Weekend odsłona Dziewiąta
Weekend : Niedziela – późne południe.
*
-Blaise… – Spojrzała na niego załzawionymi oczami. – Zaczęło
się.
I jakby na potwierdzenie jej slow, wokoło nóg zrobiła się
mokra plama.
Wody jej odeszły.
Mężczyzna zbladł.
-Mamo! Zaczęło się ! –I wybiegł na dwór po samochód.
*
Mężczyzna złapał ją za ramiona i delikatne potrząsnął.
-Co z tobą jest? Gdzie podziała się ta dziewczyna , w której
się zakochałem? – Spytał poważnie patrząc jej w oczy. – Gdzie ta szalona
nastolatka, która potrafiła imprezować całą noc, a następnego dnia , jak gdyby
nigdy nic pójść na lekcje? Gdzie te roześmiane usta, które potrafiły nieziemsko
całować? Te oczy, w których mogłem tonąć każdego dnia na nowo? Te dłonie, które
masowały mój kark, po tym jak gryfoni znowu dali nam wycisk? Gdzie ta
dziewczyna z którą planowałem przyszłość? Gdzie ona jest?
-Umarła, umarła dziesięć lat temu. – Szepnęła nie patrząc na
niego.
Jej ciało odmówiło
posłuszeństwa.
Stała w mocnym uścisku
jego dłoni i co dziwne czuła się bezpiecznie. Jego zapach ogarnął cały jej
umysł. Nie myślała. Nie żyła. Po prostu była.
Malfoy pod wpływem impulsu przykulił ją do siebie. Brodę
oparł na jej ramieniu i wdychał jej zapach. Ten znany, ten kochany. Przymknął
oczy.
Było tak jak dawniej.
Przytuleni do siebie, nadal zakochani i szczęśliwi. Ich
serca biły jednym rytmem.
Tak jak kiedyś…
Tylko czy ci dwoje potrafią sobie wybaczyć?
Ludzie mijali ich patrząc na tą scenę z zazdrością.
Wysoki i dostojny blondyn trzymał w mocnym uścisku piękną i
wydawać się mogło , że kruchą kobietę.
Przytuleni trwali tak w tym stanie , nie zważając na całe
otoczenie.
Dopiero , kiedy ciszę przerwał dźwięk melodii z telefonu komórkowego u mężczyzny para
oderwała się od siebie.
Zdezorientowani wpatrywali się sobie w oczy. Draco wyjął z
kieszeni dzwoniący aparat i nadal nie odrywając oczu od Hermiony , odebrał go.
-Tak? – Rzucił do słuchawki , nawet nie sprawdzając kto
dzwoni. – Zaraz będziemy. – I się rozłączył.
Kobieta uniosła brwi.
-Gin rodzi. – Powiedział. Złapał ją za rękę i pociągnął za sobą, w stronę
ciemnego auta.
-Quel
est-il? [tłum. O co chodzi? ] – Zapytał
zdezorientowany szofer.
- Sur… [ tłum. O…] – Zaczęła kobieta.
- Insignifiant!
rapidement à l'hôpital pour Avalon Sqer 2! [tłum. Nieistotne! Szybko
do szpitala na Avalon Squere 2!]
Para wsiadła do auta i już kilka sekund później mknęli ulicą
w pożądanym kierunku.
-Nie wiem czy… – Zaczęła kobieta.
-Przestań. W końcu będziesz musiała się z tym zmierzyć. – Uciął
mężczyzna. Kątem oka spojrzał na nią. Jej smutne oczy wpatrywały się w okno
samochodu. Myślała, intensywnie myślała.
Co teraz będzie? Jak na to wszystko zareagują przyjaciele?
Jak to przyjmie David?
Właśnie David…
„Mój jedyny syn…” –
Myślał Draco. –„Jest do mnie taki podobny.” – Przypomniał sobie jego wygląd. Na
cmentarzu, gdy podszedł do niego był taki pewny siebie i zdeterminowany , by
poznać prawdę. A teraz, jak na nią zareaguje? Czy zaakceptuje ojca? Czy go
przyjmie?
W końcu nie było go przez te wszystkie lata.
„Cholera!” – Zaklął w myślach mężczyzna. Jak miał istnieć w
życiu chłopca , skoro nie wiedział o jego istnieniu?
„Kobiety!” – Prychnął.
Kobieta obok spojrzała na niego dyskretnie.
Miał skupiony wyraz twarzy. Musiał nad czymś bardzo intensywnie
myśleć.
