Weekend odsłona Druga
Piątek południe
*
Ciężarna kobieta szła szybko ulicą Pokątną mamrocząc coś pod
nosem.
-Tutaj? Teraz? Nie, to niemożliwe! – Pytała i od razu sobie
odpowiadała. – Nie teraz.
Weszła do Dziurawego Kotła.
-Witaj Tom. – Przywitała się z sędziwym już barmanem.
-Witam pani Zabini. – Ukłonił się jej mężczyzna.
Po czym wyszła na zalaną słońcem i hałaśliwą ulicę w centrum
Londynu.
-Co z niej za lekkoduch! – Mamrotała głośno, aż przechodnie
zaczęli się za nią oglądać.
Machnęła na taksówkę i wsiadła do żółtego samochodu który
się przed nią zatrzymał.
-Magnolia Strate osiem. – rzuciła do kierowcy i zamilkła.
„Co ona sobie myśli? Nienormalna jest? Czemu teraz? To za
wcześnie! Miała być we wrześniu, a co?”
- Proszę pani.
„A co? Jest teraz! Nikt nic nie wie, a ona się zjawia. Jak
jakiś duch! I , że też od razu musiała trafić na…”
-Proszę pani!
„…trafić na Malfoy’a! Jak pech to pech. Ale po co ciągnęła
małego? Doprawdy , nie rozumiem jej…”
-Proszę pani! – Kierowca zaczął potrząsać jej ramieniem.
-Aaa tak. – Zreflektowała się. – Już dojechaliśmy? Ile
płacę?
- Sześć funtów i dwadzieścia centów.
„Dobrze , że mam przy sobie pieniądze mugoli.” Uśmiechnęła
się wręczając daną kwotę taksówkarzowi. – Proszę.
-Dziękuję. Dowidzenia.
-Dowidzenia.
Kobieta wysiadła przed bramką z numerem osiem.
„To tu.” – Pomyślała
i lekko pchnęła bramkę. – „Obym jej nie zastała.”
Szybko przemierzyła
ogródek i weszła po kilku stopniach na werandę małego, acz zbudowanego z
klasą, domku.
Ding – dong!
Nacisnęła na dzwonek do drzwi i czekała.
Gdzieś w głębi domku dało się słyszeć krzyk „Idę!”
Usłyszała kroki i po chwili drzwi otworzyła jej piękna
kobieta mniej więcej w jej wieku.
-Ginny! – Wykrzyknęła. – Nie spodziewałam się ciebie teraz.
– Przytuliła zaskoczoną kobietę , ucałowała w policzek i wprowadziła do domu. –
Choć, choć – pociągnęła ją do salonu. – Przed chwilą weszliśmy.
- Domyślam się. – rzuciła chłodno Ginny , aż tamta spojrzała
na nią zaskoczona.
-…?
-Jak mogłaś być aż tak nierozsądna! – Zapytała z wyrzutem
siadając na fotelu i chowając twarz w dłoniach.
-Ginny? – Kobieta położyła jej ręce na kolanach i uklękła
przed nią. – Co się stało?
-Och Hermiono! – Ginny przytuliła przyjaciółkę. – On go
widział!
-Co?! – Była gyfonka otworzyła szerzej oczy.
-Malfoy widział Davida! Dziś na Pokątnej!
-Malfoy? – Kobieta
nie wierzyła własnym uszom.
-Tak! Był cały roztrzęsiony!
-Co? Przejął się tym?
-Tak! Obawiam się że zacznie go szukać, by poznać prawdę.
W tym momencie
nieświadomy obecności gościa do salonu wszedł David.
-Och … – Wyrwało mu się gdy zobaczył przytulone do siebie
kobiety.
-Witaj Davidzie. – Ginny uśmiechnęła się do niego. Był tak
strasznie podobny do ojca. Kropla w
kroplę Draco Malfoy. Jego pierworodny.
- Cześć ciociu! – Chłopczyk podszedł do niej i pocałował w policzek. Następnie usiadł w
fotelu nieopodal.
