrócił na twarz. Hermionę oblał delikatny rumieniec, kiedy zorientowała się gdzie on patrzy.

-Nie boisz się że się pobrudzisz szlamem? – Zapytała mrużąc oczy.

Draco westchnął. Znowu dotknął jej policzka. Czuł pod palcami że zadrżała.

-Wymyślili coś takiego jak mydło i pry…- nie dokończył.

CHLAST!

Hermiona korzystając z jego rozmarzenia uderzyła go w twarz, szybko minęła i puściła się biegiem. Byle dalej od niego. Pod powiekami czuła jak wzbierają jej łzy.

-Pożałujesz! – Usłyszała za sobą i przyspieszyła.

Korytarze w jej mniemaniu były puste. Zapłakana nie zauważyła pewnej postaci i BACH! Uderzyła w kogoś, odbiła się i była by upadła , gdyby czyjeś silne ręce jej nie powstrzymały. Mrugając zawzięcie zaczęła wpatrywać się w swojego wybawiciela. W pierwszej chwili pomyślała że to Malfoy. Ale nie, ten chłopak ma nieco ciemniejsze włosy.

-Dzięki i… sorry. – Bąknęła starając się go minąć, lecz on jej nie puszczał.

-Granger? – Zapytał zaskoczony.

-Taak – odpowiedziała powoli próbując przypomnieć sobie czy go zna. – A ty?

-Nie poznajesz mnie? – Zaczęła kręcić głową. – Blaise Zabini, mamy razem eliksiry,  mieliśmy. – Puścił ją i podał jej rękę.

-Ślizgon. – Bardziej stwierdziła niż zapytała, ale uścisnęła rękę, trochę niepewnie.

Blaise się tylko uśmiechnął. Zaraz! Tak to on uśmiechał się do Ginny!

- Muszę już iść. – Powiedział i miną ją.

-Ta. Ja też. Cześć.

-Do zobaczenia. – I odszedł.


Hermiona stała jeszcze chwile sama, po czym stwierdziła że nie jest to miejsce bezpieczne, zwłaszcza dnie niej. Otarła oczy ręką i ruszyła przed siebie. W głowie kołatała jej jedna myśl. „Co ten ślizgom robił w przedziale gryfonów?”

Musi zapytać o to Rudą. Tak, musi.

Weszła do swojego przedziału, i …

-A gdzie jest…? – nie dokończyła.

-O już wróciłaś. – Za nią wślizgnęła się Ginny. Policzki miała mocno zaróżowione, oddech przyspieszony, włosy w nieładzie.

„Gdzie ona była?” i ważniejsze. „Z kim?”

W środku nie było Harry’ego , zapewne wybył gdzieś z Cho. Hermiona usiadła na swoim miejscu, po chwili dołączyła do niej Ruda, przygładzając włosy.

-Może się już przebierzemy? – Rzuciła spoglądając za okno. Robiło się już coraz ciemniej. Niedługo dojadą.

Na początku pociągu , w sektorze przeznaczonym dla ślizgonów, do jednego z przedziałów wszedł właśnie ciemny blondyn.

-No, no. – Rzucił Malfoy, na widok przyjaciela. – Gdzie to się chodzi? Co?

-Nigdzie. – Odparł Blaise, usiadł i zaczął wpatrywać się w szybę, unikając tym samym wzroku Dracona. No nowo przybyłego od razu przykleiła się Astoria Greengrass***, co nie było żadną nowością, bo była w nim szaleńczo zakochana. Prawie tak bardzo jak Pansy w Malfoyu. 

-Hmmm – mruknął arystokrata.

Pociąg zaczął zwalniać. Ci którzy nie zdążyli się przebrać robili to teraz w pośpiechu.

W końcu czerwona lokomotywa zatrzymała się całkowicie. Tłum uczniów wylał się na stacje w Hogsmeade.

-Pirszoroczni! Pirszoroczni tutaj! – Dało się słyszeć nawoływanie Hagrida.

Draco ujrzał w tłumie osób brązową szopę Granger wesoło machającą do olbrzyma. Przypomniał sobie jak zapiekł go policzek od jej uderzenia. Mimowolnie zacisną pięści.

-Rusz się smoku. – Rzucił Zabini. – Tamujesz wejście.

Draco ruszył w stronę powozów zaprzężonych w testrale. Skrzywił się gdy tylko je ujrzał. Widział je od chwili śmierci dyrektora.

-Co zrobiłeś Granger? – Szepnął mu w ucho idący za nim Blaise.

-Nie rozumiem?

-Mało mnie nie połamała jak „wychodziła” z naszego rewiru. – Uśmiechnął się.

Draco spojrzał na niego mrużąc oczy. Po chwili uśmiechną się cwanie.

-Na RAZIE nic.

-Na razie? A co planujesz?

-Hmmm powiedzmy że …

-Draco! – Rozległ się krzyk Pansy.

-Potem. – Rzucił i razem z przyjacielem wsiedli do powozu.

Draco usiadł przy oknie. Jego stalowe oczy wpatrywały się w zamkowe wieże. Jednak myślami był gdzie indziej.

