poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Weekend 6


Weekend odsłona Szósta
Weekend : Sobota noc.





„Paryż to najbardziej romantyczne miejsce na ziemi jakie znam…  Znów usłyszał ten głos, tylko do kogo on należał?
Draco Malfoy raptownie się obudził. Usiadł na łóżku , zastanawiając się co się stało?
Zegar stojący na nocnej szafce  wybił trzy razy, trzecia godzina w nocy.
-Cholera – mruknął siadając i opuszczając nogi na ziemię.
Źle spał tej nocy. Kręcił się w swoim ogromnym i pustym łożu.
Budził się co chwila. Miał jakieś omamy.
Ten  chłopiec … nawiedza go nawet we śnie.
Młody mężczyzna podrapał się po głowie , analizując to co wie. A , wiedział niewiele.
Chłopiec nie urodził się w Londynie. Nie mieszkał tutaj, a jego matka musiała chodzić z nim do szkoły.
Przez jego niespokojne myśli , co trochę przelatywały urywki zdań, wypowiadanych niewątpliwie przez kobietę. „Matkę chłopca?” – Zapytał w myślach.

„Jestem miła , wrażliwa i kochająca. Jestem twoim przeciwieństwem.” 

Tylko kto to mówi?
Zmęczony tym wszystkim Dracon postanowił przeanalizować tamte lata jeszcze raz.
Może coś mu umknęło?
Bitwa. To musiało się stać przed nią, albo po niej.
Ginął jego rodzice.
Potter zwycięża Czarnego Pana.
Masowy pogrzeb.
A kilka dni potem huczna impreza.
Jaki to był miesiąc? Aaa… Maj. Było bardzo gorąco.
Młodzież chłodzi się w jeziorze , drażniąc kałamarnicę. Nawet nauczyciele pofolgowali i wrzucili na luz.
A wieczorem… Tak, ostro zakrapiana impreza.
Tylko… on nic z tego nie pamiętał!
- Cholera!
Z tego co pamiętał, to poprztykał się trochę z NIĄ przed imprezą. A następnego  dnia obudził się  w swoim łóżku z mocno bolącą głową. Nie pamiętał jak się tam znalazł, i czy ktoś mu w tym pomógł. Jeśli tak, to kto?
Hmmm.
-Mam! – Krzyknął i szybko wyskoczył z łóżka. Nie obyło się przy tym bez upadku. Nogi zaplątały się mu w kołdrę i spadł z hukiem na podłogę.
-Cholera – Zerwał się z niej , jakby od tego jak szybko będzie się poruszał zależało jego życie. 
W samych bokserkach błyskawicznie zbiegł na dół , do swojego gabinetu. Jak burza dopadł do szafki i wyciągnął z niej kamienną misę z runicznymi znakami. Myśloodsiewnia. Że też wcześniej o tym nie pomyślał!
Ustawił ją na biurku , wyjął  z szuflady swoją różdżkę i przytknął jej koniec do skroni. Przymknął oczy i po chwili ją oderwał. Do jej końca przyczepiony był srebrny strzęp jego myśli.
Wrzucił go do misy.
Był pewny , że teraz dowie się prawdy.
Z takim postanowieniem zanurzył się we własnych wspomnieniach ze szkoły.

