czwartek, 31 maja 2012

Wyznania Wampira: Epilog



Buahahahahahahaha buhahahahaha buhahahahaha …

 

Donośny śmiech zatrząsł fasadami naszego starego domu.

 

Siedzimy z Draconem w moim gabinecie i wspominamy nasze życie.

- A pamiętasz to? – Spogląda na mnie znacząco.

Zaczynam się śmiać. „To” było moim pierwszym samodzielnym wyjściem na ulicę. Pierwsza nocna eskapada. Dodam, że samotna.

-Tt- tak. – Zdołałam wykrztusić. To było zaraz po naszym zbliżeniu… – Podobno miałeś mnie pilnować? – Mowie z wyrzutem.

-Och… - Draco teatralnym gestem przyłożył sobie dłoń do czoła. – Na śmierć zapomniałem!

Zaśmiewamy się z tego dalej.

-Naprawdę nie wiem…

-Ale przecież nic się nie stało. – Przerywa mi.

Ale mogło. Wtedy czując głód mogłabym zabić. Nawet nie zwróciłabym uwagi na to, kogo zabijam. Po prostu bym to zrobiła.

Na szczęście Draco w porę mnie wyczuł…

U wampirów, eghm, po pewnych incydentach zostają pewne … ślady, że tak powiem…

Dzięki temu, Draco z powodzeniem mnie znalazł i w porę powstrzymał.

Nadetnie chce myśleć…

-Więc nie myśl. – Znowu to robi! Czyta mi w myślach. Jak ja tego nie lubię. W odwecie pokazuje mu język.

 

Patrzymy sobie w oczy.

Przez te lata nauczyliśmy się wspólnie funkcjonować, żyć po prostu.

Kiedy mi się oświadczył?

Bajka po prostu!

-Może byśmy to powtórzyli?

-Paryż? – Doskonale się uzupełniamy. On coś mówi, a ja kończę.

Kiwa głową na tak.

Właśnie w Paryżu mi się oświadczył.

Wjechaliśmy na Wieże Eiffla w nocy. Tylko my dwoje. Do dziś nie wiem jak zdołał namówić tego faceta, aby nas wpuścił na górę…

Byliśmy tylko my dwoje, gwiazdy na niebie i nasza miłość.

Powiało romantyzmem, prawda?

Ale Draco wbrew pozorom jest romantykiem.

Pierwszy ślub wzięliśmy w Clermont Fernand na południu Francji. W takim ogrodzie, gdzie wiosną jest kolorowo od milionów kwiatów.

-Ile to już było razy? – Zwracam się do niego. Zawsze był lepszy w rachunkach.

-Hmmm – udaje, że się zastanawia. – Gdzieś ze czterdzieści razy? Nie pamiętam po tylu latach.

Tak, gdzieś ze czterdzieści razy braliśmy ślub. Przez tyle lat bycie w jednym związku małżeńskim staje się monotonne.

A my, jako że co kilka lat musieliśmy się przeprowadzać, zmienialiśmy nie tylko domy, ale i personalia…

-Vegas, pamiętasz?

O tak. Taką tam burdę zrobiliśmy, że właściciel nas grzecznie „wyprosił”.

-O tak. Było bardzo grzecznie. Tak grzecznie, że mi nową koszule porwali.

-Ej, sam się o to prosiłeś.

-Pokonał bym ich jedna ręką, przecież wiesz…

-Wiem, wiem, mój ty obrońco. – Przesyłam mu całusa w powietrzu.

-A Nowy Jork? Pani Smith?

-O panie, Smith … Jakbym śmiała  zapomnieć. – Dziki sex na szczycie Statuy Wolności.

 

Milczymy kilka minut. Po czym Dracon idzie po „coś” do zjedzenia.

To tylko taki pretekst. On po prostu chce abym pobyła teraz sama.

Abym mogła pomyśleć.

Dostrzec to, co mam dzięki temu, że „żyję”.

Wyglądam przez okno. Ściemnia się.

Wzdycham.

Nigdy bym nie pomyślała, że spędzę nieśmiertelność w jego towarzystwie.

Najzabawniejsze jest to, że nigdy mi nie powiedział, co wtedy zaszło.

Patrząc wstecz na TĄ sytuację ciągle się zastanawiam, co by było, gdyby on mi nie pomógł.

 

Minęły dwa dni.

I nic.

NIC!

On mi nic nie mówi.

Co robić?

Siedzę i myślę.

„Tak nie można!” – Pod wieczór zacznę działać.

-Mmm Draco? – Jesteśmy już tak, „blisko”, że sobie pozwolę tak to rozegrać.

-Tak? – Rzuca nawet nie zerkając w moją stronę.

-Jak… Jak się tu znalazłam?

Tak. Odważyłam się w końcu to powiedzieć.

-Przyniosłem Cię.

I tyle. Koniec tematu. Wychodzi.

Cholera!

-Draco! – Dopadam go, gdy wraca. – Draco! Porozmawiaj ze mną!

-Po co? – Rzuca złośliwie. Wraca stary Malfoy!

-Draco… – Próbuje z innej strony. Zbliżam się do niego zalotnie kręcąc biodrami. – Mmmm – Dotykam jego blond włosów. Taak. Ten sposób na pewno zadziała. Uśmiecham się czarująco. Prowokuje go. To złe. On będzie zły. Ale muszę. MUSZĘ. Muszę wiedzieć.

-Mmm Miona… – Zadziałało! Złapał przynętę. Jego chłodne dłonie powoli wędrują pod moja koszulkę. – Och…

Narobiłam mu ochoty.

Tak.

Odsuwam się od niego.

-Najpierw obowiązki, potem przyjemności. – Mrużę oczy.

-Co? – Mówi zachrypniętym głosem.

-Chcę wiedzieć, co się stało. – Mówię twardo.

- Po co? Ta wiedza nie będzie ci do niczego potrzebna. – Odwraca się ode mnie. Znowu wychodzi.

