Weekend odsłona Pierwsza
Piątek rano
Rok 2008
Rok 2008
-Draco! Przyjacielu, wyglądasz jakbyś zobaczył ducha! – Blaise
Zabini spojrzał na niego z niepokojem. Twarz jego najlepszego przyjaciela,
Dracona Malfoya wyglądała niezwykle blado w ten słoneczny dzień.
-Bo chyba widziałem ducha! – Wykrzyknął on , siadając na
krześle.
-Jak to? Tutaj na Pokątnej? – rozejrzał się uważnie po małej
kawiarence w której spotkali się na kawę, jednak nie dojrzał niczego
niepokojącego. – Jesteś pewny?
-Tak! Nie! Nie wiem… – Draco schował twarz w dłoniach
opartych o blat stolika.
-Nie rozumiem. – Blaise pokręcił głową.
-Widziałem chłopca… – i umilkł. Najwyraźniej to co miał
powiedzieć nie przechodziło mu przez gardło.
-I…?
-Wyglądał jak ja! - Wykrzyknął głośno, odrywając ręce od
twarzy i patrząc nieprzytomnie na Zabiniego.
-Jak to? – Przyjaciel wolno dziś myślał. – Masz syna czy co?
– Spytał z niedowierzaniem.
-Nie, chyba nie. – Chwila ciszy. – Nie wiem. O żadnym nic
nie wiem.
-Może któraś z twoich kochanek wpadła? – Podsunął pomysł.
-Nie, nie możliwe. Zbyt dobrze się zabezpieczałem. – Cyniczny
uśmiech wstąpił na jego bladą twarz. – Ten chłopiec miał jakieś osiem może
dziewięć lat. Z kim ja się wtedy spotykałem? – Głośno się zastanawiał.
-To musiała być jakaś panna ze szkoły. – Trafnie stwierdził Blaise.
-Tak. – Powiedział powoli Draco.
Potarł dłonią czoło.
Szkoła.
To tam przeżył swoją wielką miłość.
Z dziewczyną , którą naprawdę pokochał.
To tam, na siódmym roku spędził wspaniale czas.
Bawił się.
Z Nią.
Ale Ona przecież nie żyje.
-Muszę coś sprawdzić. Na razie – wstał i odszedł.
-Co mu się stało? – Do Zabiniego podeszła piękna rudowłosa
kobieta w zaawansowanej ciąży. Właścicielka tej kawiarni. Usiadła na zwolnionym
przez Draco krzesełku uprzednio całując mężczyznę w policzek.
-Chyba widział syna. – Powiedział powili Blaise nadal
wpatrując się w tłum w którym zniknął jego przyjaciel.
-Syna? – Kobieta momentalnie zbladła i zaczęła szybciej
oddychać, czym zwróciła na siebie uwagę męża.
-Kochanie, nic ci nie jest? – Blaise zerwał się z krzesła i
kucnął przy żonie. – Źle się czujesz? – Złapał ją za ręce.
-Nie , nie. Nic mi nie jest. – Kobieta powoli wstała. – Muszę
coś załatwić. – Blaise ruszył za nią zaniepokojony. – Sama – zwróciła się do
niego.
-Ale skarbie, to ósmy miesiąc, nie możesz się przemęczać.
Idę z tobą.
-Nie. – Stanowczy głos jego żony nie pozostawił mu żadnego
wyboru. – Idę sama.
-Kochanie…
-Powiedziałam. – Odwróciła się i zaczęła powoli iść. Po
chwili zatrzymała się i rzuciła przez ramię: – Jak jesteś wolny, to przypilnuj mi
interesu. Niedługo będę – i zniknęła w tłumie ludzi , tak jak uprzednio Draco.
*
Malfoy siedząc w
swojej ogromnej rezydencji analizował dzisiejszy dzień.
*
Kilka godzin wcześniej.
-Mamo! – Wołał chłopiec. – Mamo! Dziś są moje imieniny!
Mamo!
-Nic z tego Davidzie. – Odpowiedziała mu kobieta. – Nie
kupie ci latającej miotły. Jesteś za młody.
-Mam już dziewięć lat! Mamo! – Krzyknął chłopiec ze złością
tupiąc nogą. „Zupełnie jak ojciec” pomyślała kobieta kręcąc głową z rezygnacją.
– W lutym będzie dziesięć!
-Nie i już.
Mały , śliczny chłopczyk , o niezwykle jasnych, czy wręcz
białych włosach i stalowoszarych oczach stojący przy wysokiej i szczupłej
kobiecie z brązowymi włosami upiętymi w luźnego kucyka i orzechowymi oczami,
szarpał ją za rękę i wskazywał na wystawę sklepu na której leżała piękna wyścigowa miotła.
„Podwójny błysk – głosiła
tabliczka. – Dwa razy szybsza od drugiej
serii Błyskawicy!”
-Ale mamo!
Chłopiec wpatrywał się w nią ze złością.
Syn. Jej Pierworodny.
-Kupię ci zwierzątko. Choć. – Powiedziała. Złapała go za
rękę i zaczęła ciągnąć w stronę Centrum Handlowego Eeylopa.
-Nie! – Krzyknął chłopczyk, wyrwał się z uścisku matki i
uciekł w przeciwnym kierunku.
-David! – Krzyknęła za nim jeszcze. – Znów to samo. – Pokręciła
głową i ruszyła za synem.
Tymczasem zapłakany chłopczyk nie patrząc gdzie biegnie
wpadł na jakiegoś mężczyznę.
-Przepraszam! – Bąknął przez łzy i pobiegł dalej.
Natomiast mężczyzna stał jak sparaliżowany. Właśnie darzył
się z … samym sobą?
Tak, ten chłopczyk wyglądał jak on! Tyle że młodszy…
Te same prawie białe włosy.
Ta sama blada cera.
Nawet oczy, mimo że zapłakane, były takie same!
-To sen? – Powiedział głośno do siebie.
Patrzył jak zahipnotyzowany za oddalającym się dzieckiem,
nie zauważając kobiety która go minęła i
wkrótce przysłoniła niebieską koszulkę chłopca.
Jego matka.
Mężczyzna potrząsnął głową i ruszył w przeciwnym kierunku.
Zmierzał do kawiarenki w której miał się spotkać ze swoim przyjacielem.
Ujrzał go siedzącego pod parasolem przy wolnym stoliku. Od
razu do niego podszedł.
-Draco! – Krzyknął przerażony Blaise. – Przyjacielu,
wyglądasz jakbyś zobaczy ducha!
*
-To był duch? Czy mój jedyny syn? – Zapytał głośno
powracając do rzeczywistości. – Muszę to sprawdzić. – Postanowił.
*
„Znów to samo!”
myślała kobieta podążając za synem. „Zawsze
musi postawić na swoim! I znów trzeba go szukać. Słowo daje , tym razem mu się
oberwie!.” – Postanowiła mijając mężczyznę o niezwykle białych włosach ,
ale nie zwróciła na niego uwagi.
Nie teraz.
Zapowiada się ciekawie :D... Cóż takiego się stało, że Smok myśli, że ona nie żyje? Lecę czytać dalej!
OdpowiedzUsuńPozdrowienia,
Promise
pragnienia-naszego-serca.blogspot.com
Hej :) Żałuję bardzo, że nie piszę się już takich opowiadań jak twoje. A więc Hermiona ma syna z Draco? No, no tylko dlaczego on uważa, że ona nie żyje? Hm...? No i ta rudowłosa kobieta, ta z Zabinim, czyżby to była Ginny?
OdpowiedzUsuń