Wylądował w Wielkiej Sali. Dobrze , że nikt go nie widział, bo mógł by poczuć się nieco skrępowany, paradując przed tyloma osobami w samej bieliźnie. Przed tyloma dziewczynami. Mijał je, nie specjalnie zawracając sobie nimi głowę.
Uśmiechnął się na widok czerwonego na twarzy Weasley’a , który prosił do tańca Lovegood. „Zabawna para.” – Pomyślał, jednak nie dla nich tu przyszedł.
Szukał siebie.
Dojrzał siebie przy jednym z małych stolików ( swoją drogą dookoła Sali była masa małych stolików, a na środku parkiet do tańca) siedzącego razem z Zabinim. Na stoliku stały dwie pełne butelki ognistej , a pod nim leżały ze cztery puste.  Mieli spusty w młodości.
Przyjaciele nie rozmawiali , tylko leniwie obserwowali otoczenie.
Nagle do Zabiniego podeszła Ruda. Rzuciła krótkie :
-Cześć. – I pocałowała swojego chłopaka w policzek.
Patrząc na młodego Malfoya , szepnęła mu coś do ucha.
Blaise spojrzał uważnie na Draco , powiedział :
-Będzie dobrze. – Wstał, położył mu na ramieniu rękę i odszedł ze swoją dziewczyną.
-Dobrze – mruknął chłopak i prychnął. Nalał sobie kolejną porcję alkoholu.
Dlaczego wtedy tyle wypił?
Przez NIĄ.
Kolejna kolejka.
Dziś towarzyszyła mu tylko ta butelka, ta i kolejne.
Dorosły Draco usiadł naprzeciwko. Młody podniósł głowę , leniwie obserwując wesoło bawiących się ludzi. Nagle jego oczy otworzyły się szerzej. Uśmiechnął się, tak po swojemu i wstał. Starszy uczynił to samo.
Chłopak złapał za pełną butelkę i skierował się do drzwi.
U wejścia do Wielkiej Sali stała dziewczyna w śnieżnobiałej sukience. Miała pięknie opalone nogi. Długie, brązowe włosy upięła w wymyślnego koka, a kilka zakręconych pasm spadło na jej twarz.
Uśmiechnęła się , jakby przepraszająco do blondyna zmierzającego w jej stronę.
-Co do licha?! – Krzyknął były ślizgon. Jednak jego krzyk pozostał niemy, a wspomnienie dalej toczyło się własnym trybem.
Właśnie patrzył w roześmiane oczy Hermiony Granger!
-To niemożliwe – szepnął , widząc jak chłopak wolną ręką chwyta za wyciągniętą dłoń dziewczyny.
-Przepraszam. – Mówią obydwoje jednocześnie.
-CO?! – On , największy arystokrata, najważniejszy człowiek w szkole , przeprasza JĄ?! Niemożliwe!
Dziewczyna uśmiecha się delikatnie. Młody Draco szepcze jej do ucha „Chodź.” I razem wychodzą z Wielkiej Sali.
Mężczyzna otrząsa się z szoku i podąża za nimi.
Nieświadoma obecności intruza para kieruje się do Lochów, co chwila wybuchając śmiechem. Wchodzą do Pokoju Wspólnego ślizgonow i kierują się do prywatnego dormitorium Dracona.
Starszy Malfoy obserwuje to z niemym szokiem wymalowanym na bladej twarzy.
Dziewczyna  siada w fotelu , a chłopak wyjmuje dwie szklanki.
-Nie piję. – Rzuca ona.
-Nic? – Pyta nie wyraźnie on.
 -Tylko wino. – Uśmiech. – Zapomniałeś? Najlepiej francuskie, wytrawne. – Opiera się wygodniej o skórzane oparcie.
-Hmmm. Pamiętam. – Pauza. – Zobaczymy co da się zrobić. – Podchodzi do barku, ukrytego za regalem z książkami. Chwile szuka w niej odpowiedniej butelki. – Mam – mówi i zadowolony odwraca się w jej kierunku.
Ona wstaje i bierze od niego butelkę.
-Mmmm . Mademoiselle. Czerwone. Moje ulubione. – Oblizuje usta.
-Czemu francuskie?
- Bo Paryż to najbardziej romantyczne miejsce na ziemi jakie znam.
-Tak? – Chłopak unosi brwi. – Zatem, musimy się tam kiedyś wybrać. – Otwiera butelkę i nalewa dziewczynie trunku. – Proszę. – Podaje jej kieliszek.
-Dziękuję.
-Jakaś ty miła, dzisiaj.
-Zawsze jestem miła , wrażliwa i kochająca. Jestem  twoim przeciwieństwem.
-Naprawdę? – Pyta chłopak nalewając wina i sobie. Uśmiecha się. – Wiesz , że przeciwieństwa się przyciągają? – Wypija zawartość swojego kieliszka, odstawia go na stolik i podchodzi do niej. Wyciąga do niej dłoń,  którą ona chwyta.
Stają obok siebie.
Chłopak zbliża swoją twarz do jej twarzy, dłońmi chwyta ją w pasie i kładzie na łóżku. Za chwilę złączą się w pocałunku.
-NIE! – Krzyczy głośno dorosły Draco. – Co oni robią?!
Młody ślizgon  zachłannie całuje gryfonkę. Jego ręce wędrują po jej pośladkach, wślizgują się pod sukienkę. Jej dłonie pod jego koszulą. Wzajemnie zaczynają się rozbierać.
-Draco – szepcze dziewczyna , ale chłopak jej nie słucha. Nadal pieści jej prawie nagie ciało.
-Och! – Jej cichy krzyk rozbrzmiewa w uszach mężczyzny , który jest świadkiem ich miłosnego aktu.
Robił to z NIĄ wiele razy, ale patrząc z boku … wygląda to zupełnie inaczej.
Nie ma w tym tej magii , która towarzyszyła mu w tamtych momentach.
Jej idealne ciało, opalone i zgrabne. Aksamitne w dotyku, delikatne. Pachnące, tak, ona zawsze pięknie pachniała. Malinami.
Dorosły Malfoy obserwował spoconą i zaróżowioną twarz swojej ukochanej.
Idealna. Na całe życie.
Jedyna kobieta , która zdołała ukraść jego serce.
Po spełnieniu oboje, zmęczeni opadają  na poduszki. Zasypiają przytuleni do siebie.
Nad ranem dziewczyna budzi się pierwsza. Spogląda ze strachem po pokoju. Nagle jej  wzrok zatrzymuje się na śpiącym obok chłopaku. Zakrywa usta, aby nie krzyknąć. Zbiera swoje rzeczy i szybko się ubiera. Intruz uważnie ją obserwuje.
Kompletnie ubrana , po cichu wychodzi. Bez pożegnania. Rzuca tylko śpiącemu chłopakowi ostatnie spojrzenie i znika. Kilka tygodni później odbywa się jej pogrzeb.
-To nie możliwe – mówi Draco wyłaniając się z misy. Zegar na ścianie wskazuję  kilka minut po piątej. – Przecież byłem na jej pogrzebie!