-Draco! – Krzyczę za nim.

Na nic.

Nie powiedział mi.

 

 

Ech.

Wzdycham.

Nadal tego nie wiem.

Ale teraz … teraz to nie ma znaczenia.

Patrzę na niego jak wchodzi niosąc dwie filiżanki gęstej … chciałabym powiedzieć czekolady, ale nie, to KREW.

Uśmiecha się do mnie.

-Proszę. – Podaje mi moją porcję.

-Dziękuję.

 

I tak dzień po dniu.

Rok po roku.

Nieśmiertelność.

 

-Do, czego to doszło? – Rzucam pytanie w przestrzeń.

-Do tego. – Draco podchodzi do mnie i obejmuje ramieniem. – Do twoich wyznań. Wyznań wampira.

Zaczyna mnie całować.

Kocham go.

Kocham Cię.

 

 

 

Wyznania Wampira: Część Dziewiąta


Jest inaczej niż zazwyczaj.

Ale też JA jestem inna.

 

Jego chłodna dłoń wsunęła się pod moją koszulkę i odnalazła nabrzmiałą pierś. Ścisnął ją powodując wydobycie się z mojego gardła delikatnego jęku. Nie przerywając pocałunku pieści moje piersi. Tak delikatnie, jakby się obawiał, że je uszkodzi.

Niesamowite uczucie. Ten dreszcz raz po raz wstrząsający moim ciałem. Ta energia miedzy naszymi ciałami.

I pocałunki, gdzie nasze języki walczą o terytorium w ustach.

Odchylam głowę do tyłu, a Dracon zaczyna całować moją szyję.

Moje dłonie nadal badają strukturę jego ciała, jego mięśni…

Ma ciało jak Młody Bóg!

Och! Moje jęki słychać w całym pokoju.

Puszcza moje piersi, ręce kładzie po bokach i unosi się nade mną.

W jego oczach widać płonący ogień pożądania.

Moje spojrzenie wyraża to samo.

Pragniemy siebie, swojego dotyku, tej bliskości…

-Hermiono… – Jego zmysłowy szept dociera do mnie z opóźnieniem.

Nie odpowiadam.

Zaczynam rozpinać guziki jego czarnej koszuli.

Załapał grę. Tylko on nie należy do cierpliwych … ludzi…

Złapał moją koszulkę u góry i pociągnął.

Pod wpływem jego siły, materiał rozerwał się jak kartka z papieru.

To jest siła!

-Mmm … – mruczę.

Smok spogląda na mnie z podziwem. Pochyla się  i zaczyna całować moje piersi, od czasu do czasu delikatnie gryząc sterczące sutki.

Moje jęki wypełniają pokój.

Jego prawa ręka rozchyla mi nogi.

Czuje gorący żar palący mnie od środka.

Chce go, pragnę!

Czuje jego smukłe palce w środku.

Moje ciało wygina się w łuk.

Palące podniecenie rozlewa się po moim ciele.

-Tak! – Krzyczę.

Znów całuje moje usta.

Nie mam już bielizny, on także.

Jego wzrok… przeszywa mnie na wylot.

Pragnienie …

-Hermiono…

Pożądanie…

-Draco… Och!

Głód…

Moje ciało przyjęło Go z kolorowymi fajerwerkami!

Najpierw porusza się powoli, delikatnie wsuwając się i wysuwając. Jednak stopniowo zwiększa prędkość.

Tak bardzo tego pragnę!

Wspólne jęki potęgują stale rosnące podniecenie.

Czuję Go w sobie. Żar jego ciała rozlewa się we mnie.

-Draco! – Krzyczę, gdy pod zamkniętymi powiekami widzę całe konstelacje gwiazd.

Wznoszę się na wyżyny nieśmiertelności, jakbym właśnie posmakowała ambrozji.

Ale to… to, co teraz czuję przewyższa nawet Pokarm Bogów.

Mała Śmierć, jak zwykli nazywać to Francuzi. Rzecz najbliższa niebu, która dostępna jest człowiekowi na ziemi.

Dracon doszedł chwilę po mnie.

Wspólnie opadamy na poduszki wycieńczeni.

-Było… wspaniale. – Odwraca się na bok i patrzy na mnie z uśmiechem.

-Wspaniale. – Powtarzam.

Nasze nagie ciała splecione ze sobą.

W oczach nadal niezaspokojony głód…

-Zmęczona?

-Ani trochę.

Gdyby mógł to wstrzymałby oddech.

-Jeśli zaczniemy znowu nie będę w stanie przestać.

-Ja też nie. – Zachichotałam cicho.

Znów zaczął błądzić po moich piersiach.

Zdecydowanie mniej delikatnie.

-Mmm … – Podoba mi się ta drapieżność w jego ruchach.

-Ach!

 

 

 

 

Zmęczenie ulotniło się z nas, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki…

Nic w tym dziwnego. Oboje byliśmy po porządnym posiłku.

 

Opieram brodę na rękach i patrzę za okno.

Wzdycham.

Tamtego dnia kochaliśmy się jeszcze siedem razy.

Zwykły śmiertelnik nie wytrzymał by takiego tępa.

Ale my… My daliśmy radę.

Uśmiecham się.

Nadal dajemy radę…

 

Zerkam na to, co dziś napisałam.

Zostało mi jeszcze…

-Ty znowu zatopiona w tych wspomnieniach? – Czują na karku pocałunek Dracona. Zawsze mnie tak wita. – Co to… – Zerkam na jego minę, gdy przeczytał fragment o naszym Hmmm współżyciu? – Wiesz… zawsze możemy poprawić tamten rekord. – Całuje mnie u usta.

-Mmmm… Wiesz jak mnie zmotywować. – Przerywam. Znowu.

Idziemy do sypialni, by poprawić nasze wyniki.

Za chwilę  cały dom będzie wypełniony naszą miłością…

 

Wyznania Wampira: Część Ósma


– Tydzień?! Jak to możliwe?

