poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Pojedynek Serc: Rozdział Sześćdziesiąty trzeci


Rozdział sześćdziesiąty trzeci: Intruz.





-Granger Hermiona, Gryffindor! – Krzyknęła Mcgonagall. Po Sali przeszedł dziwny pomruk.

Hermiona wstała, westchnęła i powoli ruszyła ku podium.
Czuła na sobie spojrzenia wielu osób, ale jedno wyraźnie wwiercało się jej w głowę, jednak ona uparcie je ignorowała.
Powoli podeszła do czary i najwolniej jak się dało zanurzyła w niej rękę. Spojrzała na dyrektorkę, a ta uśmiechnęła się do niej pokrzepiająco.
Dziewczyna powoli wyciągnęła rękę z małą złotą karteczką. Jeszcze wolniej zaczęła ją otwierać. Ujrzała biegnące po niej literki, które następnie ułożyły się w imię i nazwisko towarzyszącego jej chłopaka.
Wpatrywała się w kartkę tak długo, aż Mcgonagall chrząknęła, na co dziewczyna otrząsnęła się. Zgniotła kartkę w dłoni, odwróciła się i wróciła do swojego stołu.
-Eee Hermiono? – Dyrektorka zwróciła się w jej stronę. – Nie powiesz nam, z kim idziesz?
Dziewczyna podniosła głowę napotykając wiele zdziwionych spojrzeń. Jedno z nich było jednak zadowolone.
-Z Malfoyem. – Powiedziała bez wyrazu. Zerwała się ze swojego krzesła i wybiegła z Wielkiej Sali.
Wszystkie oczy zwróciły się w stronę wyżej wspomnianego ślizgona.
A ten uśmiechnął się jeszcze szerzej i powiedział:
-Biedaczka. Musi przetrawić tą cudowną nowinę. – Po czym sam wstał i wśród ogólnej wrzawy braw udał się na poszukiwanie swojej przyszłej partnerki.

-On coś kombinuje. – Mruknął Ron do Harryego udając, że klaszcze.
-Nie sądzę. – Odpowiedziała uśmiechnięta Ginny.
Oboje spojrzeli na nią uważnie.
-Co? – Zapytali jednocześnie.
W tym czasie Mcgonagall wyczytywała kolejne nazwiska dziewcząt, które były bez pary na bal.
-Nie teraz. – Mruknęła tylko skupiając wzrok na dyrektorce.


*


Hermiona wybiegła z Wielkiej Sali. Swe pośpieszne kroki skierowała na siódme piętro.
Chciała być teraz sama.
Płakała.
Jak los może ją tak traktować?! Przecież nic złego nie zrobiła! Pilna uczennica, zawsze pomocna. Może to w innym życiu była kimś ZŁYM? Tak, na pewno o to chodzi. Innego wyjścia nie ma. Nie ma!
-Co za upokorzenie! – Mruczała do siebie kierując się do Pokoju Życzeń. – A będzie jeszcze gorzej!
Nie podejrzewała tylko, że krok w krok podąża za nią pewien blondyn ukryty pod peleryną niewidką.




Retrospekcja.

-Diable, mam sprawę – powiedział poważnym tonem Draco.
-Jaką?
-Dyskretną – i rozejrzał się po Pokoju Wspólnym Ślizgonów. – Chodźmy.
Weszli razem do pokoju młodego Malfoya.
-Jaka to dyskretna sprawa? – Spytał Zabini siadając w jednym ze skórzanych foteli.
-Potrzebuje peleryny niewidki. – Walnął prosto z mostu.
- A skąd ja ci ją mam wziąć, co?
-Nie ty – kręci głową. – Potter ma jedną.
-I, co myślisz, że mi pożyczy? – Prychnął ze śmiechem.
-Tobie nie, ale… – nie kończy.
-Rozumiem. – Kiwa głową. – A po co ci ona?
-Potrzebna. To ważne.
-Spoko. Na kiedy?
-Na dziś. Przed kolacją.
Zabini uniósł brwi.
-Hm może być ciężko, ale…
-Liczę na ciebie.
Oboje patrzą sobie chwilę w oczy.
,„Co ty kombinujesz?” – Myśli, Blaise.
„Coś niesamowitego.” – Odpowiada mu w myślach Draco.

Po czym oboje się uśmiechają i Diabeł wychodzi.



*

Teraźniejszość.

Będąc niewidocznym, chłopak podąża za zapłakaną dziewczyną. Ona wchodzi na siódme piętro i kieruje swe kroki do Pokoju Życzeń.
Znika za jego drzwiami jednak nieproszonemu gościowi udaje się tam za nią wśliznąć.
W ostatniej chwili zdołał zakryć usta, aby nie krzyknąć.
A wydawać się mogło, że nic go nie może zaskoczyć!

Pokój nie był duży, nawet może mniejszy niż jego sypialnia w Lochach. Ale za to cały różowy! Tylko gdzieniegdzie na ścianach były, jakby ręcznie malowane drobną rączką pięciolatki małe, fioletowe i niebieskie kwiatki.

Na środku, pod oknem stało łóżko z baldachimem, także różowe. Z mnóstwem puszystych poduszek. Na małej szafeczce pod ścianą stały kolorowe książeczki, za pewnie jakieś bajki. Wszędzie natomiast, na podłodze, na łóżku, nawet na książkach leżały lub stały pluszowe maskotki różnej maści. Od kotków i piesków, przez misie, króliczki po żółwiki, słoniki i małpki. Po prostu masa pluszowych zabawek!

Jak trafnie domyślił się Draco, była to sypialnia  panny Granger jeszcze z czasów dzieciństwa.
W tej chwili zapłakana dziewczyna wzięła do ręki wściekle różową panterę i położyła się do łóżka.
Było wodne, pod jej ciężarem zakołysało się delikatnie, a przecież ona nie ważyła dużo!
Chłopak usiadł na małym, także blado różowym krzesełku z boku łóżka.
Obserwował gryfonkę. Dziewczyna, co chwile pociągała nosem i przecierała oczy zabawką.  wet na książkach leżały lub stału pluszowe\ yną niewidką.

Dopiero teraz Draco zauważył, że nie rozmazała się. Zaraz, chwila. Nie rozmazała? Ona nawet nie była pomalowana! Tyle razy ją obserwował, a nie zauważył takiej oczywistości?  Tyle uwagi poświęcił jej cudownie orzechowym oczom!
Miała ona naturalnie ciemną oprawę oczu, nie potrzebowała się dodatkowo malować. Była piękna. Nawet pomimo tych łez. Wyglądała tak niewinnie. Jak dziecko!

