Weekend odsłona Trzecia
Piątek po
południe – wieczór.
*
Pomimo popołudnia Ministerstwo Magii było pełne urzędników
spieszących w różne miejsca. Wysoki blondyn szybkim krokiem przemierzał
poszczególne korytarze najwytrawniej kogoś szukając. Wpadł jak burza do
siedziby aurorów.
-Weasley! – Krzyknął od progu.
Rudy mężczyzna w jego wieku wychylił się z jednego z wielu
gabinetów.
-Co jest , Malfoy? – Zapytał.
-Gdzie Potter?
Ron Weasley zerknął
na swój zegarek.
-Powinien być u siebie. Zaraz ko...
-Niech to szlag! – Zaklął
blondyn i już go nie było. Biegł tak szybko jakby go gonił co najmniej
hipogryf!
Mijał po drodze zdziwione twarze wielu czarodziei.
Minął stanowisko sekretarki nawet na nią nie patrząc i wpadł do gabinetu Ministra Magii.
-Potter – wysapał i uśmiechnął się. – Zdarzyłem. – Opadł na
puste krzesło przy biurku.
-Zaraz wychodzę. – Rzekł czarnowłosy mężczyzna. – Wiesz…
-Potrzebuje pomocy. – Powiedział załamującym się głosem
blondyn.
-Co? – Harry Potter aż usiadł z wrażenia , z reki wyleciały
dokumenty które segregował.
-Potrzebuje pomocy. – Powtórzył patrząc mu w oczy.
-Słucham cię. Mów.
-Chodzi o to że… – Jednak ciężko jest to powiedzieć słowami. Malfoy postanowił walnąć prosto z
mostu. – Potrzebuje spis dzieci, chłopców urodzonych na przełomie lat 1998-
2000. Rok, dwa po skończeniu przez nas szkoły. – Chwila przerwy. – Wiem, że
twoja żona pracuje w Mungu.
Harry chwile milczał.
-Tak, to prawda. – Powiedział powoli. – Ale po co ci cos
takiego?
-Widzisz… – Postanowił być z nim szczery. Minęły czasy kiedy
ze sobą rywalizowali. – Szukam pewnego chłopca. On może być… – pauza. – …Moim
synem.
Dobrze ze Potter siedział inaczej jak nic zaliczył by
podłogę.
-Synem?
-Tak. Dlatego MUSZE wiedzieć kto się wtedy urodził. Dziecko powinno
mieć jakieś siedem, osiem góra dziewięć lat. Wygląda jak ja.
-Niesamowite. – Mężczyzna zaczął kręcić głową. Od czasu
śmierci Hermiony, Malfoy z nikim nie związał się na poważnie. Za bardzo bolała
go jej strata. A teraz… wiadomość o jego synu… Spojrzał na zegarek. – Na kiedy
to potrzebujesz?
-Najlepiej na wczoraj.
Harry wstał.
-Cho ma jeszcze dyżur. Jak dobrze pójdzie załatwię ci to na
jutro rano.
-Oby. Powodzenia .
-Nie mi ono potrzebne. – Poklepał blondyna po ramieniu i
wyszedł.
*
-Kochanie! – Na spotkanie z ciężarną kobieta wybiegł mężczyzna.
– Gdzie tak długo byłaś?
-Musiałam coś załatwić. – Mruknęła ta niewyraźnie. – Położę
się trochę odpocząć. Jestem zmęczona.
-Mamo! – Ze schodów zbiegł mały rudowłosy chłopczyk.
-Witaj skarbie. – Kobieta przytuliła syna i pocałowała go w
policzek. – Grzeczny byłeś?
-Mamo. – powiedział ten kręcąc głowa. – Mam osiem lat. Nie
zadawaj mi takich dziecinnych pytań.
-Dobrze skarbie. – Powiedziała ze śmiechem i zaczęła wchodzić
po schodach.
-Przynieść ci coś? – Zapytał jej mąż.
-Tak, ze dwa funty spokoju. - Mruknęła ze śmiechem.
-Jak sobie życzysz. – Również się uśmiechnął.
Kobieta zniknęła za drzwiami sypialni.
-No chłopie. – Mężczyzna zwrócił się do syna. – Na co masz
ochotę?
Chłopcu z podniecenia
zaświeciły się oczy.
-Połatać!
-Ech. Niestety nie dzisiaj Edi. Wujek Draco jest chory.