Patrzyłam na niego marząc, aby to, co powiedział okazało się kłamstwem…

 

Niestety, była to prawda.

Wzdycham, spoglądając za okno.

Zbliża się jesień. Kolorowe liście wirują na podwórzu podrywane przez chłodny północny wiatr.

Nieliczni ludzie za puszczający się w tą okolice nie zwracają uwagi na magię jesieni. Nie widzą jej.

Nie widzą tych kolorów, tego klimatu. Nie czują…

A przecież niedługo święta!

 

Kolejne Boże Narodzenie.

 

Przerywam na chwilę i odchodzę od biurka.

Podchodzę do komody, wyciągam jednorazową chusteczkę higieniczną i ocieram nią oczy. Zużytą wyrzucam do kosza.

 

Wracam i zabieram się za pisanie.

Muszę, chce to skończyć.

Dla innych, ale też i dla siebie.

 

 

-Byłaś nieprzytomna. Myślałem, że…

-Że co…?

- Że cię straciłem… – Odwrócił wzrok i wstał. Podszedł do okna. – Ja…

Nie wiem, co powiedzieć? On… martwił się o MNIE?

Po chwili zaczyna kontynuować to, co zaczął…

-Nie wiem, czemu, nie wiem jak…po prostu czułem, że muszę. To taka… – milknie szukając odpowiednich słów. – Wewnętrzna siła, kazała mi to zrobić… – Mówi patrząc ciągle w okno, jakby za jego szybą znajdowało się coś niesamowicie interesującego. – Wiem jak to wygląda, ale… - Tak nagle, że nawet nie zauważyłam, kiedy odwrócił się w moją stronę i teraz patrzył mi prosto w oczy. – Zrozum …

Ale co? Mówi takimi ogólnikami! Nie rozumiem go!

Z gracją zbliżył się do mnie, ujął moją twarz w obie dłonie  i po prostu mi się przyglądał przez dłuższą chwilę.

W końcu przemówił...

 - Czujesz to…?

-Ja…

Zbliżył swoje usta do moich i złożył na nich delikatny pocałunek. Oddałam go, co znaczyło tyle, co: „Też to czuje.”

Całował mnie głębiej i mocniej. Natarczywie przyciskając do siebie. Rozchylił mi wagi i językiem dotknął mojego podniebienia.

 

Gdybym miała serce to biłoby w tamtym momencie jak szalone.

Ale nam towarzyszyła tylko cisza, przerywana naszymi jękami.

 

Położył się na mnie na łóżku, ręką wodząc po mym drżącym ciele.

 

To nie prawda, że wampiry nic nie czują.

Czujemy. Dwa razy mocniej niż zwykli śmiertelnicy.

Dwa razy mocniej!

 

Nie będę mu dłużna – pomyślałam, i także włożyłam mu rękę pod koszulę.

Jest inaczej niż zazwyczaj.

Ale też ja jestem inna.

 

 

Przerywam pisanie zamykając zeszyt.

-Co robisz? – Czuję delikatny pocałunek w kark.

-Nic takiego. – Odpowiadam Draconowi. Musiał wcześniej wrócić z pracy.

-Piszesz? Pokaż.

-Zobaczysz jak skończę. – Zakrywam dłonią moją prace. Moje życie.

Dokończę później.

 

 

Wyznania Wampira: Część Siódma


Zadrżałam.

Dał mi do wypicia krew!

KREW!!!

Masakra!

Co on myśli, że jak jestem jakimś potworem to będę piła krew? I co jeszcze? Może zacznę polować na ludzi?

Śmiech na Sali – by się chciało powiedzieć!

 

 

-Nie wypije tego. – Powiedziałam na głos i odstawiłam szklankę na stolik.

-Musisz. Inaczej umrzesz,

-Ja już umarłam! Zapomniałeś?!

No, nie. To już szczyt szczytów! Co on mi tu chce wmówić?

No, co?

I do tego się uśmiecha, tak jak kiedyś z tą ironią, tylko jemu pasującą…

- Nie. To dopiero początek… umarłaś i urodziłaś się powtórnie… Ale umieranie z powodu braku pożywienia, w tym wypadku krwi, jest znacznie gorsze, i bolesne – dodaje jakby po namyśle. – Najpierw czujesz tępy ból głowy, tak jak teraz. Potem igły rozsadzają ci czaszkę od środka. Twoje kości kruszą się i łamią. Skora powoli odpada od ciała… Gnijesz, ale nadal czujesz, masz świadomość swojego końca. Poszczególne części ciała odpadają, a ty nic na to nie możesz poradzić… Nie ma już ratunku. Gnijesz czekając na śmierć, która nie chce nadejść. A ból staje się coraz silniejszy. Pragniesz wyzwolenia, ale nie jest ci ono dane. Chcesz się zabić, ale nie masz wystarczająco dużo siły by tego dokonać. Jesteś…

- Dosyć! Wystarczy! – Zrozumiałam, aż nadto, co chciał mi przekazać. Ta wizja… była ze sto razy gorsza od wypicia jednej, maleńkiej szklanki krwi… Brr!

Powoli, drżącą ręką sięgnęłam po nią. Podniosłam do ust i upiłam maleńki łyczek.

 

 

Byłam pewna, że mi nie posmakuje, że mnie ze mdli czy coś.

Nikt nawet sobie nie może wyobrazić jak wielkie było moje zdziwienie, gdy odkryłam, jaka jest smaczna. Poważnie!

Przywodziła mi na myśl mój ulubiony posiłek, jakim zawsze była zupa pomidorowa. Wiecie, taka z makaronem i bez mięsa. Nigdy nie lubiłam mięs w zupie.

Ech! Od tamtego momentu to się diametralnie zmieniło…

Pijąc dalej wyobrażałam sobie, że czuje pomidory. Świeżutkie, zerwane prosto z krzaka…

Pyszne…

 

 

Wypiłam całą szklankę i pustą odstawiłam na stolik. Oblizałam usta.