Nagle rozległo się ciche pukanie do drzwi.
„Pukanie, tutaj?” – Przemknęło przez myśl Draconowi.

-Proszę. – Odpowiedziała słabym głosem Hermiona.
Do pokoju weszła Ginny Weasley.
-Poprzednim razem było chyba mniej zabawek. – Powiedziała podnosząc z podłogi szarego słonika i siadając obok przyjaciółki. – Jak się czujesz?
-Koszmarnie! – Zawyła w poduszkę.
-Oj Miona – Ruda zaczęła kręcić głową. – Coś czuję, że wszystko…
-Nieprawda! Zobaczysz! Upokorzy mnie przed całą szkołą! – Podniosła się i oparła plecami o poduszki. – Już o zrobił, dzisiaj! To jego ulubione zajęcie od przyjazdu tutaj!
-Oj, oj, oj – Ginny znowu pokręciła głową.
-No, co? – Pociągnięcie nosem.
Milczenie.
-Co?
-Oj nie nic. – Powiedziała młodsza z dziewcząt. – Tylko coś czuję, że nie będzie tak źle jak ci się wydaje. – Uśmiechnęła się.
-Nie? – Hermiona uniosła brwi. – Nie będzie. – Chwila ciszy. – Bo będzie jeszcze gorzej! – I znowu schowała twarz w poduszki.

Chłopak w milczeniu słuchał wymiany zdań pomiędzy przyjaciółkami. Nie podobało mu się to. Zwłaszcza, że rozmowa po części dotyczyła jego skromnej osoby. Najchętniej wtrąciłby się do tej dyskusji, ale nie chciał się zdradzić. Mogłoby to zostać źle odebrane, zwłaszcza przez Rudą.
Tak Rudą, bo to ona załatwiła mu pelerynę niewidkę od Pottera. Co prawda nie wiedziała, do czego ma mu posłużyć, ale też specjalnie go nie wypytywała. Na szczęście. Bo dziewczynie kumpla nie wypada kłamać.


Hermiona co chwila pociągała nosem. W końcu przetarła oczy pluszakiem i spojrzała, na Ginny. Jej oczy pomimo tego, że jeszcze były wilgotne, wyrażały chęć mordu.
Zamknęła je na chwilę. Gdy je otworzyła nie było już zabawek, nie było łóżka z baldachimem, nie było różu! Nie było niczego! Cała trójka znajdowała się teraz w grocie z Czernymi ścianami. Hermiona leżała na ogromnym łożu, przykrytym czarnym atłasem. Ruda siedziała obok wzdychając. Widocznie dla niej zmiana wystroju wnętrza nie była żadnym zaskoczeniem. Czego nie można powiedzieć o Draconie. „Skąd w małej główce Granger znalazł się ten pokój?” – Zastanawiał się w myślach Draco oglądając wszystko uważnie.
Pod hebanowymi ścianami stały lichtarze ze świecami. Tylko one dawały światło temu pomieszczeniu. Chłopak stanął przy jednym z nich, uważnie się mu przyglądając. Każdy z lichtarzy miał nietypowy wygląd. Były to, bowiem węże splecione ze sobą i utrzymujące świece. Widok w ogóle niepasujący do uczennicy Gryffindoru!
Nad wezgłowiem łóżka widniał rzeźbiony na ścianie herb. Dwa walczące ze sobą smoki, pokryte złotem i srebrem. W połączeniu z migoczącym blaskiem świec wydawało się, że one żyją.
„Niesamowite!”
Jednocześnie chłopak miał nieodparte wrażenie, że już gdzieś widział ten herb. Tylko nie mógł sobie przypomnieć gdzie.

To pomieszczenie jak najbardziej przypadło mu do gustu. Mroczne, pełne tajemnic i nie odkryte.
Podszedł do jednej ze ścian, w której zrobiona była wnęka, a w niej poukładane książki. Nie zdążył jednak zobaczyć, jakie to tytuły się tu znajdują, kiedy to dotarło do niego niepokojące zdanie wypowiedziane przez Granger.

-A, więc wypijmy za powodzenie mojego planu!

W tym momencie w powietrzu pojawiły się trzy srebrne czarki z emblematem smoków.
Dziewczyny zręcznie złapały po jednej z nich. Trzecia z hukiem spadła na ziemię. Szkarłatny płyn wylał się na posadzkę.


„Cholera!”
-Ktoś tu jest! – Wykrzyknęła Hermiona.
-Niemożliwe! – Ginny także krzyknęła, choć tak naprawdę podejrzewała tożsamość szpiega. – Cholera! 

Draco szybko uciekł z pokoju. Na korytarzu usłyszał jeszcze jak „Expelliarmus!” Granger trafiło w drzwi.

„Uff!”



***


 PRZEPRASZAM!


Weekend 10


Weekend Ostatnia Odsłona
Epilog.

Każdy weekend dobiega kiedyś końca. Dziękuję.




Retrospekcja.

Dom państwa Zabinich.
Pierwsze piętro.
Pokój chłopca imieniem…

-Edi, mam sprawę. – Zaczął poważnym tonem drugi z obecnych w tym pokoju dzieci.
-Jaką?
-Dość dyskretną.
Rudzielec stanął oparty o parapet okna, przyjacielowi wskazał obrotowe krzesło przy biurku.
Był to nieduży pokój, utrzymany w tonacji oliwkowej. Jasno orzechowe meble doskonale pasowały do zieleni ścian. Nad łóżkiem wisiał zminiaturyzowany model latającej miotły. Nieco dale stała niewielka szafka, pełna książek, do których właściciel pokoju zaglądał niezwykle rzadko. Przy oknie stało biurko, na którym leżały jakieś urywki z gazet i zarysowane arkusze papieru. Koło biurka stał chłopczyk o płomienno rudych włosach i intensywnie wpatrywał się w chłopca siedzącego przy owym biurku.
-Mów. – Powiedział w końcu.
-Kim jest Malfoy?
-Chodzi ci o wujka Draco?
-Nie wiem jak on ma na imię. Stał z twoim tatą przed cmentarzem.
-Aha. – Zamyślił się ten. – Wujek Draco to najlepszy przyjaciel taty. – Zaczął mówić. – Ma ogromny dom. Prawie jak zamek! –Gestykulował , próbując nakreślić Davidowi wielkość owego domu. – Mieszka sam, nie ma żadnej rodziny. Może dlatego czasami bywa bardzo smutny. Ale  zawsze jak u niego jestem to bawi się ze mną i daje mi polatać na swojej miotle. – Na samą myśl o latającej miotle zaświeciły mu się oczy z podniecenia.
-A czy… masz może , jego zdjęcie? – Zapytał nieśmiało.
Edi uważnie przyjrzał się przyjacielowi.
Czy czasem David nie jest  podobny do wujka?
-Czekaj. – Rzucił i wyszedł z pokoju.

