Weekend odsłona Piąta
Weekend: Sobota popołudnie- wieczór.
Tymczasem w kuchni rozmawiały dwie kobiety…
-Nie wiem , czy ci mówiłam… – Zaczęła powoli Ginny.
- O czym? – Gospodyni
zaparzyła herbatę i obie usiadły
przy stole.
-O… – „Jak jej to powiedzieć?” Zastanawiała się w myślach pani Zabini.
-O… – „Jak jej to powiedzieć?” Zastanawiała się w myślach pani Zabini.
-Mów śmiało. – Uśmiechnęła się do niej.
-Widzisz, chodzi o to , że … – chwila przerwy na poukładanie
w głowie słów. – …po Wielkiej Wojnie , było wiele ofiar.
-No i ?
-Tak. Wiele niewinnych ofiar , ale też i tych którzy to
wszystko zaczęli, prawda?
-Tak…Ginny do czego ty zmierzasz?
-Och Hermiono, do tego , że rodzice Dracona zginęli w tej
wojnie.
Cisza.
To szok czy niedowierzanie wstąpiło na twarz byłej gryfonki?
-C-co? Nie , to niemożliwe. To nie prawda! Wiem czemu to
mówisz. – Wstała gwałtownie. – Chcesz , żebym mu wybaczyła. Wiem to! Ale już za
późno. Na wszystko jest za późno. – Podeszła
do kuchennego okna i wyjrzała na niewielki ogródek, znajdujący się na
tyłach domu. Właśnie zaczynały kwitnąć kwiaty które sadziła jej mama. A także te , które ona tu ulokowała.
Niezapominajki. Jej ulubione. Takie inne i niespotykane. Kwiatki z bajki.
Kobieta uśmiechnęła się do własnych wspomnień.
„Miała szesnaście lat.
Harry przyniósł jej bukiet czerwonych róż od PEWNEGO CHŁOPAKA, a ona rzuciła go
na ziemie i podeptała.
Było zabawnie.”
-Miona …– podeszła do niej Ruda – … nie o to mi chodziło. Po
prostu uważam , że gdybyś wiedziała o tym
wcześniej, nie postąpiłabyś tak jak w tej sytuacji. Ale to można
naprawić. Nic , ani nikt nie stanie wam na przeszkodzie…
-Nie. To już skończone. I przestań mówić do mnie per Miona ,
bo ona umarła już dawno. Nie pamiętasz? Zmieniłam się. Nie tylko wizualnie. Tu,
w środku też jestem inna.
-Ale…
-Skończ. Ok? – Odwróciła
się do niej i położyła obie dłonie na jej ramionach. –Jestem szczęśliwa, nie musisz mnie uszczęśliwiać na
siłę. Żyjemy wygodnie, na nic nam nie brakuje.
-Co ty gadasz? – Teraz to Ginny oparła swoje dłonie na jej
ramionach i lekko nią potrzasnęła.– Szczęśliwa? Ty wiesz co to znaczy , być szczęśliwą?
Nie sądzę. Hermiono… – nie Francis , a właśnie
Hermiona, bo dla niej zawsze będzie Hermioną Granger. – Szczęścia
zaznasz budząc się co rano u boku ukochanego mężczyzny, tuląc o piersi jego
dziecko. Witając go, gdy wraca padnięty z pracy. Gdy widzisz jak na twój widok
, jego oczy śmieją się do ciebie. Gdy każda minuta bez niego , jest minutą
straconą. To jest prawdziwe szczęście. Ty tylko go spróbowałaś. I to maleńki
łyczek. Sięgnij po szklankę, butelkę , czy nawet wiadro! Hermiono , zacznij żyć!
Od nowa! Dla siebie i Davida! Słyszysz? Zacznij żyć od nowa!
Hermiona wpatrywała się w przyjaciółkę pełnym skupienia
wzrokiem.
„Czy ona naprawdę nic nie rozumie?”
-Ginny, ja… nie mogę, po prostu nie mogę. Nie rozumiesz
tego? – Odwróciła się od okna, zrobiła kilka kroków i usiadła przy stole
chowając twarz w dłoniach. – Nie mogę.
