poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Weekend 7



Weekend odsłona Siódma
Weekend: Niedziela rano.




-O co tu do cholery chodzi?! – Krzyknął Draco wyłaniając się z własnych wspomnień. Spojrzał na zegarek.
Ósma czterdzieści.
-Cholera!- Zaklną. Zerwał się i pobiegł do sypialni. W biegu chwycił jakieś ciuchy i zamknął się w łazience. Wyszedł z niej kompletnie ubrany. Wziął różdżkę z gabinetu w momencie , gdy zegar wybił godzinę dziewiątą rano , i teleportował się przed dom państwa Zabini.
 Był niedzielny ranek, jednak z wnętrza domu dochodziły dźwięki mówiące o tym, iż gospodarze są na nogach już od dłuższego czasu.
Młody mężczyzna niecierpliwie  nacisną dzwonek do drzwi.
„Ding – dong!” Rozległo się gdzieś w środku.
Słychać czyjeś powolne kroki, przekręcanie klucza w zamku i drzwi zaczęły się otwierać.
W progu stał Blaise przecierając zaspane oczy. 
-Draco? – Spytał niewyraźnie.
Ten wyminął go i bez zaproszenia wpakował się do holu.
-Gdzie ona jest?! – Krzyknął.
-Kto?
-Twoja żona!
Z salonu rozległ się płacz małego  dziecka. A po chwili wyłoniła się z niego Molly Weasley z dzieckiem na rękach. Zmierzyła obu mężczyzn groźnym wzrokiem.
-Dzień dobry. – Bąknął Draco patrząc gdzieś w podłogę.
-Dobry. – Mruknęła i poszła z dzieckiem na górę.
Draco uniósł brwi zdziwiony.
-Syn Nicole, ona musiała pilnie wyjechać , a mama Gin była na tyle dobra , że zaoferowała się go pilnować razem z Edim. – Blaise zamknął drzwi wejściowe i jeszcze raz zwrócił się do przyjaciela: – To co mówiłeś?
-Twoja żona. – Już nieco ciszej. – Ona coś wie. – Powiedział z błyskiem w oczach. – Gdzie ona jest? – I rozejrzał się po holu, jakby myślał , że ona gdzieś tu jest i zaraz wyjdzie z ukrycia.
-Nie ma jej. Wyszła. – Spojrzał na zegarek na ręku. – Jakieś pół godziny temu.
-Cholera! – Zaklął Malfoy. – Wiesz, gdzie poszła? Muszę  się z nią pilnie zobaczyć.
-Na pogrzeb. – Odparł spokojnie. Nie rozumiał dlaczego Draco tak się gorączkuje. Przecież to co wie Ginny , równie dobrze może mu powiedzieć po powrocie.
-Pogrzeb? Czyj?
Zabini przez chwilę się zastanowił , po czym pokręcił głową.
-Nie mam pojęcia. Wspomniała wczoraj , że idzie na pogrzeb starej znajomej.
-Hmmm. – „Kto to może być?” pomyślał Draco.
Minęło kilka minut.
-Powiesz mi w końcu co takiego ważnego może wiedzieć Ginny?
-Bo ona… ona wiedziała, wie – poprawiał się – kto jest moim synem.
-CO?!
-Wczoraj , a właściwie dziś rano przeglądałem swoje myśli z tamtego okresu. I wiem, kim jest matka mojego dziecka. – Draco odwrócił się do ściany i oparł na niej jedna rękę, drugą przetarł swoje zmęczone oczy.
-Kto? – Blaise położył mu rękę na ramieniu. Widać było , że ciężko mu o tym mówić.
-Hermiona. – Szepną. Nawet nie czuł , kiedy z jego zaciśniętych powiek popłynęły pierwsze łzy. Pierwsze od dziesięciu lat. Ostatnio uronił ich kilka na JEJ pogrzebie. Później , w każdą rocznicę JEJ śmierci , zanosił JEJ kwiaty i odchodził. Rok w rok. Zanosił kwiaty i odchodził, już nie płakał. Pogodził się z JEJ śmiercią? Nie. Zaledwie przyjął ją do wiadomości. W jego wspomnieniach, myślach i duszy ona nadal żyła. Żyła razem z nim. Jego serce przestało bić razem z jej sercem. Umarło razem z nią. Na zawsze.
Ale teraz? Zaczyna pomału uczyć się życia! Bo przecież ona żyje!
Żyje!
A przynajmniej on ma taką nadzieję…
Otarł ostatnią łzę i spojrzał na przyjaciela.
-Ale przecież … Draco, ona nie żyje. Pamiętasz? Byliśmy na jej pogrzebie. – Przyjrzał mu się uważnie. Obawiał się nawrotu jego choroby. Już kiedyś miał podobny problem. Czarne myśli w połączeniu z alkoholem tworzyły mieszankę wybuchową. Na szczęście przyjaciele w porę mu pomogli.
Tak i teraz, młody mężczyzna miał szaleństwo w oczach.
-Nie zwariowałem. – Powiedział twardo. – Ona  żyje. I twoja żona o tym wie.