Na tym samym piętrze mieścił się też pokój pełen książek, zwany biblioteką. Mały chłopczyk podszedł cichutko do drzwi tego pomieszczenia, nacisnął klamkę i wślizgnął się do środka. Po kilku minutach, równie szybko i dyskretnie wyszedł. Z tym, że teraz pod koszulką miał schowaną pewną książkę.
-Proszę. – Podał ją chłopcu. – Tylko nikomu nie mów, że to widziałeś. Tata nie pozwali mi  jej dotykać.
-Dobra. – Obiecał blondyn i otworzył książkę oprawioną w delikatną zielona skórę.
Na pierwszej stronie widniał srebrny napis: „Rocznik 1997” *

Przewracając o jedną kartkę dalej chłopiec ujrzał zdjęcie zamku na tle gwieździstego nieba. „Hogwart nocą” – Głosił napis pod spodem.
Jako, że to była fotografia magiczna, co jakiś czas na tle zamku pojawiała się sowa, bądź jakiś inny ptak.
Z każdą kolejną kartką David oglądał masę nieznanych mu twarzy na różnorakich fotografiach.
Jedne były podpisane, inne nie.
Większość zdjęć przedstawiała ojca Ediego i ciocie Ginny.
Był tam też owy blondyn, tak do chłopca podobny. A także jakiś rudzielec i chłopak w okularach o niezwykle rozczochranych włosach.
Na jednym ze zdjęć David zauważył tych chłopców w towarzystwie pięknej dziewczyny. Ona wydawała mu się dziwnie znajoma. Patrząc w jej roześmiane oczy zdał sobie sprawę, że była to jego…
-Mama. – Szepnął.
-Pokaz. – Edi zaglądnął mu przez ramię.
Rzeczywiście. Ciocia Francis stała obok wujka Harryego i wujka Rona.
Tylko dlaczego u licha pod zdjęciem widniał taki napis:
„Święta Trójca: Harry Potter, Hermiona Granger i Ron Weasley.”
-Niesamowite…

Chłopcy oglądali dalej.
Zmieniały się postacie, krajobrazy, tła. Takie same pozostawało tylko szczęście widoczne u każdej z fotografowanych osób.
-Spójrz. – Edi pokazał palcem na jakieś zdjęcie.
Na tle jeziora, przy starej wierzbie stal owy blondyn w towarzystwie mamy Davida. Para, widocznie nieświadoma  obecności intruza z aparatem, w pewnym momencie zaczęła się całować.
-Fuj. – Rudy odwrócił wzrok.
Natomiast David wpatrywał się w ten widok jak zahipnotyzowany. Jego mama i ten pan , który…
- …jest twoim tatą? – Blondyn oderwał wzrok od całującej się pary i spojrzał na przyjaciela.
-Nie wiem. – Podrapał się po głowie. – Ale na cmentarzu powiedział do mamy tak: „Nie pozwolę odebrać sobie syna.” I, że „wyglądam jak on”.
-Blondas, bo ty faktycznie wyglądasz jak wujek Draco.
-Tylko dlaczego…

-Mamo! Zaczęło się! – Ich rozmowę przerwał krzyk taty Ediego.
Chłopcy zbiegli na dół.


*



Kobieta wróciła do syna. Położyła mu rękę na ramieniu i powiedziała nieco oficjalnym tonem:
- Draco , poznaj Davida. – Malec śmiało wyciągnął ku niemu swoją dłoń, którą ten uścisnął. – David, poznaj tatę.

Wszystkich zebranych zaskoczyło to  krótkie oświadczenie.
Draco oderwał wzrok od syna i spojrzał na jego matkę.
Miała łzy w oczach. Ale oprócz tego , gdzieś tam w środku pojawiły się zalążki iskierek, które kiedyś dość często igrały w jej oczach.
Malfoy mimowolnie poczuł jak jego własne oczy robią się coraz bardziej wilgotne.
Tego było za wiele.
Odzyskał kobietę , która kochał i na dodatek ma z nią syna!
Lepiej być nie mogło!
Z całego tego szczęścia porwał ją w swe ramiona i mocno przytulił. Zakręcił kilka kółek trzymając ją w górze.
-Puść mnie wariacie! – Pisnęła.
Chłopiec spojrzał na mamę.
Rzadko kiedy widział ją TAKĄ szczęśliwą. Jej oczy lśniły radością. Śmiała się.
Na policzkach pojawiły się urocze dołeczki. Tryskała energią.
Zadowolona z życia.
Szczęśliwa, była naprawdę szczęśliwa.
Czy to właśnie dzięki temu panu?
„Czy to właśnie  Jego  wspominała, za każdym razem , gdy patrzyła na mnie?” – Myślał David. – „Czy widząc moje oczy, starała się dojrzeć w nich oczy tego mężczyzny? Czy patrząc na moje zachowanie , przypominała sobie jego? W takim razie dlaczego? Dlaczego Go z nami nie było? Wiem, wiem że nas nie zostawił. Czy to mama? Czy to mama go nie chciała?”
Pogrążony w własnych myślach chłopiec nie zauważył, że para oderwała się od siebie i teraz patrzą na niego w oczekiwaniu.
„Byli tacy zakochani, co się takiego stało, że mama uciekła?”
-David?
„Może On, eghm … TATA miał kogoś innego? Ale czy Edi nie powiedział, że mieszka sam? Że nie ma rodziny? Dlaczego…”
- David?
„Och! To takie skomplikowane!”

„Relacje ludzi dorosłych często są zbyt skomplikowane, aby małe dziecko mogło je zrozumieć.” ** – Usłyszał w swojej głowie czyjś głos.