-Ale wyrosłeś. Ile masz już lat? – Zapytała go podczas gdy
Hermiona poszła do kuchni zrobić wszystkim coś do picia.
-W lutym skończyłem dziewięć. – Powiedział dumnie wypinając
pierś i prostując się w fotelu.
Ginny przypomniał się moment , gdy Draco oznajmił im że
awansował. Tak samo się wtedy wyprostował i wypiął pierś. Tak samo spoglądał na
nich z dumą. Aż kobieta uśmiechnęła się szeroko , przypominając sobie tą
sytuację.
-A mama nie chce mi kupić miotły! – Poskarżył się ciotce. –
A Edi ma miotłę? – Zapytał.
-Nie – uśmiechnęła się kręcąc głową. – Nie ma. Dostanie jak
skończy jedenaście lat. Tak jak ty.
-Ale ja chce teraz! Mama chciała kupić mi zwierzątko , ale
jej uciekłem. – Powiedział z dumą.
-Aha. – „To pewnie
wtedy wpadł na Dracona.” Pomyślała.
-Teraz nie dostaniesz. – Do salonu weszła Hermiona niosąc na
tacy trzy kubki. Jeden z zieloną herbata dla Ginny, z czarną dla siebie i z
kakao dla chłopca.
-Pamiętałaś? – Ginny wzięła do ręki parujący kubek i powąchała.
– Mmm moja ulubiona. Dziękuję.
Gospodyni uśmiechnęła się do niej.
- A ty młody człowieku – zwróciła się do syna. – Nie skarż
się ciotce.
-Mamo… – zaczął chłopiec.
-Nie maiłeś czegoś zrobić? – Zapytała go z uśmiechem?
-Nie… – Powiedział powoli.
-Jesteś pewny?
-Tak. Chyba tak.
- A więc ci przypomnę skoro masz taką krótką pamięć. Twój
pokój. Obiecałeś , że jak wrócimy ze sklepu to popakujesz swoje zabawki i
lżejsze książki.
-Ach tak. – Chłopak westchnął. – Więc idę. – Rzekł smętnie.
– Widzę , że mnie tu nie chcecie. – Ociągał swoje odejście. Powoli wstał.
-Davidzie. – Rzuciła srogo Hermiona.
-Idę, idę – i odszedł.
Słychać było jego mamrotanie , kroki na schodach a w końcu
trzask drzwi w pokoju.
-Nadal uważam, że źle postąpiłaś. – Zaczęła Ginny uznając
teren za czysty i bezpieczny.
-Wiem. – Westchnęła kobieta.
-Więc czemu przyjechałaś?
-Przyjechałam na pogrzeb mamy. – Odwróciła twarz. Łzy same
popłynęły z jej oczu.
-Och. – wyrwało się Ginny. Dopiero teraz dostrzegła, że
przyjaciółka ma na sobie czarny kostium. Wcześniej przez złość i roztrzęsienie tego nie zauważyła. – Tak mi
przykro. – Przytuliła kobietę i też zaczęła płakać.
-Wiedziałam, że to kiedyś nastąpi , nie wiedziałam tylko że
tak szybko.
- Kochana… Kiedy to…?
- W środę w nocy.
-Och. A ty…?
-My przyjechaliśmy wczoraj w nocy. Wiem. – Krótka pauza. –
Nie powinna zabierać ze sobą Davida ale chciałam by mógł pożegnać się z babcią.
Innej nie ma. Nie sądziłam tylko, że krótka wizyta na Pokątnej może być aż tak
głupia.
-Nie mów tak.
-Ale to prawda. Nie powinna była postępować tak pochopnie.
Ale nie szkodzi. Może nic złego się nie stanie.
-Już się stało. Mówiłam ci. Draco zacznie go szukać. I nie..
.
-Zanim go znajdzie ja , my będziemy daleko.
-Jak to? Nie rozumiem. – Ginny zrobiła wielkie oczy.