Czy on zdoła jej wybaczyć? Czy ona sama potrafiłaby wybaczyć mu?
Czy wybaczy sama sobie?
Westchnęła.
Za chwile dojadą do szpitala.
„Może nie jest jeszcze za późno..?”
- Nawet o tym nie myśl. – Jej rozmyślania przerwał jego
surowy ton głosu. Spojrzał na nią ostro.
-Ale…
-Nie kończ. Tak będzie lepiej. – Zerknął na zewnątrz,
oceniając ile jeszcze trasy im zostało. „Niewiele.” Stwierdził w myślach.
-Dla kogo?
-Dla ciebie. Wysiadamy. – Auto właśnie zatrzymało się na
parkingu.
-Och!
Mężczyzna rzucił do kierowcy jednocześnie wyjmując z
kieszeni portfel :
- N'attendez pas pour nous. [tłum. Nie
czekaj na nas.] – Wręczył mu jakieś
pieniądze i zatrzasnął drzwi.
-Idziemy. – Złapał
kobietę za ramie i niemal silą pociągnął w stronę budynku w którym
mieścił się szpital.
Był to duży i staroświecki dom handlowy. Nad jego odrapanymi
drzwiami wisiał ledwo czytelny napis: „Purge & Dowse Ltd.” Budynek nie
wyglądał zachęcająco. Ściany były odrapane, a niektóre okna miały popękane
szyby. Na wystawach straszyły poniszczone manekiny, ubrane zgodnie z modą lat
siedemdziesiątych.
Na prawie każdej wolnej powierzchni wisiał wielki napis : „ZAMKNIĘTE Z POWODU REMONTU” *
Para podeszła do manekina o wyjątkowo brzydkim wyglądzie
stojącego samotnie na największej wystawie.
-My do pani Zabini. – Rzucił mężczyzna oschle.
Manekin kiwnął głową i Draco pociągnął kobietę do środka.
Przeszli przez szybę i znaleźli się w przestronnym i jasnym
holu.
Nie zwracając uwagi na innych czarodziei skierowali się na
schody.
Zmierzali na czwarte piętro. Mieścił się tam oddział
położniczy, a także oddział urazów pozaklęciowych.
Idąc, oboje milczeli. Mijali wiele portretów , a także kilka
razy uzdrowicieli zawzięcie dyskutujących o jakimś nowym przypadku.
Dotarli w pożądane miejsce.
Na lewo mieścił się oddział pobytu stałego , a na prawo – położniczy.
Przeszli przez podwójne szklane drzwi i znaleźli się w
szerokim korytarzu z mnóstwem drzwi. Na jego końcu stało kilka osób.
*
Kobieta leżała dysząc, na szpitalnym łóżku. Co kilka minut
miała bolesne skurcze.
Jej mąż i dwójka dzieci czekali pod salą.
Blaise niespokojnie krążył po korytarzu. Przed kilkoma
minutami wykonał kilka telefonów i teraz czekał na pojawienie się tych osób.
Na końcu
korytarza właśnie pojawił się brat
kobiety z przyjacielem.
-I jak? – Do przyszłego ojca podszedł Potter.
-Skurcze co kilka minut, niedługo powinna urodzić.
-Nie martw się. – Ron poklepał go po plecach. – To nie
pierwsze i nie ostatnie. – Uśmiechnął się do szwagra pocieszająco. – Na pewno… – Urwał, kiedy zza pleców jego
siostrzeńca wychylił się chłopiec w podobnym wieku, tyle że o blond włosach. – Czy to…
-David? – Szepnął Harry przypominając sobie imię wyszyte na
gobelinie.
-Wiesz? – Zdumiał się Blaise.
-Dowiedziałem się dziś rano. Ten cudowny gobelin , który
wisi u mnie w domu w końcu się na coś przydał.
-Boże. – Ron przyjrzał się chłopcu. – Wykapany Malfoy!
I jakby dla poparcia jego slow szklane drzwi na końcu
korytarza otworzyły się i przeszła przez nie wyżej wspomniana osoba w towarzystwie
pięknej kobiety.
Dwójka młodych mężczyzn wpatrywała się z niedowierzaniem w
kobietę towarzyszącą Draconowi.
-Nie możliwe. – Szepnął ten rudy.
-Niewierze. – Zawtórował mu ten czarny.
Orzechowe oczy kobiety były wypełnione łzami. Z przestrachem
wpatrywała się w swoich przyjaciół. Ludzi, których zawiodła i oszukała.
A oni?
Patrzyli na osobę, którą pochowali kilka lat temu. Na
kobietę, na grobie której składali kwiaty. Na starą przyjaciółkę.