Przestraszony , przeniósł wzrok ze ściany, na którą od dłuższego czasu patrzył i spojrzał na mężczyznę przed sobą. „Skąd on się wziął w mojej głowie?!”
-David? – Jego mama spojrzała na niego uważnie, ale zanim chłopczyk zdołał odpowiedzieć, podbiegł do niego mały Zabini i szepnął mu coś na ucho.  Musiało to być coś miłego, bo David uśmiechnął się i spojrzał na rodziców.
Z matki przeniósł wzrok na ojca.
Zlustrował całą jego sylwetkę i nabierając powietrza w płuca wypalił:
-Kup mi miotłę i po sprawie. – Po czym wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Wszyscy zebrani zaczęli się śmiać z jego wypowiedzi. Widać chłopcu do szczęścia była potrzebna tylko latająca miotła. Miotła i uśmiech na twarzy jego mamy.
Kobieta ze śmiechem przytuliła chłopca, jednocześnie odetchnęła z ulgą.
Zaakceptowany.
Draco, najpierw niepewnie podniósł rękę , chcąc dotknąć dziecka. Zachęcony przez  jego matkę, położył mu dłoń na ramieniu i odwrócił w swoją stronę.
Ukląkł przed nim, tak aby poziom jego oczu był na poziomie wzroku dziecka.
Przytulił go.
-Przepraszam. – Szepnął, tak aby tylko chłopiec to usłyszał. – Nigdy więcej nie pozwolę jej uciec. Nigdy. Przysięgam.

W tym momencie po całym korytarzu rozległ się płacz małego dziecka.
Jak na komendę wszyscy odwrócili się w tym kierunku.
Na końcu korytarza  otworzyły się drzwi i wyszedł przez nie magomedyk w białym kitlu niosąc niemowlę.
-Przedstawiam państwu Amandę Gabrielę Zabini. – Uśmiechnął się pokazując zaróżowioną twarzyczkę dziecka.



Dwa lata później…



-Mamo, a jak to będzie dziewczynka? Ja nie chcę dziewczynki!
-David, nie przesadzaj. – Powiedziała kobieta głaskając  mocno zaokrąglony brzuch.
-Ale mamo. Nie wiesz jaka Gabi jest nieznośna! Naprawdę!
- David, za dwa miesiące jedziesz do Hogwartu. Wtedy, kiedy ona będzie nieznośna, ty będziesz w szkole, więc nie widzę problemu.
-Ale miotły jej nie dam. Idę do Rudego. – Powiedział i trzaskając  podwójnymi drzwiami wyszedł.
Do kuchni wszedł przystojny mężczyzna.
-Witaj skarbie. – Pocałował kobietę w policzek i przyłożył swoja dłoń do jej ręki, którą nadal miała opartą na brzuchu. W blasku słońca wpadającego przez okna  na ich palcach zalśniły złote obrączki. – Maluchy spać nie dają?
-A żebyś wiedział. – Uśmiechnęła się do niego. – Słyszałeś Davida?
Westchnął.
-Nie powiedziałaś mu? – Zapytał, na co ona się zaśmiała i odpowiedziała:
-Będzie miał niespodziankę. – Pocałowała męża w policzek i podeszła do lodówki. Wyjęła ogromny kubełek lodów malinowych i zabrała się za ich konsumowanie.

-Mówiłem ci, że Ginny organizuje w tą sobotę wystawną kolację?
Pokręciła głową przecząco.
-Nie? Hmmm Widocznie zapomniałem. W takim razie pewne zapomniałem ci też powiedzieć, że u nas?
-So? – Zapytała z pełną buzią.
-Mionka , skarbie z pełną buzią się nie mówi. – Pocałował ją w czoło i wyszedł do pracy.

Jak co dnia od dwóch lat towarzyszył mu uśmiech na ustach.
Od dwóch lat budził się co rano u boku ukochanej kobiety.
Od dwóch lat zasypiał wtulony w  kochające go ramiona.
Od dwóch lat spoglądał na obrączkę na swoim palcu.

Od dwóch lat na każdym meczu towarzyszył mu mały chłopiec.
„Wykapany tata” – Mówili o nim.

Dwadzieścia cztery miesiące czystego szczęścia.

A będzie jeszcze lepiej, bo od kilku miesięcy spodziewali się kolejnego potomstwa!
Dokładnie za trzy tygodnie miały na świat przyjść bliźnięta.
Samantha Victoria i Marco Nicolas Malfoy.

Hermiona Malfoy wzięła kubełek lodów i skierowała się do salonu.
Niebawem ma przyjść Ginny i zacząć planować sobotnią kolację.
Usiadła w fotelu przed kominkiem. Nad  jego kamienną  ramą wisiał duży obraz.
Na tle Hogwardzkiego jeziora przy samotnej wierzbie stała całująca się para.
„Nadzieja nie umiera nigdy. – Maj 1997.”



***



* „Rocznik 1997” – album  Blaise został założony rok przed ukończeniem przez bohaterów szkoły.

**„Relacje ludzi dorosłych ….” - Draco zna legilimencje , dlatego mógł „wejść” do umysłu syna.



Weekend 9



Weekend odsłona Dziewiąta
Weekend : Niedziela – późne południe.



*



-Blaise… – Spojrzała na niego załzawionymi oczami. – Zaczęło się.
I jakby na potwierdzenie jej slow, wokoło nóg zrobiła się mokra plama.
Wody jej odeszły.
Mężczyzna zbladł.
-Mamo! Zaczęło się ! –I wybiegł na dwór po samochód.


*


Mężczyzna złapał ją za ramiona i delikatne potrząsnął.
-Co z tobą jest? Gdzie podziała się ta dziewczyna , w której się zakochałem? – Spytał poważnie patrząc jej w oczy. – Gdzie ta szalona nastolatka, która potrafiła imprezować całą noc, a następnego dnia , jak gdyby nigdy nic pójść na lekcje? Gdzie te roześmiane usta, które potrafiły nieziemsko całować? Te oczy, w których mogłem tonąć każdego dnia na nowo? Te dłonie, które masowały mój kark, po tym jak gryfoni znowu dali nam wycisk? Gdzie ta dziewczyna z którą planowałem przyszłość? Gdzie ona jest?
-Umarła, umarła dziesięć lat temu. – Szepnęła nie patrząc na niego.
 Jej ciało odmówiło posłuszeństwa.
 Stała w mocnym uścisku jego dłoni i co dziwne czuła się bezpiecznie. Jego zapach ogarnął cały jej umysł. Nie myślała. Nie żyła. Po prostu była.
Malfoy pod wpływem impulsu przykulił ją do siebie. Brodę oparł na jej ramieniu i wdychał jej zapach. Ten znany, ten kochany. Przymknął oczy.
Było tak jak dawniej.
Przytuleni do siebie, nadal zakochani i szczęśliwi. Ich serca biły jednym rytmem. 
Tak jak kiedyś…
Tylko czy ci dwoje potrafią sobie wybaczyć?