-Widać, że smakowało. – Blondyn uśmiechnął się do mnie.

Poczułam się głupio.

Siedzę w łóżku, w samej koszulce (w dodatku chyba jest to koszulka Dracona) i obok samego zainteresowanego.

Szok!

No i najważniejsze jest chyba to, że przed chwilą wypiłam CAŁĄ szklankę KRWI!

Niewiarygodne.

 

Moją głowę zaprzątało setki myśli, tysiące pytań i miliony niewiadomych.

Nie wiedziałam, od czego mam zacząć.

Skoro zaspokoiłam swój głód, śmiało mogłam dowiedzieć się więcej…

-Jak długo tu jestem? – To chyba jest najważniejsza sprawa.

- Prawie tydzień.

 

Wyznania Wampira: Część Szósta


Umarłam człowiekiem.

Obudziłam się potworem.

 

Co było potem?

Nie wiem. Nie pamiętam. Możliwe, że nie chcę o tym pamiętać.

Obudziłam się w jakimś pokoju …

 

 

Powoli otwieram oczy. Czerń.

Rozglądam się uważnie po ścianach jakiegoś obcego pokoju. Czarne ściany, czarne meble czarna pościel, w której leżę.

Zerkam na swoje ciało. Mam na sobie czarną koszulkę, o wiele na mnie za dużą. Jakby ze starszego brata…

W pokoju znajduje się okno, ale zasłonięte ciemną zasłoną, tak, aby nie mogło  przepuszczać światła.

Co się ze mną stało?

 

Wtedy nie wiedziałam…

Prawda spadła na mnie znienacka. I to usłyszana od najmniej spodziewanej osoby…

 

Bezwiednie dotykam szyi. Nic.

Zjeżdżam dłonią na pierś. Nic!

Cholera jasna!

Powili dociera do mnie to, że nie żyje…

Że ja naprawdę nie żyje!

Nie żyję? Próbuje zaczerpnąć powietrza … nic…

Powoli, niezgrabnie odsuwam kołdrę i wstaje. Musze podejść do tego cholernego okna!

Łapie się za głowę, gdy czuje, że słabnę. Zamykam oczy, dłonią dotykam czoła…

- Nie powinnaś wstawać. – Głos. Znany, ale skąd?

Patrzę w jego stronę.

Cofam się wystraszona. To ON! Mój oprawca!

Wróciłby dokończyć dzieło!

- Nie bój się. Nie skrzywdzę cię. – Powoli zbliża się do mnie.

Ja, cofając się nadal trafiam na ścianę.

Koniec ucieczki.

Młody mężczyzna zbliżył się do mnie na odległość wyciągniętej ręki. Z ulgą stwierdzam, że to nie ON, tylko…

- Malfoy? – Zaledwie szept. Jedno nazwisko. Jedna osoba.

 

Nigdy bym nie pomyślała, że to właśnie Draco mnie uratuje…

To było takie dziwne… patrzyłam na niego ciesząc się i obawiając jednoczesne. No, bo jak to?

Draco Malfoy miał by mnie – szlame – uratować?

Wzdycham.

Bo istnieje coś więcej niż więzy krwi.

 

- Dla swoich Smok. – Uśmiecha się.

„Dla swoich?” Co on rozum postradał? A gdzie się podziała wstrętna szlama,  Granger? Hmmm? Czyżbym awansowała jakimś cudem?

Albo to z nim jest gorzej i nie poznaje osoby przed nim stojącej…

Tak, to jedyne logiczne rozwiązanie…

Widząc moje niezdecydowanie podchodzi jeszcze bliżej, łapie za moją rękę i przykłada sobie do piersi. W tym miejscu powinnam wyczuć bicie jego serca. Ale nie czułam. Tak jak i u siebie.

Nienaturalna cisza…

-Jesteś…? – Nie mogę skończyć zdania. Po prostu to słowo nie chce przejść mi przez gardło!

-Tak jak ty.

Smok – jak to zabawnie brzmi – pomaga mi dojść do łóżka. Ja się kładę, a on przysuwa sobie krzesło i siada obok.

Przyglądał mi się przez chwile, jakby analizując fakty, które mi były nieznane. Po czym pyta:

-Wiesz, kto ci to zrobił? – Zwykłe pytanie zadane swobodnym tonem. Tak jakbyśmy rozmawiali o pogodzie!

Spuszczam wzrok.

-Nie.

-Dominic. Mój brat. – Rzucam na niego szybkie spojrzenie. To błąd. Głowa zaczyna mnie strasznie boleć. Tak jakby ktoś wbijał mi tysiące igieł w czaszkę. Potworność.

-Jesteś głodna. – Stwierdza. – Przyniosę ci coś.

Zanim zdążyłam otworzyć zaciśnięte z bólu oczy, on bezszelestnie zniknął.

Porusza się niezwykle cicho i szybko.

Nie mijają dwie sekundy, a już jest z powrotem.

 

-Wypij to. – Podaje mi szklankę wypełnioną po brzeg jakimś gęstym płynem.

-To…

-Krew. – Kończy za mnie.

 

Wyznania Wampira: Część Piąta


-Boże. – Szepnęłam nieświadomie. W jego oczach dostrzegłam głód.

-Bóg ci nie pomoże.

 

Krzyknęłam i dostałam w twarz.

Mój oprawca warknął.

- Zamknij się!

 

Weszłam prosto w paszcze potwora, który zaraz mnie zabije! Nigdy nie brałam pod uwagę takiej możliwości. No, bo jak? Wampir w mugolskim klubie? Czarodzieja trudno było tu spotkać.

 

Wampir zbliżył swoją twarz ku mojej. Dłonie położył po moich bokach tak, że byłam unieruchomiona, nie mogłam pozwolić sobie na jakikolwiek, nawet najdrobniejszy ruch.

Zaczął mnie całować. Zachłannie, brutalnie jakby obawiał się, że ktoś może mu przerwać. Opierałam się, broniłam. Wszystko na nic – jest silniejszy.