Ginewra usiadła naprzeciwko niej.
-Czego ty się tak właściwie boisz?
-Ja… – spojrzała na nią zaczerwienionymi oczami. –Nie wiem.
-Miona…
-Ginny , a co jeśli on mnie nie zechce? Po tym wszystkim?
Popełniłam masę błędów, wciąż popełniam. Przestałam być tą zorganizowaną
nastolatką ze szkoły. On, mógł już dawno…
-Nie.
-Co nie?
-On nigdy nie przestał cię kochać. Nigdy. Przez te wszystkie
lata. Tylko ty byłaś mu naprawdę ważna. Tylko tobie oddał serce, które umarło razem z tobą. Ale teraz może się
odrodzić, tylko daj mu szanse. Tylko o to cię proszę.
-Nie wiem Gin, nie wiem…
*
-No mały, zbieramy się. Tata będzie się martwić.
-No to cześć Blondas. – Rudy przybił „piątkę” z przyjacielem.
-Na razie Rudy.
Żegnali się na ganku przed domem.
-Widzimy się jutro. – Ruda kobieta ucałowała przyjaciółkę w
oba policzki.
-Dzięki.
Zamknęły się za nimi
drzwi. Pani Zabini z synem schodzili właśnie po schodkach, kiedy
matka chłopca położyła mu rękę na ramieniu.
-Mamo?
-Tak skarbie?
-Nie jestem dzieckiem. – Powiedział ośmiolatek. – Mam dobrą
pamięć.
-Och Edi, nigdy w to nie wątpiłam.
I ramię w ramię szli tą spokojną ulicą, w ten piękny i
spokojny dzień.
Co prawda, mogli wziąć taksówkę, ale po co? Taka ładna
pogoda…
*
Zegar wybił osiemnastą godzinę.
Młody mężczyzna siedział w swoim gabinecie racząc się
alkoholem.
Przed nim, na biurku leżał album ze zdjęciami, który on
leniwie przeglądał pomiędzy jednym łykiem , a drugim.
Wspominał czas spędzony w Hogwarcie. Szczęśliwy czas.
Lata, które minęły zadziwiająco szybko.
Zdjęcia z początku
albumu przedstawiały głownie jego z przyjaciółmi.
On na latającej miotle. Blaise pojedynkujący się z jakimś
ślizgonem. Impreza po przegranym meczu. Wypad do Hogsmade. Jakieś
uśmiechnięte dziewczyny, których imion
nie pamiętał. Crabbe i Goyle na balu maskowym. On
jako hrabia Drakula.
Natomiast te dalsze zdjęcia…
Były znacznie ważniejsze.
Ukradkowo robione JEJ. W bibliotece, na błoniach , na
lekcjach, korytarzach i posiłkach.
Wtedy, kiedy ONA tego nie widziała. Znienacka.
A potem…
Były te bardziej świadome.
Już nie było tylko JEJ , byli ONI.
W bibliotece, na korytarzu, na błoniach.
Na spacerze, przy lekcjach, przyjemnościach i obowiązkach.
Na balach, imprezach
i świętach.
Nad jeziorem , razem z przyjaciółmi.
Potter i Chang , Weasley i Loovegood, Bliase i Ruda, ON i
ONA.
Razem śmiali się i płakali.
Razem.
Miało być ZAWSZE RAZEM. Ale nie wyszło.
Potter i Chang. Razem. I dodatkowo z Syriuszem i Lilly.
Weasley i Lovegood. Razem. Plus Hugo i Elizabeth.
Bliase i Ruda. Razem. Z Edwardem , a niedługo także i z
córką.
I ON. Sam. Bo ONA go opuściła.
Został sam. Sam! Bez jakiejkolwiek rodziny.
I teraz… ten chłopiec. Jego syn?
„Czy to możliwe?” Zastanawiał się w myślach kończąc drugą
butelkę.
*
Niech oni się w końcu spotkają! Są dla siebie stworzeni! Ginny moja mistrzyni kochana *.* w zupełności się z nią zgadzam. Jak można być szczęśliwym bez swojej prawdziwej miłości?
OdpowiedzUsuń