-Widział go rano, prawda? Dziś jest piątek. W weekendy
urzędy, choć na nic mu się nie zdadzą, są nieczynne. Pogrzeb jest w niedziele
rano, a my wyjeżdżamy w poniedziałek.
-Co? Nie rozumiem!
-Ginny, czego nie rozumiesz?
-Jak to, wyjeżdżacie? Gdzie? Czemu?
-Nie mogę tu zostać.
Ten dom … – rozejrzała się po
salonie z czułością. – Sprzedałam go. Tak samo jak gabinet mamy. Miałam
odłożonych trochę oszczędności i kupiłam domek w Australii. Tu mnie nic nie
trzyma. A tam… tam nikt nie będzie mnie szukał. Tam zacznę od nowa.
-Ale jak to? – Ginny patrzyła na nią w osłupieniu.
-Normalnie. – Hermiona wstała z fotela i podeszła do okna.
Wyjrzała na zewnątrz.
-Ale Hermiono! – Podeszła do niej z tyłu . – Nie możesz tak
tego zostawić.
-Jak?
-Przecież on go widział! Nie spocznie póki go nie znajdzie.
Znam go.
-Wiesz Ginny , tak się składa , że ja też go dość dobrze
znam. – Odwróciła się i spojrzała jej w oczy.
-On się zmienił. Nie ma w nim nic z tamtego chłopaka ze
szkoły. Naprawdę Hermiono gdybyś…
-Nie. – Stanowcze. – I przestań mnie nazywać Hermioną, ona
umarłą, gdy zaszła w ciąże.
Ginny czuła jak jej oczy powoli wypełniają się łzami.
-Jak możesz! Jak możesz być taka nieczuła! Nic nie powiedziałam Harry ’emu i Ronowi o tobie.
Nic! Choć pytali dlaczego , jak, ciągle przez prawie pięć lat! Nic! Ani słowa!
Wiesz jak ja się czuje okłamując ich cały czas? Wiesz?! Nic nie wiesz! Nie
możesz tego wiedzieć. Myślisz tylko o sobie. – Widać było , że długo czekała by
to wszystko z siebie wyrzucić. – To ja
przez dziesięć lat nie mogłam spojrzeć Draconowi w oczy. To ja nigdy nie byłam
z nim szczera. To ja nie mogłam przez to spać po nocach. To ja unikałam wzroku
wszystkich których podejrzewałam o znajomość
legilimencji w obawie że odkryją mój , a właściwie twój sekret. – Odkażająco
wyciągnęła palec w jej stronę. – To ja byłam na twoim pogrzebie. To ja
patrzyłam na łzy twoich przyjaciół. To ja unikałam odpowiedzi. A ty? Co ty dla
mnie zrobiłaś? Gdy brałam ślub nawet nie mogłam z tobą porozmawiać. Gdy byłam w
ciąży z Edim, nie było cię przy mnie.
Nie było cię na ślubie Harry’ego, na ślubie Rona. Nie byłaś przy
narodzinach ich dzieci. Nie jestem pewna czy przyjechałabyś na mój pogrzeb.
-Przestań! – Krzyknęła Hermiona. – Przestań tak mówić! – Złapała
się za głowę. Podeszła do fotela i usiadła na nim kiwając się do przodu i do
tyłu. Jak sierota tuląca się do snu.
- Myślisz , że było, że jest mi z tym łatwo? – Powiedziała
do swoich kolan. – Okłamywać ich wszystkich? Nie, nie jest. Nie śpię po nocach,
mam koszmary. Boje się ludzi. W Stanach nie mam nikogo. Z nikim nie nawiązuje
przyjaźni, ba! Nawet zwykłej znajomości! Jak myślisz? Czemu uciekłam? Tak. – Zwróciła
się do Ginny , która usiadła w fotelu naprzeciwko. – Uciekłam. Wiesz co by się
stało gdybym została? Nie. Nie wiesz. Nie możesz tego wiedzieć. Zabrali by mi
go. Mojego małego synka. A mnie zamknęli w Mungu i wyciszyli całą sprawę. Tak.