Jedną ręką przytrzymał moje obie dłonie nad głową, drugą zerwał ze mnie bluzkę. Nie minęła kolejna minuta, a pozbył się reszty ubrań. Położył się na mnie.

Leżałam naga, wystraszona i bezbronna.

Coś jeszcze?

Tak.  Świadoma mojego końca. Właśnie kończył się mój żywot.

Łzy same zaczęły mi płynąć, choć z całej siły starałam się nie płakać.

W głowie kołata się myśl: Umieram.

Jego zimne dłonie błądziły po moim drżącym ciele.

Prawą ręką rozsunął mi nogi. Krzyknęłam, gdy zaczął mnie gwałcić.

 

Nie byłam dziewicą od dawna, jednak to, co on mi wtedy robił strasznie bolało. To tak jakby wbić sobie w brzuch tępe nożyczki i próbować przeciąć nimi skórę, sypiąc do tego sól na świeżo powstałą ranę! To tak jakby przejść operację wycięcia migdałków bez znieczulenia. To tak, jakby być uczulonym na pszczoły i zostać przez nie zaatakowanym.

 

Podczas całego tego aktu krzyczałam. Uciszył mnie dopiero kolejnym ciosem w twarz. Czułam jak puchnie mi oko.

-Zamknij się. – Wysyczał mi prosto w ucho.

Następnie zbliżył swoje usta to mojej szyi. Kilka drobnych pocałunków i mnie ugryzł.

Poczułam pieczenie i rozchodzące się po całym ciele, najpierw delikatne, potem coraz mocniejsze napięcie.

Wgryzł się mocniej, czuje to. Ten ból…

Boże… pozwól mi umrzeć, błagam.

Błagam…

Oddam wszystko, byle to ustało.

Zaczął ssać moją krew, w uszach słyszałam dziwne brzęczenie. Mało tlenu…

Czuje delikatne pieczenie i paraliż, który powoli rozchodzi się po moim ciele. Ale… to już nie jest moje ciało…

Z każdą minutą mojej krwi ciągle ubywało, a ta, która jeszcze była wolniej krążyła w żyłach.

Moje serce zwalniało…

Boże! Nie chcę tak umrzeć!

Nie słyszałam go, nie czułam…

Błagam…

W końcu się zatrzymało.

Na zawsze.

Jeszcze mój mózg, na koniec zarejestrował jakiś huk, ale nie wiem czy to nie agonia.

Przestałam oddychać…

Moje powieki powoli opadły na oczy.

Umarłam.

 

Umarłam człowiekiem.

 

Wyznania Wampira: Część Czwarta


Dziwi Was to,że mam męża?

Osobę, istotę, której na mnie zależy?

Która mnie kocha? Wielbi, szanuje?

Która pomaga mi, która POMOGŁA mi w pewnym okresie mojego życia?

Która ufa mi bezgranicznie, a której ja śmiało oddam swoje „życie”?

 

Zabawni jesteście!

Myślicie, że ktoś taki jak JA nie zasługuje na szczęście i miłość? Na odrobinę czułości?

Mylicie się!

Każdy zasługuje na szczęście. Na miłość także.

Ja też.

A już zwłaszcza ja.

Ktoś tak bardzo doświadczony przez los, przez życie.

 

Ech, wzdycham…

 

Nie przedłużam… słuchajcie dalej…

 

 

Stanęłam z NIM oko w oko.

Gorzej już być nie mogło…

Serce zaczęło mi szybciej bić. Ze strachu? Tak. To był strach.

Panicznie się go bałam.

-Wybierasz się gdzieś? – Zapytał aksamitnym głosem  mój koszmar.

-Tak. Do łazienki. – Pisnęłam zadziwiająco wyraźnie.

Zszedł mi z drogi i gestem ręki wskazał drzwi do owego pomieszczenia.

Weszłam tam, zamykając za sobą drzwi na haczyk. Nawet porządnego zamka tu nie było!

Stanęłam przed popękanym lustrem, ręką dotykając swojej misternie ułożonej fryzury. Teraz moje włosy jakby oklapły i mimo tony lakieru, straciły swoją sprężystość i blask. Westchnęłam.

Spojrzałam na swoje odbicie. Kogo ujrzałam?

Wystraszoną nastolatkę.

Tak. Bałam się jak Diabeł Święconej Wody.

 

Rozejrzałam się po tej tak zwanej łazience. Choć użycie terminu „łazienka” jest mocno naciągane. To pomieszczenie miało brudne ściany, popękane w wielu miejscach. Połamane i szczątkowe meble. Oderwana umywalka trzymała się tylko na strzępach silikonu, a jakieś brudne szmaty leżały  na podłodze. W rogach i przy podłodze rozprzestrzeniał się grzyb i różne inne zarazki.

Nie pomijając smrodu, oczywiście.

Fuj!

Naprzeciwko drzwi znajdowało się okno – wybite oczywiście.

No nic. Wychyliłam się z niego.

-Cholera. Drugie piętro. – Mruknęłam cicho spoglądając w dół na chodnik, w tym momencie akurat pusty. – Mogę sobie coś złamać…

Ale… lepiej zostać w tym koszmarze, czy zaryzykować i spróbować uciec?

To żaden wybór.

Zdjęłam szpilki i przesadziłam jedną nogę przez parapet. Muszę uważać na rozbite szkło, którego było tu pełno.

Usiadłam na nim w momencie, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.

- Co ty tam tak długo robisz? – Jego głos przestał być tak miły. Stał się oschły, wyprany z uczuć, zimny.

Nie odpowiedziałam.

Jeszcze się wąchałam. Skoczyć czy nie?

 

W chwili, kiedy wychyliłam się do przodu, poczułam silne szarpniecie do tylu.

Cholera!

Przystojniak wyważył drzwi i złapał mnie w ostatniej chwili.

Jeszcze ze dwie sekundy i byłabym na dole!