-Szkoda. – Mina chłopca posmutniała. – To idę na dwór.
-Tylko nie odchodź za daleko.
-Noo.
Edward Zabini wszedł do ogródka na tyłach swojego domu. Skierował
się do jednej z wielu altanek. Takiej w której nikt nie mógł by go zobaczyć ani
usłyszeć. Z kieszeni spodni wyciągnął
małe pudełeczko. Rozejrzał się uważnie dookoła i je otworzył. Przyglądał się
przez chwile swojej twarzy po czym wymówił głośno i wyraźnie:
-Blondas.
Przez chwile nic się nie
działo. Jednak już po kilku sekundach czysta tafla lusterka zamigotała i
ukazała się w nim twarz chłopca o niemal białych włosach.
-Rudy! Co za niespodzianka! – Zawołał entuzjastycznie
Blondas z lusterka. – Twoja mama u nas była. Czemu bez ciebie?
-Była? No patrz! Nic mi nie powiedziała! – Rudy tupną noga
ze złości. – Zaraz , zaraz. Gdzie była? W Nowym Jorku?
-No co ty! Jesteśmy w Londynie!
-Od kiedy?
-Od wczoraj. Babcia umarła.
-Och. Przykro mi.
-Dzięki.
Zapadło nieco niezręczne milczenie.
-Więc. Co porabiasz?
-A miałem połatać na miotle, ale wujek zachorował i nie
mogę.
-Ale ty to masz farta stary!
-Nie takiego znowu wielkiego.
-Co ty! Chciałem żeby mama kupiła mi miotle ale się nie zgodziła
-No patrz! Moja też się nie zgadza. Ale tato powiedział że
może uda się coś skombinować
-Ale jazda! – A po chwili. – Chyba fajnie mieć tatę nie?
-No fajnie
-David! – W
lusterku dało się słyszeć kobiecy krzyk
-Musze Kończyć. Mama mnie wola. Na razie.
-Cześć. Wpadnij do mnie przy okazji.
-Albo ty do mnie.
Chłopcy zakończyli „rozmowę”.
Każdy z nich niemal z czułością schował do kieszeni małe lustereczko. Było ono
prezentem od ojca chrzestnego Edwarda.
„Drugie daj
przyjacielowi. I zawsze noś przy sobie. W ten sposób będziecie w kontakcie cały
czas.” – powiedział.
Tak więc drugie Edi dał najlepszemu przyjacielowi. A, że
David mieszkał dość daleko chłopcy często korzystali z tego środka komunikacji.
Mimo iż Hermiona odcięła się od przeszłości , nie chciała
zapominać o najlepszej przyjaciółce. O Ginny Weasley, a właściwie od dziewięciu
lat o Ginny Zabini.
Nie chciała też, aby David nie wiedział kim jest. Jakie ma
korzenie. Dlaczego umie coś o czym inni nie śnią. I dlaczego ciocia Ginny
wychodzi z płonącego kominka.
Dlatego wiedział od początku , że jest czarodziejem.
Nie wiedział tylko jednego.
Kim jest jego ojciec.
I na razie pozostawało to dla niego największą tajemnicą.
Dlatego też Ginny któregoś razu przywiozła ze sobą syna.
I stało się to o czym marzyły przyjaciółki. Ich synowie,
także się zaprzyjaźnili.
I mimo wielu różnic miedzy chłopcami , jeden stanie murem za
drugim.
Przyjaciele na zawsze.
- David , gdzieś ty był? Wołam cię już dobre pół godziny.
-Sorry, mamo.
-Sorry? Spakowałeś
te pudła z góry?
Chłopiec kiwa głową.
-Dobrze. Został jeszcze salon i kuchnia. No i sypialnie.
Zaczniemy tutaj. – Wskazała ręką na regał z książkami. – A po obiedzie zajmiemy
się kuchnią. Czego nie zdążymy zrobić dziś odłożymy na jutro. Chyba , że masz
jakieś inne plany na sobotę?
-Może… mógłbym się spotkać z Edim?
Kobieta patrzy na niego uważnie.
-Hmm…
-Proooooszęęęęęęęę
-Może zrobimy tak. Ja skontaktuje się z ciocią i zapytam co
jutro robią i jak nie mają żadnych planów to poproszę żeby tu przyszła z
Edim, stoi?
-Stoi. – Mina chłopca od razu się poprawiła. Z uśmiechem na
ustach zaczął pakować książki
do przygotowanych wcześniej kartonów.