Wspomnienie.
- Gdzie Ginny? – Zapytał się młody Draco siedząc u Zabiniego na obiedzie.
-We Francji. U znajomych.
-A co ona tam robi sama?
-Pojechała na chrzciny.
-Sama? – Niedowierzał.
-Taak , nie chciała żebym jechał z nią.
- A u kogo?
-A nie wiem. ostatnio często tam jeździ.
-Paryż to najbardziej romantyczne miejsce na ziemi. – Powiedział jakby do siebie młody Malfoy.
-Skąd wiesz?
-Gdzieś słyszałem.


-Twoja żona często jeździła do Paryża.
-Sugerujesz…
-Tak.
Blaise otworzył usta ze zdziwienia. Nigdy by się czegoś takiego nie spodziewał. Nie po swojej żonie. Kobiecie której ufał w stu procentach.
- I chyba wiem , gdzie ona może być.
-Zatem chodźmy. – Rzucił Blaise i już chwycił za bluzę.
-A nie powinieneś najpierw…
-Wychodzę! – Krzyknął w stronę schodów i wypchnął Draco na zewnątrz.

Szli dość szybkim krokiem, nie mogli się przecież aportować na cmentarzu pełnym mugoli. Zanim dotarli na miejsce , było już dobrze po dziesiątej.
Jak ten czas szybko leci!
Przed bramą stało kilka  samochodów. A przez te dziesięć lat , przybyło też kilka nowych pomników.
Stanęli tak jak uprzednio przed bramą obserwując niewielką grupę ludzi zgromadzonych nad grobem.
Draco uśmiechnął się z satysfakcją.
Na czarnym tle żałobników wyraźnie było widać chłopca o platynowych włosach.


*


Młoda kobieta wpatrywała się w ścianę jak zahipnotyzowana. Nie docierał do niej żaden dźwięk. Nic. Po prostu stała i patrzyła.
Przytłumione światło w pokoju powodowało , że złote nicie jakimi wyszywany był gobelin połyskiwały delikatnie w półmroku.
-Nie, to niemożliwe. – Szeptała co chwila wpatrując się w pewne nazwisko. Nazwisko osoby, która nie żyła.
-Cho! Kochanie jesteś tu? – Do pokoju wpadł mężczyzna o kruczoczarnych włosach. – Szukam cię po całym domu. Co ty… Cho? – Zwrócił się do żony, która najwyraźniej go nie słuchała.
Wpatrywała się w gobelin z drzewem genealogicznym.


Państwo Potter jeden weekend w miesiącu spędzali w domu na Grunmping Place 12.
Pani Potter postanowiła przerobić pokój w którym właśnie stała na bawialnię dla dzieci. Był on duży i przestronny. Śmiało mogły się w nim bawić dzieci oraz odpoczywać ich rodzice, ewentualnie opiekunowie.
Teraz całe pomieszczenie tonęło w mroku. Zasłony  czterech okien były niemalże szczelnie zasłonięte.
Harry podszedł do przeciwległej ściany i odsłonił wszystkie okna. Następnie wrócił do żony.
-Cho? – Położył jej rękę na ramieniu i delikatnie odwrócił w swoją stronę. – Co się stało?
Ona nic nie odpowiedziała, tylko wskazała palcem na nazwisko wyszyte na gobelinie. Zielone oczy pana domu otworzyła się szerzej.
Wpatrywał się w cienką  złotą linię łączącą dwie osoby ,  Draco Malfoya i Hermionę Granger jednym imieniem, David.
-Nie , to niemożliwe! – Krzyknął Harry. – Ona nie żyje!
-Więc jak to wytłumaczysz?
-Niewierze , niewierze w to. To po prostu nie możliwe!
-Ona…
-Nie mogła! Nie jego! Nie mogła go okłamać, po prostu nie mogła…


Mimowolnie przypomniał sobie jej pogrzeb. Czy była by zdolna do tego by ich wszystkich okłamać? Czy mogła by okłamać Malfoya? Czy zrobiła to sama? Czy ktoś jej pomógł? Jeśli tak, to kto? Kto żył by w kłamstwie przez tyle lat? Pytania pozostające bez odpowiedzi.


Orzechowa trumna. Wszędzie białe i czerwone kwiaty, róże. Czystość i miłość. Już to powinno dać mu do myślenia! Przecież ona nie znosiła róż! Zawsze twierdziła, że są pospolite.