-Czy ty usiłujesz uciec? – Spojrzał na mnie, a ja ze strachem stwierdziłam, że jego oczy przybrały barwę szkarłatu.

Gdzie się podział ten cholerny błękit do kurwy nędzy?!

-Ja… – Nie zdołałam nic wykrztusić.

Złapał mnie za ramie i siłą zaciągnął do pokoju. Brutalnie popchnął na lóżko, uśmiechnął się i zaczął rozpinać koszule.

- Zaraz się przekonasz jak każemy nieposłusznych.

Patrzyłam ze strachem na jego poczynania.

Gdy pozbył się koszuli, mimo niekomfortowej sytuacji, w jakiej się znajdowałam, nie mogłam nie powiedzieć, że był cholernie dobrze napakowany i umięśniony.

Ponadto płaski brzuch pokrywał tatuaż przedstawiający dwa walczące ze sobą smoki.

A jego skóra była niezwykle blada, wręcz chorobliwie blada i jakaś taka… błyszcząca? Nie, ona skrzyła się jakby posypana brokatem, drobnymi kryształkami, które odbijały światło.

On, zbliżył się do mnie półnagi, niczym młody Bóg Seksu.

Leżałam na łóżku jak spetryfikowana, nie mogłam się ruszyć. Nic powiedzieć. Ledwo oddychałam.

Kiedy był już prawie nade mną uśmiechnął się ukazując swoje idealne zęby. Tyle, że teraz u góry zauważyłam ostro zakończone kły.

Głośno wciągnęłam powietrze do płuc.

-Boże. – Szepnęłam nieświadomie. W jego oczach dostrzegłam głód.

-Bóg ci nie pomoże.

Krzyknęłam.

 


Wyznania Wampira: Część Trzecia


Był środek lata, nie potrzebowałam żadnego okrycia. Wyszliśmy na prawie pustą ulice w centrum Londynu. Ciepły wiatr leciutko owiewał nasze ciała. Zaledwie trzy auta stały na chodniku i kilkoro przechodniów spacerowało w blasku księżyca. Masakra. Gdzie wszyscy?

Jest dopiero pierwsza w nocy! Dopiero teraz zaczyna się prawdziwe życie!

 

Nie wiedziałam tylko, że moje właśnie dobiega końca.

 

Skierowaliśmy się na strzeżony parking na tyłach klubu.

Szliśmy obok siebie. On obejmował mnie ramieniem, a ja jego. Dla osób postronnych wyglądaliśmy jak para zakochanych.

To śmieszne, bo przecież JA nie wierze w coś takiego jak miłość.

Owszem, ktoś może mi się podobać, ale to będzie tylko i wyłącznie pociąg fizyczny. Tak samo jak teraz. Chłopak mi towarzyszący jest czarujący i przystojny. W łóżku na pewno też był dobry. Tylko sex, na nic więcej liczyć nie mógł.

A ja?

To będzie jednorazowa przygoda z bardzo pociągającym chłopakiem.

Mmm

Mój towarzysz z kieszeni swoich spodni wyciągnął kluczyk do auta i jednym pstryknięciem otworzył czarne, sportowe ferrari. Piękny samochód.

Kulturalnie  niczym dżentelmen, otworzył mi drzwi. Wsiadłam.

On zajął miejsce za kierownicą. Ruszyliśmy.

Te kilka drinków wypitych w klubie, dość mocno zakręciło mi w głowie. Nie bardzo pamiętam, gdzie pojechaliśmy. Wiem tylko, że to nie było znane mi miejsce. Obca dzielnica. I do tego jakaś dziwna. Zaniedbana, zapuszczona. Brudna po prostu!

I tętniąca życiem.

Pomimo takiej pory, dla niektórych bardzo późnej, na ulicach pełno było ludzi. Kobiet, mężczyzn i dzieci.

Dziwne.

Zatrzymaliśmy się przed blokiem, utrzymanym chyba w najlepszej kondycji, a mimo to i tak zaniedbanym.

Wysiedliśmy.

On, zabawne – ale nawet nie zapytałam go o imię, nie było mi WTEDY do niczego potrzebne – złapał mnie za rękę i zaprowadził do środka, tego i tak obskurnego budynku.

Odrapana klatka schodowa i ten smród… Jakby coś tu zdechło. Co chwila marszczyłam nos? Ale on zdawał się tego nie zauważać.

Dotarliśmy na drugie piętro. Trzecie drzwi  po lewej. Jeśli mam powiedzieć szczerze, to ledwo trzymały się w zawiasach.

Krok w przód i dwa do tyłu.

Nie, no ty na pewno coś zdechło!

I sądząc po smrodzie musiało to być coś wielkiego, jak słoń, czy hipogryf na przykład.

-Rozgość się. – Rzucił chłopak.

Też mi coś!

Trafiłam do piekła i jeszcze mam się tu rozgościć? No, na pewno!

Okna pozabijane deskami, podrapane ściany. Zaraz, zaraz… To krew? Podeszłam do jednej ze ścian i palcami dotknęłam czerwonych plam.

Powąchałam.

Tak, to krew. I to dość świeża.

Koniec, spadam stąd!

Odwróciłam się i stanęłam oko w oko z moim najgorszym koszmarem.

Gorzej być nie mogło...

 

Chwila, chyba słyszę przekręcanie klucza w zamku naszych drzwi wejściowych. Tak, wraca mój mąż.

Jedyna dobra rzecz, kora mnie po tym wszystkim spotkała.

 A więc do usłyszenia.

Zerkam przelotnie na zegarek. Pierwsza w nocy.

Wychodzimy na obiad.

Wyznania Wampira: Część druga


-Mionka! – Tuż nad uchem słyszę krzyk Melani. – Tylko się nie oglądaj, ale ten blondyn przy barze cały czas się na ciebie gapi! – Gestykulowała z wypiekami na twarzy.

Nie mogłam się powstrzymać – obejrzałam się za siebie.