Ludzie mijali ich patrząc na tą scenę z zazdrością.
Wysoki i dostojny blondyn trzymał w mocnym uścisku piękną i wydawać się mogło , że kruchą kobietę.
Przytuleni trwali tak w tym stanie , nie zważając na całe otoczenie.
Dopiero , kiedy ciszę przerwał dźwięk melodii z  telefonu komórkowego u mężczyzny para oderwała się  od siebie.    
Zdezorientowani wpatrywali się sobie w oczy. Draco wyjął z kieszeni dzwoniący aparat i nadal nie odrywając oczu od Hermiony , odebrał go.
-Tak? – Rzucił do słuchawki , nawet nie sprawdzając kto dzwoni. – Zaraz będziemy. – I się rozłączył.
Kobieta uniosła brwi.
-Gin rodzi. – Powiedział. Złapał  ją za rękę i pociągnął za sobą, w stronę ciemnego auta.
-Quel est-il? [tłum. O co chodzi? ] – Zapytał zdezorientowany szofer.
- Sur… [ tłum. O…] – Zaczęła kobieta.
- Insignifiant! rapidement à l'hôpital pour Avalon Sqer 2! [tłum. Nieistotne! Szybko do szpitala na Avalon Squere 2!]


Para wsiadła do auta i już kilka sekund później mknęli ulicą w pożądanym kierunku.
-Nie wiem czy… – Zaczęła kobieta.
-Przestań. W końcu będziesz musiała się z tym zmierzyć. – Uciął mężczyzna. Kątem oka spojrzał na nią. Jej smutne oczy wpatrywały się w okno samochodu. Myślała, intensywnie myślała.
Co teraz będzie? Jak na to wszystko zareagują przyjaciele? Jak to przyjmie David?
Właśnie David…

„Mój jedyny syn…”  – Myślał Draco. –„Jest do mnie taki podobny.” – Przypomniał sobie jego wygląd. Na cmentarzu, gdy podszedł do niego był taki pewny siebie i zdeterminowany , by poznać prawdę. A teraz, jak na nią zareaguje? Czy zaakceptuje ojca? Czy go przyjmie?
W końcu nie było go przez te wszystkie lata.
„Cholera!” – Zaklął w myślach mężczyzna. Jak miał istnieć w życiu chłopca , skoro nie wiedział o jego istnieniu?
„Kobiety!” – Prychnął.

Kobieta obok spojrzała na niego dyskretnie.
Miał skupiony wyraz twarzy. Musiał nad czymś bardzo intensywnie myśleć.
Czy on zdoła jej wybaczyć? Czy ona sama  potrafiłaby wybaczyć mu?
Czy wybaczy sama sobie?
Westchnęła.
Za chwile dojadą do szpitala.
„Może nie jest jeszcze za późno..?”
- Nawet o tym nie myśl. – Jej rozmyślania przerwał jego surowy ton głosu. Spojrzał na nią ostro.
-Ale…
-Nie kończ. Tak będzie lepiej. – Zerknął na zewnątrz, oceniając ile jeszcze trasy im zostało. „Niewiele.” Stwierdził w myślach.
-Dla kogo?
-Dla ciebie. Wysiadamy. – Auto właśnie zatrzymało się na parkingu.
-Och!

Mężczyzna rzucił do kierowcy jednocześnie wyjmując z kieszeni portfel :
- N'attendez pas pour nous. [tłum. Nie czekaj na nas.] – Wręczył mu  jakieś pieniądze i zatrzasnął drzwi.
-Idziemy. – Złapał  kobietę za ramie i niemal silą pociągnął w stronę budynku w którym mieścił się szpital.
Był to duży i staroświecki dom handlowy. Nad jego odrapanymi drzwiami wisiał ledwo czytelny napis: „Purge & Dowse Ltd.” Budynek nie wyglądał zachęcająco. Ściany były odrapane, a niektóre okna miały popękane szyby. Na wystawach straszyły poniszczone manekiny, ubrane zgodnie z modą lat siedemdziesiątych.
Na prawie każdej wolnej powierzchni wisiał  wielki napis : „ZAMKNIĘTE Z POWODU REMONTU” *
Para podeszła do manekina o wyjątkowo brzydkim wyglądzie stojącego samotnie na największej wystawie.
-My do pani Zabini. – Rzucił mężczyzna  oschle.
Manekin kiwnął głową i Draco pociągnął kobietę do środka.
Przeszli przez szybę i znaleźli się w przestronnym i jasnym holu.
Nie zwracając uwagi na innych czarodziei skierowali się na schody.
Zmierzali na czwarte piętro. Mieścił się tam oddział położniczy, a także oddział urazów pozaklęciowych.
Idąc, oboje milczeli. Mijali wiele portretów , a także kilka razy uzdrowicieli zawzięcie dyskutujących o jakimś nowym przypadku.
Dotarli w pożądane miejsce.
Na lewo mieścił się oddział pobytu stałego , a na prawo – położniczy.
Przeszli przez podwójne szklane drzwi i znaleźli się w szerokim korytarzu z mnóstwem drzwi. Na jego końcu stało kilka osób. 


*



Kobieta leżała dysząc, na szpitalnym łóżku. Co kilka minut miała bolesne skurcze.
Jej mąż i dwójka dzieci czekali pod salą.
Blaise niespokojnie krążył po korytarzu. Przed kilkoma minutami wykonał kilka telefonów i teraz czekał na pojawienie się tych osób.
Na  końcu korytarza  właśnie pojawił się brat kobiety z przyjacielem.
-I jak? – Do przyszłego ojca podszedł Potter.
-Skurcze co kilka minut, niedługo powinna urodzić.
-Nie martw się. – Ron poklepał go po plecach. – To nie pierwsze i nie ostatnie. – Uśmiechnął się do szwagra pocieszająco. – Na  pewno… – Urwał, kiedy zza pleców jego siostrzeńca wychylił się chłopiec w podobnym wieku, tyle  że o blond włosach. – Czy to…
-David? – Szepnął Harry przypominając sobie imię wyszyte na gobelinie.
-Wiesz? – Zdumiał się Blaise.
-Dowiedziałem się dziś rano. Ten cudowny gobelin , który wisi u mnie w domu w końcu się na coś przydał.
-Boże. – Ron przyjrzał się chłopcu. – Wykapany Malfoy!

I jakby dla poparcia jego slow szklane drzwi na końcu korytarza otworzyły się i przeszła przez nie wyżej wspomniana osoba w towarzystwie pięknej kobiety.
    
Dwójka młodych mężczyzn wpatrywała się z niedowierzaniem w kobietę towarzyszącą Draconowi.
-Nie możliwe. – Szepnął ten rudy.
-Niewierze. – Zawtórował mu ten czarny.