Granger. Jak ta dziewczyna działała mu na nerwy! Ale… Coś go do niej ciągnęło. Jakaś siła, której nie potrafił zrozumieć. Była ładna, więcej, nawet piękna. Nie spotkał jeszcze TAKIEJ osoby. Była dobra i jednocześnie słaba. Chłopak mimowolnie przypomniał sobie jak blado wyglądała zaraz po wypadku. „Gdyby coś się jej stało…” nie dokończył myśli. „Stop!” pokręcił głową. „Przecież nie może mi na niej zależeć. Nie na NIEJ.”

Ranił ją i podświadomie chciał się opiekować. Nie pojmował tego. Ta nowa siła? Słabość?  Była mu do tej pory nie znana.

Zabini przyglądał się jemu także w zamyśleniu. Na twarzy Dracona malowało się wiele emocji. „Od kiedy to on się w cokolwiek TAK angażuje?” pomyślał. „I w CO?”

Dojechali.

Hermiona przez okienko powozu patrzyła na rosnący jej w czach zamek. Westchnęła. Jak ona za nim tęskniła!

Rozejrzała się po powozie. Wzrok jej przyjaciół również wyrażał tęsknotę za Hogwartem. Za ich domem.

Wreszcie dojechali.

Wysiedli i razem zaczęli się kierować  w stronę szkoły. Hermiona, Harry i Ron . A nieco z tyłu Ginny, Luna i Neville.

Zaczęli wspinaczkę po schodach.

- Proszę, proszę. – Na szczycie schodów stał Draco Malfoy w asyście kilku ślizgonów. – Święta Trójca w Świętych progach szkoły. – Na co ślizgoni ryknęli śmiechem.

-Zejdź nam z drogi Malfoy. – Odezwała się surowo Hermiona, patrząc mu w oczu z nienawiścią.

-Myślisz, że posłucham takiej szlamy jak TY? – Zapytał kpiąco , na co dziewczyna zmrużyła oczy.  Ron chciał ruszyć do przodu ale powstrzymała go ręką.

-Słuszny ruch Granger, jak wiesz jestem teraz prefektem nacz…

-Tak się składa że ja też Malfoy. – Przerwała mu hardo, po czym z dumnie uniesioną głową minęła go. Reszta ruszyła za nią.

-Mionka! – Pisnęła Ginny. – Nie poznaje ciebie!

Ona tylko się uśmiechnęła i skierowała swe kroki w stronę Wielkiej Sali.

Po drodze do swojego stołu wesoło machali do znajomych.

Usiedli. Hermiona koło Lavender Brown i Victorii Sharpe. Na przeciw niej usiedli Harry i Ron. Ginny zajęła miejsce koło Parvati Patil i Jessiki Kenzie. Neville usiadł naprzeciw Jenny Volley i obok Rona. ****

-Jeść. Jeść. – Zaczął Ron.

-Daj spokój.

Spojrzeli na stół nauczycielski. Hagrida jeszcze nie było. Minerwa McGonagall siedziała na środku przy stole w pozłacanym krześle dyrektora. Po jej prawej stronie było wolne miejsce profesor Pomonay Sprout, która była zastępcą. A po jej lewej stronie siedział…

-Snape! – Warknął Ron. – Co on tutaj robi? Myślałem że…

-Uspokój się. – Upomniała go Hermiona zerkając na Harryego.

-Snape nie jest taki zły jakiego udaje. – Odpowiedział ten powoli patrząc na znienawidzonego nauczyciela. Ten wydawać się mogło że ich usłyszą bo zwrócił swe czarne oczy na Harryego. Po chwili zajął się rozmową z Aurorą Ministra, uczącą astrologii.

-A to kto? – Zapytał Ron nadal lustrując stół nauczycielski.

-Pewnie nowy nauczyciel. – Odpowiedziała Hermiona ze śmiechem , także patrząc w tamtym kierunku.

W bitwie o Hogwartu stracili Horacego  Slughorna , uczącego eliksirów, Septime Victor, ucząca numerologii i   Sybillę Trelawney nauczycielkę wróżbiarstwa.

Gdy już wszyscy zasiedli przy stołach, profesor Sprout wniosła na środek Sali stołek z Tiarą przydziału.

W tym samym czasie do środka wlała się mas małych dzieci, pierwszoroczniaków.

Rozdarcie przy rondzie się otworzyło i Tiara zaczęła śpiewać…


**************


*Melisa Chang- młodsza siostra Cho Chang. , krukonka, prefekt , jest w 5tej klasie.

** Cho Chang- w moim opowiadaniu ona jest w wieku Harryego i jest jego dziewczyną.


***Astoria Greengrass - blond włosa  ślizgonka czystej krwi, uczennica 7mej klasy, ma młodszą siostrę Daphne, która jest prefektem w klasie 5tej.

**** wymyśliłam kilka postaci uczących się razem z nimi.
[Opis bohaterów zaprasza!]
Nie wiem czy nie ma literówek, czy innych błędów, sprawdzałam kilka razy , ale za drugim już mogę przeoczyć ;)