Wolała poprosić Gin żeby przyszła TU niż wysyłać małego
TAM. Gdzie przecież mieszka jego
najlepszy przyjaciel. A tylko głupi by się nie
skapnął kim jest chłopczyk.
*
-Masz już coś? – Do gabinetu nie czekając na zaproszenie
wszedł Blaise Zabini. – Lokaj mnie wpuścił. – Rzekł do przyjaciela siedzącego
za biurkiem i raczącego się alkoholem.
-Ta – Mruknął gospodarz.
-CO?!
-Właściwie to nic. Potter ma mi załatwić listę urodzonych
dzieci, pasujących do tego rocznika.
-A skąd znasz rocznik?
-Nie znam. Strzelam. Musiało to być zaraz po Hogwarcie. Więc
dziewięćdziesiąt osiem i dwa tysiące.
Zamyślił się na chwilę. Dolał do pustej szklanki
bursztynowego trunku i od razu wypił. – Częstuj się. – Rzekł jeszcze do
przyjaciela i zamilkł.
„Co działo się zaraz
po Hogwarcie?
Na końcówce roku była
Wielka Bitwa. Zginęli w niej moi rodzice. Pozostawiając ogromny majątek i kilka
rezydencji. Tylko czemu na tamten świat musieli też zabrać JĄ???
Jedyną, która naprawdę
mnie rozumiała i szanowała za to kim jestem a nie za to ile mam kasy.
Dlaczego?!
Dlaczego los był tak
nie sprawiedliwy?”
Jeszcze wtedy młody, arystokrata przeklął swojego ojca, gdy
ten podobno rzucił na Granger nieznaną nikomu klątwę. W wyniku której kilka
miesięcy później ona zmarła.
Do dziś pamiętał słowa ojca, gdy ten mówił mu , że „miłość
to brednie dla słabych ludzi”.
„Nieprawda. Miłość , ta prawdziwa miłość jest piękna.”
I choć, dziś już dwudziesto – siedmioletni mężczyzna , nie
zaznał tej miłości dużo, było jej wystarczająco aby zmienić jego zimne serce.
Nie na tyle jednak, aby pokochał kogoś innego .
Przyjaciele widząc jego bezgraniczną rozpacz , a wręcz
depresję próbowali mu jakoś pomóc. Umawiali na randki, spotkania, imprezy.
Na darmo.
On ciągle pamiętał o NIEJ. O dziewczynie swojego życia.
Nie chciał innej.
Jego związki, jeśli już takowe się pojawiały , trwały
zazwyczaj trzy, cztery dni. Zaczynały namiętnym romansem, a kończyły burzliwą
kłótnią.
I tak ciągle. Rok po roku.
Aż do dziś.
Dziś jego serce zabiło mocniej na widok małego chłopca , tak
bardzo do niego podobnego.
Tak bardzo.
-Draco? Słyszysz mnie? – Od kilku minut Blaise próbował
zwrócić na siebie jego uwagę. Na darmo. – Ile ty dzisiaj wypiłeś?
-Cooo? – Widocznie opróżnił więcej niż jedną butelkę.
-Choć. – Złapał go pod ramię. – Idziemy spać.
Malfoy spojrzał na niego nieco nie przytomnym wzrokiem.
- Zostaw mnie! – Starał się wyrwać swoje ramie spod jego
uścisku , lecz bez skutku.
-Idziemy. – I pociągnął go na jedno z wyższych pięter tego
„domu”.
-Jaun Paulo. – Zwrócił się do lokaja. – Dopilnuj żeby nic
więcej już nie pił, a rano był wypoczęty. Ja przyjdę… – zerknął na zegarek. – …powiedzmy
około dziewiątej rano.
-Oczywiście sir.
-Dziękuję. Do widzenia.
-Do widzenia.
I opuścił posiadłość Dracona Malfoy’a.
Taka wielka. Taka pusta.
„Dziecko wniosło by wiele radości w jego życie.” – Pomyślał
wsiadając do sportowego Audi.
*
Edward Zambini to ośmioletni syn Ginny i Bliasa.
Uwielbiam Draco i Blaise'a. No i ich przyjaźń, coś wspaniałego. Draco nadal kocha Hermionę! To dziwne, że u jego boku przez tyle lat nie pojawiła się żadna inna w końcu takie bożyszcze Hogwartu, a tu nic.
OdpowiedzUsuń