Orzechowe oczy kobiety były wypełnione łzami. Z przestrachem wpatrywała się w swoich przyjaciół. Ludzi, których zawiodła i oszukała.
A oni?
Patrzyli na osobę, którą pochowali kilka lat temu. Na kobietę, na grobie której składali kwiaty. Na starą przyjaciółkę.
W tej sekundzie, nie wiedzieli czy to jakiś sen? Czy może halucynacje?

- Mamo! – Krzyknął mały blondynek i podbiegł do kobiety.
-Cześć skarbie. – Pocałowała chłopca w czoło i złapała za rękę.
-Ciocia! – Mały rudzielec również do niej podbiegł. – A ja będę miał siostrę. – Pochwalił się.
David spojrzał najpierw na przyjaciela, następnie na Draco i w końcu na matkę.
-Siostry może bym nie chciał, ale brata to chętnie.
Na jego stwierdzenie Draco parsknął śmiechem.

-Mamo, nie płacz, ja żartowałem. – Powiedział David widząc łzy na jej policzkach.
-Nie skarbie, to nie przez ciebie. – Pogłaskała go po główce.
Chłopiec przeniósł wzrok z niej na mężczyznę obok.

Natomiast kobieta podeszła do osób stojących nieco dalej.
-Ja… – Zaczęła. – Nie wiem co powiedzieć. – Spuściła wzrok. – Przepraszam. – Szepnęła.
Trójka mężczyzn spojrzała na nią uważnie.
Rudy – Ron.
Czarny – Harry.
Blondyn – Blaise.
I ten , który stał koło jej syna.
Draco.
Przyjaciele. Prawie jak rodzina.
W szkole zawsze razem.
Co się popsuło? Kto zawinił?

Kiedyś zawsze skorzy do rozmowy, teraz nie wiedzieli co powiedzieć.
Zamurowało ich.
Bo, w sumie byli na jej pogrzebie.
Ale…
Przecież to było tylko misterna sieć kłamstw. Nic więcej.
-Hermiono … – Zaczął Harry. – To naprawdę ty? – Szepnął z niedowierzaniem.
Ona podniosła wzrok i spojrzała w jego zielne oczy. Delikatnie się uśmiechnęła.
Mężczyzna niepewnym krokiem podszedł do niej i przytulił.
-Tęskniłem. – Szepnął jej w ucho. – Tak bardzo za tobą tęskniłem.
Ron nadal w to nie wierzył. Bardzo przeżył jej udawaną śmierć. Prawie tak samo jak Draco. Pan Weasley nie był pewny czy potrafi zapomnieć o tym tak szybko jak jego przyjaciel.
Ale…
W szkole byli znani jako Święta Trójca. Czy to się teraz miało zmienić?
Przez jeden mały błąd, przez ludzką chwilę słabości?
Nie. Bo prawdziwa przyjaźń potrafi przetrwa nawet takie próby.
Podszedł do przyjaciół. Położył rękę na ramieniu Harryego.
-Ja… także tęskniłem za tobą, Hermiono. – Przytulił ją mocno.
-Brakowało mi was. – Szepnęła mu w koszulkę.

Draco Malfoy patrzył na tą scenę z mieszanymi odczuciami.
Jeszcze w szkole zaprzyjaźnił się z nimi.
Bywało, że razem  z Bilasem, Harrym i Ronem imprezowali do białego rana, nie zważając na protesty innych bywalców nocnych klubów w Londynie, czy gdzieś dalej (co swoją drogą było dość częste od kiedy wszyscy zdobyli pozwolenie na deportowanie się).
Teraz oni tak szybko wybaczyli JEJ to co zrobiła. Jak ich oszukała. Zawiodła.
Blaise także ją przytulił i szepnął na ucho coś czego Draco nie dosłyszał.
Czy on… – Ne dokończył bo mały chłopiec nadal stał koło niego i uparcie się mu przyglądał.
-Ja… – Zaczął zwracając się do malca. Ale się zająknął, nie wiedział co mu powiedzieć. Cześć, jestem twoim tatą?  Nie, odpada.

Kobieta wróciła do syna. Położyła mu rękę na ramieniu i powiedziała nieco oficjalnym tonem:
- Draco, poznaj Davida. – Malec śmiało wyciągnął ku niemu swoją dłoń, którą ten uścisnął. – David, poznaj tatę.



***



* fragment zaczerpnięty z książki „HP i Zakon Feniksa”  rozdział 22: Szpital Świętego Munga str. 534.

Weekend 8


Weekend odsłona Ósma
Weekend : Niedziela – południe




Draco uśmiechnął się z satysfakcją.
Na czarnym tle żałobników wyraźnie było widać chłopca o platynowych włosach.
Znalazł syna.
Wśród gości odcinała się też ruda czupryna Ginny. Ale ona go w tej chwili nie obchodziła, to co ma jej powiedzieć, powie kiedy ona już urodzi. „Kobiety w ciąży, nie należy denerwować.” – Pomyślał wpatrując się w brązowe loki kobiety, która kolo niej stała. Hermiona Granger. I pomyśleć , że upozorowała własną śmierć , wciągając w to swoją najlepszą przyjaciółkę, tylko po co? Jaki miała w tym cel?
- I co teraz? – Zapytał go Zabini , gdy otrząsnął się z szoku. Ostatecznie był na pogrzebie kobiety, która stoi koło jego żony. „Niesamowite.”
-Nie wiem. – Odparł szczerze patrząc jak wkładają trumnę do grobu.

Ksiądz odmówił ostatnią  modlitwę. Następnie kilka osób tam zgromadzonych , rozchodzi się. Przy grobie zostają , tak jak dziesięć lat temu dwie kobiety. I dziecko.
Chłopiec zaczyna się kręcić niespokojnie. Wyraźnie się nudzi.
Obaj mężczyźni nadal stoją przed bramą , obserwując go.
Nagle on podnosi głowę. Jego wzrok napotyka na wzrok dorosłego Malfoya.  Zaintrygowany chłopiec postawia sprawdzić, dlaczego ten pan się tak na niego gapi. I dlaczego wygląda tak jak on? Tyle , że starszy. A przecież on nie ma starszego brata, czy nawet wujka. Ma tylko mamę , ciocie Ginny i Rudego. Miał jeszcze babcię, ale umarła.
Chłopiec nigdy nie widział tego pana , jednak wydał się on mu dziwnie znajomy.
Odwraca się na chwilę ,by rzucić spojrzenie na matkę , ale ta zajęta rozmową nie zwraca na niego większej uwagi.
Chłopiec postanawia zrobić krok w przód.
-David, a ty gdzie? – Pyta go matka nie odwracając się .
-Mogę pospacerować? – Niewinnie  zadane pytanie.
-Tylko nie wychodź na bramę cmentarza.
-Dobrze. – Odpowiada i śmiało idzie w kierunku bramy. Zawsze był odważny. W swojej szkole ma własne grono wielbicieli. Nie można ich nazwać przyjaciółmi, już raczej , podwładnymi? Tak, to dobre określenie. Ale są na jego każde skinienie ręki.
 Widać ,że nie tylko wygląd odziedziczył po tacie. Władza sama się do niego garnie.
Jego jedynym prawdziwym przyjacielem jest mały Zabini.