A tam, oparty o jeden z filarów przy barze, stał mega przystojniak. Tak, moi drodzy. Blondyn z zawadiacką grzywką opadającą mu na blade czoło i przesłaniającą błękitne oczy. W pierwszej chwili pomyślałam, iż to Malfoy! Zaraz jednak odrzuciłam od siebie te myśli. Szanowny Pan Arystokrata nie postawiłby nogi w mugolskim klubie, nawet tak dobrym jak ten. Ba! On nigdy by na mnie nie spojrzał, tak jak ten chłopak. To było tylko minimalne podobieństwo. Przecież  na świecie jest masa ludzi wyglądających tak jak on. Chyba zaczynam popadać w jakąś paranoje. Mmm, co nie zmienia faktu, że Pan Fretka jest niezwykle pociągający. A skoro nie mogę mieć oryginału, zadowolę się kopią.

Uśmiecham się zalotnie, oblizuje usta językiem i tanecznym krokiem do niego podchodzę.

- Witaj piękna. – Powiedział patrząc na mnie wygłodniałym wzrokiem. Zlustrował całą moją sylwetkę, gdy doszedł do twarzy zapytał: - Czy my się czasem nie znamy?

-Zależy, co przez to rozumiesz. – Odwróciłam się tyłem do baru i oparłam na nim swoje łokcie. W tej pozycji moje piersi wydawały się jeszcze większe. Delikatnie przygryzłam dolną wargę.

Widać było, że ma na mnie ochotę. Jego wzrok spoczął na moim dekolcie.

Barman podał mi mojego drinka.

Upiłam łyk, ale tak, aby kilka kropel spadło miedzy piersi.

Chłodny alkohol w połączeniu z rozgrzaną skórą spowodował na moim ciele delikatną gęsią skórkę. Brr!

-Zimno ci? – Jego wzrok pociemniał. Teraz w niczym nie przypominał mi błękitu oceanu. Raczej niebo przed burzą. Tak, przed burzą.

Podniósł rękę i delikatnie dotknął mojego policzka powodując powstanie na moim ciele kolejnej fali dreszczy, tym razem podniecenia.

Jego dłoń była zimna niczym stal, lecz wzrok stał się nagle gorący.

Moje tętno przyspieszyło.

On, uśmiechnął się.

Przejechał palcem wskazującym po mojej szyi. Zbliżył usta do mojej twarzy, rękę położył na tali.

-Chodźmy do mnie. – Zamruczał mi do ucha.

Posłuchałam go.

 

Posłuchałam. Nie wiem, czemu, ale to zrobiłam. Czy rzucił na mnie jakiś urok? Nie wiem. Zaufałam mu. Zaufałam, choć nie powinnam. Teraz to widzę. Ale teraz jest już na to za późno. Czasu nie cofnę.

Ale czy chce?

Sama nie wiem.

Biorę do reki lusterko i przyglądam się swemu odbiciu.

Piękne loki kaskadami opadające na smukłe ramiona. Długa szyja i zero zmarszczek. Zmysłowe usta, zgrabny nosek. Twarz idealna!

I oczy. Kiedyś o barwie czekolady, dziś szkarłatne.

Ten jeden wieczór 112 lat temu zmienił cale moje życie.

Wywrócił je do góry nogami, jak zwykli mawiać mugole.

Znów spoglądam w głęboką czerwień moich tęczówek.

Jestem głodna. Czas zapolować.

I chyba zapomniałam Wam powiedzieć…

Jestem wampirem…

Wyznania Wampira: Część Pierwsza


Lato roku 1998.

 

Był piękny i słoneczny lipiec. Dokładnie szesnastego.

Za oknami słońce miło ogrzewało twarze zarówno dzieci jak i dorosłych. W parkach i na skwerach można było spotkać tłumy odpoczywających po ciężkim tygodniu ludzi.

Sobota.

Matki bawiące się z pociechami, ojcowie leniwie przeglądający jakieś gazety, a nierzadko i czytający jakąś powieść. Nastolatkowie szczęśliwi, że w końcu w tym deszczowym klimacie doczekali się upałów.

Właśnie takiego ciepłego dnia dokładnie siedemnaście lat temu, o godzinie dwunastej rano na sali porodowej w szpitalu św. Tomasza w Londynie rozległ się płacz małego dziecka.

Tak, to byłam ja.

I właśnie dziś skończyłam siedemnaście lat.

Ale zamiast cieszyć się taką iście wakacyjną pogodą siedzę przed lustrem i szczotkuje moje loki.

Dlaczego, spyta ktoś?

A dlatego, że dziś wieczorem wychodzę ze znajomymi uczcić moje wejście w pełnoletniość!

Hurra!

Impreza, impreza i jeszcze raz impreza!

Stop. Ktoś się dziwi, że w wieku lat siedemnastu jestem pełnoletnia?

W MOIM świecie jestem już dorosła. W świecie magii i czarów.

Brednie, pomyślisz.

Żadne brednie – odpowiem.

Jestem czarownicą. Przez okrągłe dziesięć miesięcy w roku uczę się w szkole magii i czarodziejstwa, o dumnej nazwie Hogwart.

 

Wracamy do mojego wieczornego wyjścia…

Złoty cień na powieki, czarny tusz i taki sam eyeliner. Różowa szminka i błyszczyk.

Mauu! Wyglądam bosko!

Jeszcze tylko lakier do włosów. Utrwalam moją idealną fryzurę i gotowe.

 

Mój pokój.

Siedem na pięć metrów.

Złote ściany, gdzieniegdzie przyprószone srebrem – dla lepszego efektu.

W centralnym punkcie stoi ogromne łoże z mnóstwem puchowych poduszek, a nad nim baldachim. Może w nim śmiało spać siedem osób.

Wiem, bo to sprawdziłam.

Piętnastego sierpnia ubiegłego roku – prywatna impreza, wjazd za okazaniem zaproszenia. Jest, co wspominać!

Obok łóżka – nocna szafka, a na niej najnowsza powieść Stephena Kinga pod tytułem "Worek Kości" . Osobiście polecam.