Malfoy’owie nie pozwolili by aby ich jedyny syn związał się ze mną. Nie
pozwolili by aby ich wnuk wychowywał się ze szlamowatą matką. O ślubie mogłam
tylko marzyć. Zresztą , wiesz jak się zachowywali kiedy zobaczyli mnie z nim w
święta. Pamiętasz? Bo ja owszem. Do dziś nie mogę o tym zapomnieć. Do dziś
widzę przed oczami ich szydercze miny. Tą niechęć, wręcz nienawiść. Dlatego
uciekłam. On… nawet nie wie , że spędził wtedy ze mną tą noc. Był pijany, po
tym balu kończącym siódmą klasę, pamiętasz? Przyszłaś z Zabinim. A my… niby
byliśmy razem , a oddzielnie. I jakoś tak wyszło , że wylądowaliśmy w jego
dormitorium. Nie wiem , czy to ja jego wykorzystałam, czy on mnie? I stało się.
Byliśmy pijani , nie zabezpieczyliśmy się. Kto by pomyślał? Tyle razy się
kochaliśmy świadomie… a wpadłam nie kontaktując. – Zaśmiała się. – Kiedy
obudziłam się rano i zobaczyłam go leżącego kolo mnie , zrozumiałam co się
stało. Nie mogłam pozwolić by mnie zobaczył. Uciekłam zanim się obudził.
Następnego dnia nie pojawiłam się na kolacji, źle się czułam. Potem wszyscy się
rozjechali. Nikt o mnie nie pytał. Nikt mnie nie szukał. A on? Gdyby mu na mnie
naprawdę zależało, znalazł by mnie. Ale nie. Wolał zapomnieć , odrzucił w kąt
jak zabawkę , która mu się znudziła. Mama, moja kochana mama radziła mi
poczekać. Czekałam. Czekałam aż się zjawi. Na darmo. Nie przyszedł, nie
napisał. Zero kontaktu. Potem wylądowałam w szpitalu. Dowiedziałam się że
jestem w ciąży. Musiałam uciekać. Po wyjściu ze szpitala wróciłam do domu,
spakowałam się i wyjechałam. Do Francji, po Paryża. Miałam tam znajomych, o nic
nie pytali. Pomogli mi. Wiedziałam że zaufać mogę tylko tym którzy nie znają o
mnie całej prawdy, odcięłam się od przeszłości. Ale nie chciałam tak całkowicie
odcinać się od przyjaciół, od ciebie. Tylko ty znałaś prawdę, tylko ty
wiedziałaś gdzie byłam, tylko ty wiedziałaś kto jest ojcem Davida. Tylko w
tobie miałam oparcie. Żałuje. – Znowu zakryła twarz dłońmi. – Naprawdę żałuje
że nie było mnie przy tobie w tych ważnych dla ciebie momentach. Ale musisz zrozumieć
tez mnie. Nie miałam z kim zostawić syna. A z nim nie mogłam przyjechać. Nie
mogłam. – Skończyła i zaczęła płakać.
Ginny patrzyła na nią załzawionymi oczami.
Nie powinna tego mówić teraz, zwłaszcza że Hermiona przyjechała
na pogrzeb. Ale emocje wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem. W końcu kobieta w ciąży
może miewać humory, nie?
Jednak czuła że przesadziła. Hermiona pierwszy raz od kilku
lat wspomniała o Draco. Zawsze był on tematem tabu. Nie można było o nimi mówić
, nie tylko ze względu na Davida. Chłopcu od maleńkości powtarzano, że o
niektóre rzeczy nie należy pytać. A taka właśnie „rzeczą” był temat ojca.
Chłopiec chcąc nie chcąc musiał się temu podporządkować.
Wiedział, że jak matka będzie gotowa do
tej rozmowy , powie mu kim jest jego ojciec i czemu nie ma go z nimi.