-David. – Szepcze Draco do Bliase. – David Malfoy. D.M. Moje inicjały, moja krew. – Mówi z dumą patrząc jednocześnie jak chłopiec z każdym krokiem jest coraz bliżej.

W końcu staje parę stup przed bramą. Patrzy najpierw na Zabiniego , potem na Malfoya i
-Czemu się pan tak na mnie gapi? – Pyta, mrużąc oczy.
-Ja…

Nagle kobiety odwracają się za siebie.
-O Boże. – Pada z ust Rudej.
-Tylko nie to. – Szepcze pobielałymi ze strachu wargami Hermiona.

Draco odrywa wzrok od syna i patrzy na jego matkę. Nadal młodą , nadal piękną i w tym momencie wystraszoną. Po czym uśmiecha się.
Obie kobiety powoli podchodzą. W końcu staja przed bramą. Jedna z nich kładzie chłopcu rękę na ramieniu.
-Ile razy mam ci powtarzać żebyś nie rozmawiał z nieznajomymi? – Pyta z wyrzutem.
-Ale mamo… – Zaczyna chłopiec.
-Ja nie jestem nieznajomym. – Wtrąca się do dyskusji Draco przerywając mu.
Kobieta spogląda na niego przelotnie.
-Wybaczy pan, ale nie wiem kim pan jest i dlaczego zaczepia mojego syna. – Postanawia grać. Zbyt dużo energii włożyła w to wszystko , żeby tak po prostu się poddać i przegrać.
-Granger, co ty gadasz! – Pyta ze śmiechem Draco.
-Musiał mnie pan z kimś pomylić. Nie nazywam się Granger.
- A ja nie nazywam się Malfoy!
-Spieszę się. Choć. – Łapie chłopca za rękę.
-O nie moja droga! Nie tak szybko! – Draco łapie ją za drugą rękę.
-Puszczaj!
-Nie pozwolę odebrać sobie syna!
-To nie jest twój syn!
-Spójrz na niego! Wygląda jak ja!
Ten argument trudno jest jej podważyć.
-Aha! Nawet nie możesz zaprzeczyć! – Stwierdza.

-Mamo! – Chłopczyk się zdenerwował. Nie przywykł do ignorowania własnej osoby. – Mamo! – Tupnął nogą.
-Choć Davidzie , mamusia musi porozmawiać. – Powiedziała Ginny przytulając go. – Chodź, pójdziemy do Ediego. Pokaże ci nowe zabawki.
-Nie, nie chce! – Mówi ze złością.
-Choć. – Ruda wzięła go za rękę i odciągnęła od kłócącej się pary.
Blaise podążył za żoną.
- Wiedziałaś? – Wychrypiał cicho.
Ta westchnęła i pokiwała głową , na co on pokręcił głową.
David pociągnął nosem.


-Nie pozwolę sobie odebrać syna. – Powtórzyła kobieta po Draco, twardo patrząc mu w oczy. Minęły czasy, kiedy się go bała i ulegała mu za każdym razem.
-To także mój syn.
-Gdyby nie mój błąd nigdy byś go nie zobaczył.
-Zobaczyłem, na szczęście. Ty nigdy byś mi o nim nie powiedziała. Ba! Nie mogłaś powiedzieć bo przecież nie żyjesz!
-Masz racje! Nie zasługujesz na niego!
-Tak? – Spytał podchodząc do niej bliżej, ale ona stała twardo, nie cofnęła się. Teraz dzieliło ich zaledwie kilka cali. – Nie zabronisz mi go widywać.
-Jeszcze zobaczysz.
Malfoy uniósł lewą brew i uśmiechnął się , tak po swojemu.
Ach! Jak ona kochała ten uśmiech! Taki pewny siebie i ironiczny. Ale nie, nie może zapomnieć i tak po prostu rzucić się mu w ramiona. Nie po tym co przez niego wycierpiała. Nie po tym strachu, który towarzyszył jej przez te wszystkie lata. Nie po tych bezsennych nocach. Po tych koszmarach i przebytej depresji. Nie.
-Odsuń się ode mnie. – Szepnęła. Draco był już bardzo blisko, zaledwie parę cali dzieliło go od jej ciała.
Wygrał. Kobiet cofnęła się nieco.
-Nic mi nie zrobisz. Niczego nie zabronisz. – Zrobił krótką przerwę nasycając wzrok jej rosnącym strachem. Jedyna kobieta, która dała mu szczęście , tak bardzo go zawiodła. – Tylko jego mam? Czy jeszcze coś ukrywasz?
-Tylko raz w życiu popełniłam ten błąd. – Powiedziała odważnie. – Ale go nie żałuję.
Przez chwilę mierzą się wzrokiem.
-Chcę widywać się z synem. – Oświadczył  w końcu Draco.
-Po moim trupie.
-Jesteś pewna? Już raz umarłaś.
-Nie po tym wszystkim. Za wiele wycierpiałam…
-Ty? Ty masz pojęcie o czym mówisz?! Dziesięć lat! Dziesięć cholernie długich lat w samotności! Wiesz co to oznacza? Wiesz jak ja się czułem? Codziennie  patrzyłem jak przyjaciele  planują przyszłość, później jak  bawią się z własnymi dziećmi, jak wieczorami wychodzą na romantyczne kolacje, jak są w sobie zakochani. A ja? Ciągle sam, na doczepkę. Zabrałaś mi wszystko. O czym ty wtedy myślałaś?! Czy ty kiedykolwiek mnie kochałaś?
-Przestań! Jak możesz tak mówić! Tylko ciebie kochałam, tylko…
-Kłamiesz. Gdybyś mnie kochała nie zrobiłabyś czegoś takiego. Co tobą kierowało?
-Przestań tak mówić! – Kobieta zakryła twarz dłońmi. Tego było ponad jej siłę. Tak długo przed tym uciekała, że nawet zapomniała co było powodem tej ucieczki.
-Nigdy o tobie nie zapomniałem. – Powiedział cicho.
-Nie wierzę ci. – Również szepnęła.
-Byłaś jedyną osobą w moim nędznym życiu przed którą otworzyłem serce.
-Ty nie masz serca! – Krzyknęła ze łzami w oczach. – Gdybyś miał, szukałbyś mnie. Ale nie, ty odpuściłeś…
-Do jasnej cholery kobieto! Byłem na twoim pogrzebie!
-Nie umarłam od razu, dałam ci czas…
-Dałaś mi czas? Och, jaka szkoda , że mnie o tym nie poinformowałaś!
Kłócili się coraz głośniej. 