Po chwili znowu przykłada sobie różdżkę do skroni „wyjmując” inne wspomnienie.


Chłopak, nadal w bieliźnie, ląduje przed jakimś małym mugolskim  kościółkiem. Ze względu na deszcz, który jego nie dotyka, na zewnątrz nie ma nikogo. Wchodzi do świętego budynku.
Na ławce z tyłu dostrzega samotną postać. Młodszego siebie.
Czarny garnitur. Czarna koszula. Czarne myśli.
Chwile przygląda się sobie w skupieniu. Uważny obserwator zauważyłby mokre ślady na jego bladych policzkach. Łzy. Łzy bólu i poniesionej straty.
Najpierw rodzice, potem ONA. Tego było za dużo jak na jego biedną głowę.
Otrząsa się i idzie dalej w stroną ołtarza. Przed nim , na podwyższeniu stoi jasna, orzechowa trumna, obłożona masą białych i czerwonych róż.
Same róże! A przecież ona nie lubi róż! Jej ulubionym kwiatem zawsze były niezapominajki!


Najbliżej ołtarza siedzą jej przyjaciele. Harry z Cho, Ron z Luną i Ginny z Bilasem. Chłopcy mają zaczerwienione oczy, dziewczyny płaczą. Nie, przecież Ruda nie płacze. Nie uroniła ani jednej łzy. Jej wzrok jest dziwnie pusty. Nie pasuje tu. Lecz nikt nie widzi jej twarzy, wszyscy zwróceni są w stronę ołtarza , księdza.
Po drugiej stronie siedzi JEJ matka. Co dziwne , ona też nie płacze. Ma tak samo pusty wzrok jak Ruda! Co jest? Czy one wypłakały już wszystkie łzy? Nic im nie zostało na tą chwilę?
Podchodzi bliżej. Trumna jest zamknięta. Nie otworzyli jej. Wtedy nie mógł nawet na nią spojrzeć, ale dziś… chciałby ją otworzyć. Zobaczyć, czy tam naprawdę ktoś leży, i czy tym kimś jest Hermiona Granger.
Lecz nie może, nie zobaczy.
Będąc tylko w zarysie swoich wspomnień może tylko stać i  przyglądać się toczącym się wydarzeniom. Tylko stać, patrzeć, słychać.
-Moi drodzy. – Zaczął przemowę ksiądz. – Zebraliśmy się tu , aby pożegnać naszą drogą Hermionę. Była ona wspaniałą córką i dobrą przyjaciółką. Zdolna, bystra, z ambicjami. Miła i życzliwa, zawsze skora do pomocy słabszym. W każde wakacje pracowała w tutejszym  wolontariacie. Pomagała dzieciom, jak i osobom starszym. Wszyscy ją lubili. Nie miała wrogów. – Chwila przerwy. – Odeszła z tego świata nagle, do końca go nie poznając. Czasami dzieje się tak, że tam na Górze Bóg potrzebuje takich Aniołów , jakim była panna Granger. Czułych ,miłych i kochających. Możemy być  pewni , że teraz patrzy na nas z góry. I zapewniam was, moi drodzy , że nie chciała  by oglądać was w takich smutnych nastrojach...