Często w dzieciństwie widział jak mama dziwnie na niego
patrzy. Jej oczy bywały wtedy zamglone i takie odległe. Jakby coś wspominała.
Jakby w wyglądzie chłopca i sposobie
jego zachowania widziała kogoś innego. Może jego ojca? Davida zawsze intrygował
własny wygład. Przeglądając rodzinne albumy nie natrafił na nikogo o tak
jasnych , że niemal białych włosach. Nikt z jego przodków nie miał tak bladej
skóry jak on. Jego dziadek miał niebieskie oczy, jednak nie było w nich ani
grama stalowego przebłysku, tak jak w przypadku chłopca.
Kiedyś ciotce Ginny wymsknęło się że wygląda jak ojciec.
Niestety zaraz spłonęła rumieńcem i nic więcej nie powiedziała. Nigdy.
Wiec milczały w tej sprawie. W ogóle Hermiona mało mówiła, wołała
słuchać. O wszystkim. Dobrym i złym, ale o wszystkim czego jej nie dotyczyło.
Nie żyła przeszłością. Tylko przyszłością.
A jej przyszłością był właśnie David.
-Hermiona. – Ginny podeszła do niej i przytuliła ją. – Tak
mi przykro. Nie wiedziałam, że ty tez czujesz się z tym źle. Przepraszam.
-Nie szkodzi, nie szkodzi. – Mówiła przez łzy. – Też nie
byłam fair.
Przytulały się przez chwile, potem nieco ochłonęły.
- Powiedz mi tylko. – Poprosiła Ginny. – O co chodzi z tym
odebraniem ci dziecka?
Hermiona spojrzała na nią , westchnęła i powiedziała:
-Proste. Malfoy’owie nie pozwolili by mi zatrzymać syna. Ożenili
by Dracona z jakąś arystokratką i zabrali by mi dziecko. Przecież szlama nie
może wychowywać arystokraty. No właściwie
to pół arystokraty .
- Mamo , a kto jest pół arystokratą? – Do salonu wkroczył
David niosąc worek ze śmieciami.
-Posprzątałeś już? – Zapytała go matka, na co on kiwną głową
, na „tak”. – Pójść sprawdzić?
-Mamo, no. Zaufaj mi. Posprzątałem. Naprawdę. – Dodał widząc
jej wzrok.
-Dobrze , wierze ci. A jak już będziesz wyrzucał śmieci , to
weź i te z kuchni. Dobrze skarbie? Później zajmiemy się twoimi pudłami.
-Dobrze, dobrze. – Westchnął, odwrócił się i wszedł do
kuchni.
Słychać było jak otwiera szafkę, wyjmuje śmieci, a kilka
minut później słychać trzask drzwi na tyłach domu.
-No, no. Dobre to było. – Pochwaliła Ginny.
-Wierz. Ciągle żyje w kłamstwie to i się nauczyłam jak wychodzić
z kłopotliwych sytuacji. Ale nie mówmy już o tym, bo może usłyszeć, a drugi raz
nie da się nabrać. Znasz go.
Obie się uśmiechnęły.
-Będę się zbierać kochana. – Ruda wstała, a Hermiona równo z
nią.
-Tak szybko?
-No właściwie to przyszłam cię ochrzanić, za wiesz CO. – Uśmiech.
– Przyjdę na pogrzeb.
-Nie musisz… – Zaczęła.
-Ale chce. Pamiętaj, że przez ostatnie kilka lat zżyłyśmy
się nieco.
-Wiem.
-Wiec w niedziele?
-Tak, o dziesiątej. w osiedlowym kościele.
-A wiec do zobaczenia. – Ucałowały się i ruda poszła.
No tego to ja się na pewno nie spodziewałam. Kurczę jestem w szoku. Bardzo polubiłam Davida, wykapany z niego ojciec :) Żal mi Draco bo tyle lat żył w kłamstwie. No i Hermiona nie pochwalam jej występku, ale z pewnością musiało być jej ciężko. Biedni :(
OdpowiedzUsuń