Wspomnienie.
-Nielubię róż, a już zwłaszcza czerwonych. – Powiedziała ze złością nastoletnia Hermiona , rzuciła kwiaty pod nogi i podeptała je. – No!
-Dlaczego? – Zapytał ją zdezorientowany Harry.
-Są takie pospolite i nudne po prostu.
-To jakie ty lubisz kwiaty? – Zapytał ,aby następnym razem ktoś nie popełnił takiej gafy.
-Niezapominajki , bo to kwiatki z bajki. – Mruknęła i uciekła na dodatkowe lekcje.
Harry spojrzał na podeptany bukiet. Pewien chłopak poprosił go , by przekazał te kwiaty  dziewczynie , która właśnie zniknęła za zakrętem korytarza. Westchnął.


-Jeśli to prawda, to dlaczego ona to zrobiła? – Zapytał.
Lecz ta tylko pokręciła głową.
- A te dzieci , które chciałeś w piątek, to dla niego?
-Tak. – Westchnął. – Zdawało mu się , że wiedział syna na Pokątnej.
-Gdybym tylko zobaczyła ten gobelin wcześniej…
-Nie było tego wcześniej.
-Skąd wiesz?
-Bo sprawdzałem w dniu ślubu Ginny. Wtedy pojawiło się tu jej nazwisko. – Wskazał palcem u dołu ściany na podwójną złota linię łączącą  Ginewre  Weasley z Bliasem Zabinim. – Później, gdy urodził się Edi, także to sprawdziłem. – Pojedyncza złota linia biegła od imienia Ginny i Bliase do imienia Edward. Wkrótce obok miała się pojawić jeszcze  Amanda. – Stworku! – Krzyknął na skrzata , który opiekował się domem jeszcze za życia Syriusza.
-Pan wzywał? – Stary skrzat skłonił się przed nim nisko.
-Stworku, możesz mi powiedzieć czemu tego wcześniej tu nie było? – Wskazał na nazwisko, które wytraciło ich z równowagi.
-Panicz Malfoy musiał nie wiedzieć o ich istnieniu. – Odpowiedział skrzat spokojnie.
-A czemu pojawiło się teraz?
-Musieli się spotkać.
-Dziękuję Stworku, możesz wracać do swoich obowiązków.
Skrzat skłonił się jeszcze raz i zniknął.


-Musieli się spotkać. – Powtórzyła jak echo Cho. – Co dzisiaj jest?
-Niedziela. Ale żaden szczególny dzień. – Podrapał się po głowie. – Musze skontaktować się z Ronem. – I wyszedł pozostawiając żonę w zadumie.


Harry Potter deportował się niedaleko Nory, domu rodzinnego Weasleyów. W każdą niedziele Ron z rodziną był u rodziców na obiedzie.
Zapukał do drzwi. Po chwili otworzyła mu drobna blondynka, z rozmarzonym wyrazem twarzy. Chyba pełniła dziś funkcję gospodyni, bo była przewiązana w pasie fartuszkiem.
-Cześć Luna.
-Witaj Harry.
-Jest Ron?
-Tak. Wejdź. – Zaprosiła go.
Potter wszedł do kuchni i zastał rudzielca jedzącego drugie śniadanie.
-Cześć! Chcesz…
-Ron, musimy pogadać. – Zaczął poważnie gość.
Gospodarz zakrztusił się i zaczął kaszleć. Harry poklepał go po plecach.
Rudy wstał, wziął ze sobą szklankę soku i powiedział:
-Chodź. – Coś podejrzewał, że to nie będzie miła rozmowa. Skierowali się na pierwsze piętro, gdzie mieściła się jego dawna sypialnia. Teraz był to mniejszy salon.
- Co się stało? – Ron usiadł w jednym z foteli, Harryemu wskazał drugi.
-Wiesz… – Zaczął. Nie wiedział jak mu to przekazać, więc postanowił powiedzieć prosto z mostu co i jak.
Ron upił łyk soku.
-Hermiona żyje.
Rudy wypluł cały napój , jaki akurat miał w ustach.
-CO?!
-Pamiętasz, jak ci wczoraj wspomniałem , że Draco szuka syna?
-Nooo…
-Znalazł.
-Ale przecież, no… ale , ty…to no , nie… ale , co to ma wspólnego z nią?
-To jej syn. – Powiedział spokojnie Harry.
-Co?! – Ron wstał.
-Uspokój się.
-Skąd…?!
-Właśnie się dowiedziałem, przed chwilą.


*


1 komentarz:

  1. Trochę dziwne, że przez tyle lat nic nie wyszło na jaw. Jestem ciekawa co zrobi Hermiona, znowu ucieknie? A może postanowi zostać? Oby ta historia miała happy end! Innego sobie nie wyobrażam!

    OdpowiedzUsuń