W tej sekundzie, nie wiedzieli czy to jakiś sen? Czy może
halucynacje?
- Mamo! – Krzyknął mały blondynek i podbiegł do kobiety.
-Cześć skarbie. – Pocałowała chłopca w czoło i złapała za
rękę.
-Ciocia! – Mały rudzielec również do niej podbiegł. – A ja
będę miał siostrę. – Pochwalił się.
David spojrzał najpierw na przyjaciela, następnie na Draco i
w końcu na matkę.
-Siostry może bym nie chciał, ale brata to chętnie.
Na jego stwierdzenie Draco parsknął śmiechem.
-Mamo, nie płacz, ja żartowałem. – Powiedział David widząc
łzy na jej policzkach.
-Nie skarbie, to nie przez ciebie. – Pogłaskała go po
główce.
Chłopiec przeniósł wzrok z niej na mężczyznę obok.
Natomiast kobieta podeszła do osób stojących nieco dalej.
-Ja… – Zaczęła. – Nie wiem co powiedzieć. – Spuściła wzrok.
– Przepraszam. – Szepnęła.
Trójka mężczyzn spojrzała na nią uważnie.
Rudy – Ron.
Czarny – Harry.
Blondyn – Blaise.
I ten , który stał koło jej syna.
Draco.
Przyjaciele. Prawie jak rodzina.
W szkole zawsze razem.
Co się popsuło? Kto zawinił?
Kiedyś zawsze skorzy do rozmowy, teraz nie wiedzieli co
powiedzieć.
Zamurowało ich.
Bo, w sumie byli na jej pogrzebie.
Ale…
Przecież to było tylko misterna sieć kłamstw. Nic więcej.
-Hermiono … – Zaczął Harry. – To naprawdę ty? – Szepnął z
niedowierzaniem.
Ona podniosła wzrok i spojrzała w jego zielne oczy.
Delikatnie się uśmiechnęła.
Mężczyzna niepewnym krokiem podszedł do niej i przytulił.
-Tęskniłem. – Szepnął jej w ucho. – Tak bardzo za tobą
tęskniłem.
Ron nadal w to nie wierzył. Bardzo przeżył jej udawaną
śmierć. Prawie tak samo jak Draco. Pan Weasley nie był pewny czy potrafi
zapomnieć o tym tak szybko jak jego przyjaciel.
Ale…
W szkole byli znani jako Święta Trójca. Czy to się teraz
miało zmienić?
Przez jeden mały błąd, przez ludzką chwilę słabości?
Nie. Bo prawdziwa przyjaźń potrafi przetrwa nawet takie
próby.
Podszedł do przyjaciół. Położył rękę na ramieniu Harryego.
-Ja… także tęskniłem za tobą, Hermiono. – Przytulił ją
mocno.
-Brakowało mi was. – Szepnęła mu w koszulkę.
Draco Malfoy patrzył na tą scenę z mieszanymi odczuciami.
Jeszcze w szkole zaprzyjaźnił się z nimi.
Bywało, że razem z
Bilasem, Harrym i Ronem imprezowali do białego rana, nie zważając na protesty
innych bywalców nocnych klubów w Londynie, czy gdzieś dalej (co swoją drogą
było dość częste od kiedy wszyscy zdobyli pozwolenie na deportowanie się).
Teraz oni tak szybko wybaczyli JEJ to co zrobiła. Jak ich
oszukała. Zawiodła.
Blaise także ją przytulił i szepnął na ucho coś czego Draco
nie dosłyszał.
Czy on… – Ne
dokończył bo mały chłopiec nadal stał koło niego i uparcie się mu przyglądał.
-Ja… – Zaczął zwracając się do malca. Ale się zająknął, nie
wiedział co mu powiedzieć. Cześć, jestem
twoim tatą? Nie, odpada.
Kobieta wróciła do syna. Położyła mu rękę na ramieniu i
powiedziała nieco oficjalnym tonem:
- Draco, poznaj Davida. – Malec śmiało wyciągnął ku niemu
swoją dłoń, którą ten uścisnął. – David, poznaj tatę.
***
* fragment zaczerpnięty z książki „HP i Zakon Feniksa” rozdział 22: Szpital Świętego Munga str. 534.
Lecę dalej bo nie mogę się doczekać reakcji Davida! A i pozytywnie zaskoczyłaś mnie zachowaniem Rona przez chwilę byłam pewna, że będzie robić wyrzuty Hermionie.
OdpowiedzUsuń