- Madam Ombre, voiture  attendre. [ tłum. Pani Ombre, samochód czeka.] – Przerwał im szofer ubrany na czarno.
- Oui. Je viendrai bientôt . [ tłum. Tak, zaraz przyjdę.]
-Ombre?! – Pisnął pan Malfoy. – Wyszłaś za mąż?! Nie pozwolę, żeby…
-Nie wyszłam! Zmieniłam nazwisko!
-Po co ? Żeby cię nikt nie znalazł?
-Tak!
Mężczyzna złapał ją za ramiona…


*


W tym samym czasie…
Dom państwa Zabinich.
-Jesteśmy! – Zawołał od progu Blaise.
-No nareszcie. – Zaczęła pani Weasley wchodząc do holu z maleństwem  na rękach. – Wyszedłeś bez uprzedzenia , naprawdę a gdybym… – urwała na widok chłopca jakiego ze sobą przyprowadziło małżeństwo. – Kto… Czy to…? – Lecz Ginny uciszyła ją ruchem głowy.
-Edi! – Krzyknęła za to. – Masz gościa.


Mały chłopczyk zwany Edim zbiegł ze schodów.
- Blondas! – Krzyknął uradowany , gdy tylko zobaczył przyjaciela i przyspieszył.
-Rudy! – Blondynek nie pozostał mu dłużny.
Chłopcy przytulili się serdecznie.
Blaise patrzył na tą scenę w niemałym szoku, zresztą tak samo jak i jego teściowa.
-Chodź. – Ośmiolatek złapał przyjaciela za rękę , ciągnąc go na górę. – Pokaże ci mój model, wczoraj wieczorem przyszedł. Wiesz , ten o którym ci mówiłem.
-Już przyszedł? – Zapytał ten drugi. – Tak szybko? Niewiarygodne , jaka ta sowia poczta jest szybka.
-Prawda? – Rzucił retoryczne pytanie i chłopcy zniknęli za zakrętem.


- Ginewro Miriam Weasley Zabini czy możesz mi to wszystko wyjaśnić? – Zapytała jej matka podpierając się rękami pod boki. Dziecko zaniosła do sypialni.
Kobieta tylko westchnęła i skierowała się do salonu.
Mąż i matka podążyli za nią.
-Więc? – Zaczął  Blaise.
-Och! To wszystko jest takie skomplikowane! – Zaczęła siadając na sofie.
Oboje słuchaczy uniosło brwi prawie jednakowo, a kobieta zaczęła swoją opowieść, która miała swój początek dziesięć lat temu.
Ruda powtórnie westchnęła i zaczęła:
- Wszystko zaczęło się w Ich ostatniej klasie. Pamiętasz jak za sobą ganiali? – Uśmiechnęła się. – Każde  z nich chciało być lepsze, sprytniejsze od tego drugiego. Jednocześnie coś zaczęło się po między nimi rodzić, jakieś uczucie, sympatia. Pamiętasz? Musisz to pamiętać. Draco był w tym czasie strasznie nieznośny, tak samo jak Ona. No i  stało się, zakochali się w sobie. Pomimo wszystko. Wydawać by się mogło , że ich szczęście nie zna granic. Młodzi , zakochani w sobie z planami na przyszłość. Potem … – Przerwała na chwilę ,by zaczerpnąć powietrza. – Potem – kontynuowała – wybuchła wojna, której żniwo zabrało wiele niewinnych ofiar i jedną winną całemu złu. A później impreza. Dość huczna. – Przerwała znowu. – Wtedy to się stało. Ona… – przymknęła oczy zatapiając się  we wspomnieniach.


Pierwsza rozmowa z Granger,  wiadomość o ciąży, niedowierzanie,  rozmowa z dyrektorem, próby przekonania o zostaniu w kraju,  ucieczka, poród, chrzciny, i znowu ucieczka i ten ciągły strach , życie w kłamstwie. 


-Przyjechała tylko na pogrzeb mamy. – Kończyła swoją opowieść. – I niefortunnie musiała spotkać Dracona. Wyjechałaby jutro i wszystko byłoby tak jak do tej pory.
-No, ale na szczęście dla… – Zaczął Blaise , gdy trochę ochłonął.
-Na szczęście? – Ginewra gwałtownie otworzyła oczy i uniosła głos. – Na szczęście? Jeśli spróbuje zabrać jej syna , to ja osobiście go uduszę!
- Ginny , kochanie , uspokój się. – Blaise objął żonę ramieniem. – Nic takiego się nie stanie.
-Skąd ta pewność? Zabiorą go, widziałeś , wygląda jak Draco , identyczny. Usuną gdzieś… – Mówiła chaotycznie.
-Co ty opowiadasz?
-A co? – Zaperzyła się Ginewra. – Dlatego uciekła. Żeby jej dziecka nikt nie odebrał.
-Co?! – Uniósł się Blaise i wstał. – Co ty za bzdury opowiadasz?
Pani Weasley chyłkiem wycofała się i poszła sprawdzić co z dziećmi.
Ginny tez wstała.
-A co? – Podparła się pod boki, tak jak to miała w zwyczaju robić jej matka, kiedy nie miała racji, a usilnie chciała udowodnić , że jednak miała. – Myślisz , że on pozwoliłby jej wychować własnego syna?
- Ginny! A co to w ogóle jest za stwierdzenie? „Pozwolił wychować?” Przecież…
-Ona nie jest czystej krwi!
-A jakie to miało znaczenie , kiedy ze sobą byli?! On się dla niej zmienił , jeszcze w szkole! Przecież…
-Ty tak uważasz!
-Sugerujesz coś?
-Tak!
-Ginewro Miriam Weasley Zabini opanuj się! Jesteś…
Nagle młoda kobieta zacisnęła mocno usta i oczy. Rękoma złapała się z brzuch.
-Uch! – Sapnęła.
-Kochanie? Co ci jest?
-Blaise… – Spojrzała na niego załzawionymi oczami. – Zaczęło się. 



***