Naprzeciwko szafeczki stoi moja „mała” toaletka.

Trój skrzydłowa, a do tego elektryczna – kąt nachylenia bocznych skrzydeł reguluję za pomocą pilota – z oryginalnym kryształowym szkłem. Jej rama zrobiona jest ze srebra, a do tego grawerowana, na moje specjalne życzenie – w lilie. Na środku znajduje się mała – także srebrna – rzeźba aniołka. Rozczula mnie ten widok. Naprawdę.

Obok stoi lustro mogące pokazać całą moją sylwetkę. I właśnie w tej chwili przed nim stoję i oglądam efekt mojej pięciogodzinnej pracy nad wyglądem.

Krótka mini spódniczka w komplecie z topem od Versacego,  projekt specjalnie dla mnie, nie chwaląc się – ma się te znajomości.

Złote szpilki od Coco Chanel.

Gotowe!

- No Mionka – mówię do swojego odbicia. – Wyglądasz świetnie. – Przesyłam lustru całusa i wychodzę z pokoju.

Kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt schodków w dół!

Czy ktoś kiedyś próbował zejść dwa pietra w butach na siedmio centymetrowej szpilce?

Nie? To i nie próbujcie.

Dziesięć minut później staje w holu mojego domu.

Rodzice? Pewnie na Hawajach. To ten czas.

Wchodzę do salonu zajmującego prawię połowę całego parteru. Druga połowa to kuchnia i jadalnia.

Biały puchaty dywan przed  kominkiem.

Kremowe, skórzane kanapy koło niego.

A na nich?

Siedzą wesoło rozmawiając moi przyjaciele.

-Miona! – Krzyknęła dziewczyna o blond włosach do pasa. Wstała z fotela i podeszła do mnie. – Wyglądasz wspaniale! – Pocałowała mnie w policzek, nie dotykając go. To takie nasze przywitanie. Buzi, buzi bez czułości.

-Dzięki Hannah! Ty również! – Patrzę z podziwem na jej długie i zgrabne nogi w srebrnych szpileczkach.

-Laski, wszystkie wyglądacie ekstra, ale może już czas się zbierać? – Powiedział Marco, nasz dzisiejszy ochroniarz.

-Ja też? – Zapytała go słodko się uśmiechając Melania, jego dziewczyna.

-A już zwłaszcza ty. – Pocałował ją w usta.

-Dajcie spokój. – Kris złapał Marca za szyje odciągając od dziewczyny. – Idziemy.

-Zaraz, zaraz. – Rozglądam się po nich, licząc wszystkich . - Ja, Hannah, Melania, Marco, Kris, Orion. – Wyliczam wskazując na poszczególne osoby palcem. – A gdzie Max, Fabia i Faust?

- Dojadą później. Starzy bliźniaków zrobili im straszną jazdę za ostatni wyskok. – Z odpowiedzią pospieszył Orion, nasz marzyciel. Blondynek, niewielkich rozmiarów, ale z masą pomysłów.

Bliźniaki, czyli Fabia i Faust.

-Och. Trudno. – Odpowiadam i wychodzimy.

Zawsze spotykamy się u mnie. Mam największy dom, a moi przyjaciele klucze do niego. Ufam im jak nikomu innemu.

Co prawda mam też INNYCH przyjaciół? W szkole.

Mniejsza o to.

Wsiadamy do mojej prywatnej limuzyny i jedziemy do jednego z najlepszych klubów w mieście. „Paradise lost” – Raj Utracony. Idealne miejsce dla grzeszników.

To  najlepszy klub nocny, do jakiego dostanie się jest marzeniem połowy młodzieży w całej Wielkiej Brytanii! Druga połowa to… hmmm lepiej to przemilczę.

Wstęp tylko dla VIPów. Swoją drogą jak tu nie być VIP’em, mając rodziców, którzy są najlepszymi prawnikami w mieście? Mogę pozwolić sobie na takie luksusy.

Ten klub … jest nieziemski!

Wejście jest po stromych  schodach do „Raju”, następnie mija się bramkę i kilka stopni w dół, do „Utraconego.”

Krwiście czerwone ściany, gdzieniegdzie z wizerunkiem Anioła i Demona., A do tego pochodnie zamiast lamp. Klub ma swój własny klimat. O tak.

Dookoła największej sali biegnie rządzik białych skórzanych fotelików i szklanych stolików. A w kącie bar, przy którym drinkami raczą się jacyś chłopcy.

Sex, drugs and rock and roll, chciałoby się rzec.

Gdy zjawiamy się na parkiecie, muza już dudni w głośnikach. Bawimy się świetnie.

Moje idealne ciało porusza się w rytm najnowszego singla Britney Spears pod tytułem „ Baby One More Time”.

Super muzyka, niebiański klimat i chłopcy.

Tak. Mega seksowni chłopcy.

Normalnie w szkole jestem zwykłą nastolatką – czarownicą, grzeczna, miła i uczynna – po prostu wzór do naśladowania! Ale tylko w szkole.

Wakacje są dla mnie. Dopiero wtedy jestem sobą – tą prawdziwą, rozpieszczoną do granic możliwości.

Najlepsze ciuchy, najdroższe kosmetyki, firmowe perfumy. PRAWDZIWY wzór do naśladowania.

Ostry makijaż, ale bez przesady i idealne skąpe ciuszki, delikatnie podkreślające moją opaleniznę przywiezioną prosto z Sycylii oraz biust w rozmiarze „C.” [!]

I imprezy.

Kocham to. Tu żyję. I oddycham.

Tak i teraz, bawię się w najlepsze, kiedy…

-Mionka! – Tuż nad uchem słyszę krzyk Melani. – Tylko się nie oglądaj, ale pewien blondyn przy barze cały czas się  na ciebie gapi!

 

 

Wzdycham. Tak, kiedyś to było życie. Sex, drugs and rock and roll. Śmiech.