Wszyscy byli skupieni na słowach księdza. Tylko jeden mężczyzna wyłamał się ze schematu. Dorosły Draco Malfoy, w stroju niezbyt odpowiednim na to miejsce,  przechadzał się miedzy ławkami pogrążonych w smutku żałobników.
Mijał wiele znajomych twarzy. Obecni byli wszyscy nauczyciele i pracownicy szkoły, którzy przeżyli Wielką Wojnę. Sądząc po ubraniach, było też sporo pracowników Ministerstwa Magii. Lecz były też osoby  kompletnie mu obce, mugole. Wśród nich, mniej więcej w połowie rzędu ujrzał swoją przyjaciółkę z dzieciństwa ,Jeniffer Johanson z bratem Philipem  i rodzicami.
Kościół był pełny. Za przyjaciółmi zmarłej siedziała cała rodzina Weasleyów. Nawet Flauer z rodzicami i młodszą siostrą, była obecna. I Wiktor Krum.
W końcu po jakiejś godzinie  ludzie zaczęli wychodzić na zewnątrz. Na szczęście przestało padać.  Zmierzali na pobliski cmentarz, tak dobrze mu znany.
Młody Malfoy szedł z tylu, razem z Zabinim. Nawet gdyby chłopak  bardzo chciał, nie dałby rady podejść bliżej. Nie chciał wierzyć, że to koniec. 
Ruda była u boku JEJ matki.
-Nie  zamartwiaj się tak. – Blaise poklepał go po ramieniu. –Tak miało być.
-Guzik prawda.
Powoli dotarli pod bramę cmentarza.
Przyjaciele zatrzymali się w pobliżu bramy, natomiast niemy dla nich obserwator szedł dalej.
Na czarnym tle żałobników odbijały się tylko płomiennorude włosy Weasleyów i blond Jojo.
Powoli trumnę spuszczono w głąb ziemi. Ksiądz zmówił ostatnią modlitwę i ludzie zaczęli się rozchodzić. Kilka minut później przy usypanej z pasku mogile zostały tylko dwie osoby  i dorosły Malfoy ,będący dla nich niewidoczny.
Matka Hermiony i Ginny, jeszcze wtedy Weasley.
Przez chwilę milczały, potem matka zwróciła się do Rudej:
-Kiedy rodzi? – „Rodzi? To Ruda jest w ciąży? Niemożliwe!” – Myśli Draco.
-Luty – Marzec.
-Wiadomo kto to?
-Syn.
Starsza kobieta się uśmiecha.
-Mój jedyny  wnuczek. Na więcej liczyć nie mogę.
-Jeszcze nic nie widomo. – Ruda też się uśmiecha.
Obie kobiety spojrzały na mogiłę wzdychając. Draco nadal wpatrywał się w ich sylwetki.
Wtedy, dziesięć lat temu czekali na Rudą przed bramą. Wówczas nie wiedział o czym rozmawiały. Nie podszedł bliżej, nie mógł.
Czy się bał? Czego?
Prawdy.
Ale jakiej?
Prawdy o NIEJ.  Nie chciał w TO uwierzyć. Przecież ZAWSZE mieli być razem!
Razem!
Ale dziś…
Dziś wpatrywał się w jej grób zaintrygowany.
Podobno ona umarła. Ale nikt nie widział jej ciała. A teraz ta rozmowa. O kim? Czyżby to była mistyfikacja uknuta przez… właśnie , przez kogo? I dlaczego?
- Kiedy jedziesz do niej?
-Jak urodzi. Zbyt częste wizyty w Paryżu mogłyby mnie zdradzić.
-Rozumiem. – Westchnęła kobieta. – Zbieraj się już, przyjaciele na ciebie czekają. – Wskazała głową na dwóch chłopaków stojących przed bramą.
Ruda zerknęła w ich stronę.
-To on. – Powiedziała patrząc z powrotem na grób przyjaciółki.
-Który? – Matka podążyła za jej wzrokiem.
-Ten platynowy.
Kobita powoli wzdycha.
-Tak myślałam. Zawsze miała słabość do przystojnych buntowników.
-Kto miał słabość?! – Zapytał  dorosły Malfoy stając przed starszą kobietą. – Kto?! – Chciał potrząsnąć jej ramieniem , ale jako duch mógł tylko patrzeć i słuchać. Tylko.
Ruda uśmiechnęła się. Przytuliła do kobiety i ucałowała w oba policzki. 
-Do zobaczenia na chrzcinach. – Mruknęła Ginny.
-Do zobaczenia kochana, do zobaczenia.
Dziewczyna podeszła do chłopaków , a kobieta została jeszcze przy grobie.
-Nareszcie. – Powiedział Zabini całując Rudą w policzek. Ta uśmiechnęła się do niego.
-Idziemy?


-O co tu do cholery chodzi?! – Krzyknął Draco wyłaniając się z własnych wspomnień. Spojrzał na zegarek.
Ósma czterdzieści .

*


1 komentarz: